Dla mnie wygląda normalnie, ale już po pierwszych odcinkach "Dziewczyn" wylała się na nią fala hejtu - jak taka zwykła dziewczyna z wystającym brzuchem i małymi cyckami mogła się rozebrać przed kamerą.
Dla przykładu shopourtv (serwis, który pokazuje, gdzie można kupić ciuchy, które ludzie widzieli w telewizji) przy bikini, w którym Lena wystąpiła w serialu, wrzucił taką fotkę:
Może tylko dla mnie jest w tym coś dziwnego. Nie wiem.
No więc Lena Dunham napisała książkę. Wydało mi się nieco głupie to, że książkę o swoim życiu napisała dziewczyna, która nie ma jeszcze trzydziestu lat, ale ponieważ jestem oczarowana jej talentem i jej feminizmem, postanowiłam ją przeczytać i tak.
I teraz nie wiem, czy dobrze zrobiłam. :)
Przyznaję, że mam problem z tym poziomem ekshibicjonizmu, jaki prezentuje "Nie taka dziewczyna". Nie dlatego, że mnie to krępuje, ale dlatego, że niekoniecznie jestem pewna, czemu to ma służyć. Z drugiej strony - rozumiem, że książka jest o seksualności i ciele, a tutaj trudno mówić półsłówkami.
Lena opisuje swoich kochanków, utratę dziewictwa, neurozy, paranoje, miłość i bezwarunkową akceptację rodziców, która nie sprawiła, że ominęły ją życiowe potknięcia, skłonność do brutalnych mężczyzn i nerwica natręctw
Seks w "Nie takiej dziewczynie", jest taki, jak w serialu "Dziewczyny" - niecukierkowy. Ludzie podczas niego rozmawiają o czymś innym, niż "ach, jakie masz lśniące włosy i jak bardzo cię kocham", nie wyglądają zgrabnie, kochają się na zmierzwionej, niewyprasowanej pościeli, a po wszystkim nie owijają się szczelnie w prześcieradło. Jest prawdziwy. Mnie też zawsze sceny erotyczne w tzw. mainstreamie wkurzały. Kto tak wygląda? Czemu po wszystkim kobieta ma nadal uczesane włosy, leży z osłonietymi piersiami, a mężczyzna przykryty do pasa? Przecież to głupie.
Wszystko, co widziałam jako dziecko, od "Beverly Hills 90210" do "Co się wydarzyło w Madison County", pozwalało mi wierzyć, że seks to wstydliwe, ciepło oświetlone zdarzenie, podczas którego dwoje gładkolicych frajerów o rozmarzonych spojrzeniach osiąga wspólny orgazm, oddychając sobie w twarz. Pierwszy raz, kiedy rozebrałam się przy facecie, choć było to groteskowe, ogromnie mi ulżyło, że nie próbował wtedy wdychać mojego zapachu i nie dotykał mojej piersi przy dźwiękach jęczącego Chrisa Isaaka.Brnąc dalej w opowieści o szkolnych miłościach, odkrywaniu swojego i cudzych ciał, mam ambiwalentne uczucia. Z jednej strony to wszystko ma jakąś moc - ta bezwzględna szczerość, nerwowe wypisywanie kalorii, kiedy postanawia się odchudzać (trochę jak u Bridget Jones), skupienie na sobie. Z drugiej strony - mam wrażenie, że to jednak książka dla kobiet znacznie młodszych ode mnie, dwudziestoletnich, powiedzmy. Osiemnastoletnich. Nie mogę się nie zgodzić chyba z zarzutami, że ta książka, to trochę jęczenia uprzywilejowanej, zamożnej, białej dziewczyny z dużego miasta, która nie ma większych problemów (chociaż trochę mi wstyd, że tak myślę).
Opowieści o jej amerykańskim dorastaniu brzmią dla Polki w moim wieku trochę tak, jakby Lena Dunham urodziła się co najmniej dekadę później, niż się urodziła. Nasze doświadczenia są tak bardzo różne, że trudno mi przejmować się niektórymi jej problemami. Z tyłu głowy mam cały czas hamulec: "nie możesz oceniać, dla każdego ważne jest coś innego, bla bla bla", ale na wierzch i tak wyłazi niechciana, oceniająca ja: "o co ci chodzi, dziewczyno?"
Myślę, że "Nie taka dziewczyna" może stać się bardzo ważną książką dla kobiet dopiero wkraczających w dorosłe życie. Książką o uczeniu się na błędach, książką o tym, że nie musimy pasować do tego, co wmawiają nam media, książką o nie cukierkowym seksie, o akceptowaniu siebie.
Ja o tej książce zapomnę bardzo szybko, ale gdybym miała, dajmy na to, dziewiętnaście lat, to byłabym olśniona.
I jestem bardzo ciekawa, jak by Lena napisała o tym wszystkim, o czym napisała, za trzydzieści lat. Bo teraz - cóż, ma mi do powiedzenia mniej, niż sama wiem. Jest ode mnie młodsza, nie ma dzieci (wiem, wiem, zaraz ktoś rzuci mi się do gardła, że nie trzeba mieć dzieci, żeby to i siamto, ale) i żyje jednak pod kloszem. Niech tworzy dalej, niech pisze więcej, życzę jej jak najlepiej. A książkę niech sobie poczytają dziewczyny, które właśnie zdały maturę.