Dawno mi się tak dobrze nie czytało czegoś tak ponurego. Niby człowiek wie, niby już wiele przeczytał. Niby jest świadomy, że np. pierwszą osobą w rodzinie, która umiała czytać, była babcia, ale i tak, jak się zderzy z tą nędzą po raz kolejny, to mu smutno.
"Chłopki" to obraz polskiej wsi, która - wydaje się - od stuleci była wyłącznie źródłem siły roboczej. Siły, która żyła krótko, bylejak, w brudzie, chorobie i zabobonie. W zestawieniu z wsiami Europy zachodniej (a nawet Czech!), w Polsce poziom analfabetyzmu na wsi przed II WŚ, był porażający. Trudno się w tym nie upatrywać przyczyn biegu naszej historii.
Lud niepiśmienny w niemal połowie (przypominam, już w XX wieku, kiedy "na zachodzie" ten wskaźnik wynosił np. 8%) łatwo poddawał się antysemickiej propagandzie kościoła (wstrząsający jest to rozdział w "Chłopkach" - nawet dla kogoś, kto ten temat zna - drżę za każdym razem, rozpoznając te same mechanizmy dziś, choć skierowane w inną grupę społeczną), dając pole do wydarzeń, o których wszyscy dobrze wiemy, a o których tak bardzo nie chce myśleć minister Czarnek.
Lud zaniedbany zdrowotnie, do którego żaden lekarz nie chciał jeździć, a jak już się udał, to rezygnował, bo siła przesądów była mocniejsza, niż lekarska siła przekonywania, że może trzeba jednak użyć zastrzyków z lekami, a nie nacierania zakażonej rany łajnem. Lud, którego kobiety były skazane na liczne porody, na pokątne aborcje, na śmierć dzieci i położnic, w bólu i brudzie.
W tym całym paskudztwie widzimy obraz konkretnych kobiet, które miały swoje życiorysy, mniej lub bardziej budujące. Z tej udręczonej masy wyłaniają się twarze konkretnych kobiet i ich losy, które udało się odtworzyć, choćby fragmentarycznie.
Jest to trochę odzyskane człowieczeństwo, bo autorka nie ocenia ludzi, ale raczej państwo i system (pokłosie pańszczyzny i obrzydliwa propaganda dwudziestolecia międzywojennego), które doprowadziły do tego, że obecne społeczeństwo jest raptem trzecim pokoleniem po wyjściu z chat do samych okien zasypanych krowim gównem. Bo doprawdy, tzw. arystokracji - o tyle "lepszej", że zamożnej i piśmiennej - był przecież w ogóle ludności kraju mierny ułamek. I to ułamek, któremu na poprawie warunków na wsi zwykle nie zależało.
Czytanie "Chłopek" to fantastyczna lekcja historii i prawdziwa przyjemność obcowania z dobrze napisanym tekstem. Na dodatek wydaje się, że to powinna być lektura obowiązkowa dla wszystkich, którzy marzą o powrocie do "starych, dobrych czasów", idealizują życie na wsi i uprawiają współczesną chłopomanię, marząc o nieskalanym losie wieśniaka zbratanego z przyrodą i moralnie nieskalanego (cokolwiek to ma znaczyć).
Doskonała książka!