Kelly Barnhill nie jest początkującą autorką, ale na polskim rynku jest po raz pierwszy (i, mam nadzieję, nie ostatni) dzięki Wydawnictwu Literackiemu. Napisała jeszcze kilka książek dla dzieci i młodzieży, które koniecznie muszę przeczytać przy najbliższej okazji. A tymczasem opowiem Wam o "Dziewczynce, która wypiła księżyc", bo jest o czym opowiadać. I postaram się nie spoilerować. :)
Zacznijmy od tego, co wszyscy wiedzą z okładki - oto jest miasteczko i jest wiedźma. I dziewczynka, która przez pomyłkę zostaje napojona światłem księżyca, co daje jej niezwykłą moc. Miasteczko jest ponure i wierzy w złą wiedźmę z moczarów, która pożera dzieci. Pośród moczarów stoi wulkan i nikt się tam nie zapuszcza. Brzmi banalnie, prawda? A zupełnie nie jest.
Autorce udało się w opowieść o porzucaniu dzieci na żer wiedźmy wpleść baśń o adopcji, o cierpieniu, smutku i dojrzewaniu. Luna, która jest główną bohaterką, musi odkryć swoją moc, a miasteczko pośród moczarów, musi wyjść wreszcie spod jarzma złej władzy. Bo wiecie - to jest też opowieść o tym, że władza wykorzystuje ludzkie wierzenia i religie do swoich nieszlachetnych celów.
To jest bajka o świecie, w którym rządzący nie chcą, żeby podwładni mieli wiedzę, bo głupimi ludźmi łatwiej się rządzi (takie zdanie tam dosłownie pada). Naprawdę, to jest opowieść o tym wszystkim. A nawet, jeśli dobrze poczytacie między wierszami, jest tam skromniutki wątek o miłosierności eutanazji. Uprzedzam także lojalnie, że pewne treści, niezupełnie bezpośrednio podane, mogą być trudne do zaakceptowania przez rodziców ortodoksyjnie religijnych, albowiem w książce następuje pewna dekonstrukcja ludzkich wierzeń, a to, w co wierzyło wiele pokoleń przed nami, może okazać się toksyczne; zostaliście ostrzeżeni ;).
Nie brakuje w "Dziewczynce" miłości, przyjaźni i śmierci. Jest też absolutnie rozkoszny smok, przedwieczny troll i zło w czystej postaci. Oraz wielka opowieść o starości, starzeniu się i odchodzeniu. Oraz o dobroci i kłamstwie. I o tajemnicach rodzinnych, które zawsze w końcu wychodzą na jaw.
Nie potrafię zliczyć wątków tej książki utkanych w nie taką znowu długą baśń.
Jako osoba dorosła już w połowie książki większość splątanych nitek tej gawędy rozwikłałam, ale nie przeszkadzało mi to w doczytaniu do końca z ogromną radością.
Żałuję, że napisanie czegokolwiek więcej mogłoby Wam zdradzić fabułę i zepsuć zabawę, więc nie będę już się dalej rozwodzić, ale gdybyście szukali książki na prezent dla dorastających młodych ludzi, to jest dobry wybór. I gdyby jakiś mądry nauczyciel miał odwagę zadać lekturę spoza kanonu, lekturę, która może budzić ważne pytania i prowokować nietuzinkowe dyskusje, to niech wybierze tę książkę.
To jest wspaniała pozycja dla dzieci od, moim zdaniem, dziesiątego roku życia wzwyż. Śmiem twierdzić, że to będzie kiedyś klasyk nad klasyki. A przynajmniej chciałabym tego. :)
Wiele książek mi się podoba, dostrzegam ich zalety i wady, godzę się z tym, że nie ma ideałów i piszę Wam o tym. Czasem pozytywne jest już to, że książka jest "wystarczająco dobra".
A tutaj nie mam się do czego przyczepić. Niech to będzie dla Was rekomendacją. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz