Thomas ma dziewięć lat, a jego ojciec jest tyranem. Do tego tyranem ortodoksyjnie religijnym, czytającym na głos co wieczór Biblię i przekonanym, że mężczyzna musi swoją żonę i dzieci trzymać na bożym kursie twardą ręką, dla ich dobra. Cała rodzina chodzi w niedzielę do "specjalnego" kościoła, który jest daleko, ale nie jadą tramwajem, bo ojciec uważa, że to obraża boga - "Bóg nie chciał, żeby w niedzielę kursowały tramwaje".
Thomas ma starszą siostrę, Margot, która - z pozoru płocha i głupiutka - jako jedna z niewielu potrafi odwrócić uwagę ojca. Używa swojej maski niemądrego dziewczątka, by chronić przed biciem swoją matkę i brata. Do tego jest tam także sąsiadka, pani Van Amersfoort, która wprowadza Thomasa w świat książek (co nie podoba się ojcu, który sądzi, że jedyna dozwolona książka to Biblia), a do tego pomaga rodzinie wyrwać się spod władzy despoty.
Do tego Thomas często widzi rzeczy, których nie ma - na przykład deszcz żab; ma bujną wyobraźnię, kocha się w dziewczynie bez nogi i rozmawia z Jezusem, który go regularnie odwiedza. Jest niezwykłym chłopcem. Wrażliwym i przerażonym. I najbardziej na świecie pragnie być szczęśliwy.
Ta książka porusza wiele strun - temat przemocy w rodzinie jest tylko jedną z nich - mówi o sile literatury i muzyki, o mocy społecznego wsparcia, o kobiecości i o fanatyzmie. I nie ma jednoznacznej konkluzji na końcu, żadnej wielkiej puenty, bo życie nie jest czarno-białe. Ojciec ich kocha (na swój pokręcony sposób), ale nawet Jezus mu nie pomoże, jeśli sam nie zapragnie zmiany. Niewiele można zrobić, ale jedno jest pewne - szansa na zwycięstwo jest wtedy, kiedy nie jest się samemu, kiedy ktoś zza ściany zareaguje, kiedy w pomoc włączą się ludzie dobrej woli.
Autor, Guus Kuijer, zebrał za "Książkę" całe naręcze zasłużonych nagród. Odważył się ruszyć temat, który nie jest wygodny, o którym w książkach dla dzieci nie wspomina się od czasów Tomka Sawyera i Ani z Zielonego Wzgórza (kiedy bicie dzieci było niejako częścią krajobrazu). Nie wiem, czy kiedykolwiek w literaturze dla młodego człowieka czytałam coś równie przerażającego, jak opis lania spuszczanego Thomasowi przez ojca, więc bardzo Was proszę - jeśli zamierzacie swojemu DUŻEMU dziecku dać do przeczytania "Książkę wszystkich rzeczy" - najpierw sami ją przeczytajcie. Chociażby po to, żeby wiedzieć, o czym potem warto porozmawiać.
Nie żaby, nie komary i nie zaraza, tylko my jesteśmy najlepszą plagą. My, kobiety i dzieci. Żaden faraon się nam nie oprze.
Mój piątoklasista jeszcze tej książki nie czytał, ale położyłam ją niedawno na jego półce, żeby sięgnął, kiedy zechce. Książkę kupiłam prawie dwa lata temu i do niedawna sądziłam, że jest zbyt emocjonalnie wymagająca. Dziś już dorósł i wiem, że ją udźwignie, ale to sprawa bardzo indywidualna.
Za to wszystkim dorosłym polecam gorąco. Warto poznać Thomasa. Poza tym - podobno to postać wzorowana na prawdziwym człowieku i jego dziecięcych zapiskach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz