20. Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie, dzień drugi.

20. Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie, dzień drugi.

Dzisiaj był czas na wyprawę z dzieckiem. Syn miał swoją listę książek do kupienia (głównie kontynuacje lubianych serii), więc nie ma, że boli.

Piątek był zdecydowanie bardziej tłoczny, niż czwartek. Przyszliśmy o dziesiątej, ale już po godzinie zrobiło się dość gęsto. Jeszcze do zniesienia, ale już niewiele brakowało, żeby jednak zawrócić na pięcie. Weekend to będzie miazga. ;)

I teraz mała uwaga - ludzie, nie prowadzajcie grup młodzieży na targi. Serio. Połowa tam może i chodzi zainteresowana, ale druga połowa oblega schody i kafeterię, cierpiąc ze znużenia i czekają na koniec. Po schodach do bufetu nie da się chodzić, bo są oblegane przez kilkunastoletnie, zmęczone życiem ciała. Bierzcie tylko tych zainteresowanych, a reszta niech ma wolne od szkoły (żeby nie było, że idą tylko po to, by nie było lekcji) i tyle. Ułatwicie życie wielu ludziom.

Dzisiaj znowu odwiedziłam stoisko Media Rodzina (oni zawsze mają fajne stoisko), bo "Pax" i "Kamienne anioły". Dostałam dziś od nich do zakupów ładną broszurę z ilustracjami Wilkonia do "Pana Tadeusza" (całkiem śliczne) oraz świetną, materiałową torbę, a dziecko zmywalne tatuaże. ;)



Potem poszliśmy do Wilgi po "Spirit Animals", gdzie chaos i masakra, a do książki przypinki (dziecko zbiera intensywnie).

W Czarnym ładne zniżki i magnetyczne zakładki do każdej książki, a na komiksowym zakątku już dzisiaj tłok. Na stoisku z używkami można dostać darmowy komiks "Szóstka", a na stoisku z Marvelami do grubego komiksu dorzucają cienki. Ceny też są w porządku.

Było tam też małe komiksowe stoisko obok Kultury Gniewu. Nie zapamiętałam czyje. Mieli jakieś koszmarne zbiory komiksów z NIE Urbana, których własną piersią bardzo mocno bronił pan tam obsługujący, krzycząc do każdego dziecka, które podeszło, że to nie dla dzieci. Miał zasadniczo rację, ale sposób, w jaki to robił był dość nieprzyjemny. Na dodatek stojak miał ustawiony niziutko, na wysokości dzieciaków i niemal na przejściu obok Marvela - każdy dzieciak ładował się prosto na niego. ;)




Jak zwykle było przemiło u Krytyki Politycznej. Pocztówkę z rysunkiem Marty Frej przyczepiłam nad biurkiem w mojej bibliotece.

A potem już wymiękłam. Zrobiło się gęsto, więc czas było uciekać.

W tym roku zostawiliśmy na Targach ogromną kwotę. Popłynęliśmy totalnie. Umówiliśmy się, że to już na Mikołajki dla wszystkich. Do Gwiazdki nie kupujemy nic a nic.

No, może ze dwie świąteczne książki, które mają premierę w listopadzie...


20. Międzynarodowe Targi Książki, dzień pierwszy.

20. Międzynarodowe Targi Książki, dzień pierwszy.

Ach, cały rok czekam na te dni. :) Targi Książki to jedna z tych rzeczy, które sprawiają, że jesień nie jawi mi się aż tak pesymistycznie. Dzisiaj jest pierwszy dzień jubileuszowych, dwudziestych krakowskich targów książki. I to wyjątkowo udana edycja. :)

Przyjechałam dziś o dziesiątej, na samo otwarcie, bo wiem, że tak jest najluźniej. Mogłam spacerować bez problemu między stoiskami, napawać się atmosferą, bez duchoty i ścisku. Przy wejściu do wzięcia magazyn targowy z mapką, zakładki, próbki książek (fragmenty różnych powieści, jeśli ktoś lubi), takie tam.



Od razu poszłam do Media Rodzina, po polską wersję "Przeklętego dziecka" (w ramach dodatków są dedykowane papierowe torby, zakładki i baloniki). Potem do "Znaku" po listy Szymborskiej, nowe wydanie "Mistrza" i nowe "Magiczne drzewo" (choć dopiero jutro idę z dzieckiem - po jego zakupy :)).



Po drodze chwyciłam kilka katalogów, żeby przejrzeć spokojnie przed jutrzejszą wizytą i kupiłam synowi "Czasodziejów", bo trudno ich dostać, mają mało kanałów dystrybucji (gratis dorzucają całkiem zgrabny magnesik ;)).

W salonie komiksu dopiero się część stoisk budowała. Nerdy są zawsze w niedoczasie. ;) W malutkim zakątku Kultury Gniewu kupiłam "Kościsko" (cena niższa o 10 zł. od okładkowej), a w Egmoncie nowe "Moje Wypieki" (w Empiku widzę po 70 zł., ale na targach po 50 zł.). Mój mąż w Helionie kupił synowi literaturę fachową (miła obsługa, zorientowany sprzedawca i duże, dobrze wyposażone stoisko), a ja szybko pobiegłam do Agory po nowego Samojlika.




Wydawnictwa dziecięce odwiedzę dopiero jutro, ale już mogę Wam powiedzieć, że jest wspaniale.

Na wielki plus - ponieważ kawiarnia nie była jeszcze o tej porze zapchana, poszliśmy na drugie śniadanie odpocząć (książki swoje ważą). Byłam bardzo mile zaskoczona jakością jedzenia. Nie miałam miłych wspomnień ze starej hali, a potem zwyczajnie nie korzystałam z kantyny. Tym razem się udało tam zabłądzić i proszę, proszę - pyszne kanapki, niesamowicie smaczny sernik, śliczne dania sałatkowe, jogurty z owocami, kawa. Wszystko ładne, apetyczne i świeże. Ceny średnie, ale nie lotniskowe. Za dwie kanapki, sok i spory kawałek sernika zapłaciłam 25 złotych. Da się przeżyć i jest smacznie.

Nie mogę się doczekać jutra. :) Na dodatek zbliża się długi weekend - tyyyle czasu na czytanie...
Październikowy kącik zapowiedzi

Październikowy kącik zapowiedzi

Zapowiedzi dawno nie było, a Gwiazdka tuż tuż. ;)

1. Na początek - w związku z tym, że dziś w nocy polska premiera "Przeklętego dziecka" - nowości rodem z Hogwartu.
Malowanki od Otwartego ukażą się między 24. a 26. października.




A notatniki 24. października:



2. Skoro jesteśmy przy fantastyce - dwie nowości starych nazwisk. Nowa na polskim rynku Le Guin i nowiuśki Tolkien. Obie od wydawnictwa Prószyński, ukażą się 8. listopada.



3. W świecie komiksów i picture booków (wybaczcie anglicyzm, ale to po prostu dobre określenie ;)) mamy też kilka ciekawostek. Drugi tom "Tymka i Mistrza" od Kultury Gniewu w listopadzie (ale oni lubią się spóźniać z premierami...):


Cudeńko z kategorii - kupić, bo ładne. ;) Historia baletu "Jezioro łabędzie" w przepięknej formie.
Poniżej macie okładkę, ale pod TYM linkiem możecie zajrzeć do środka. W Polsce wyda to Mamania 21. listopada:


I jeszcze komiks "Przez las" - od paru dni jest już do kupienia (wydawnictwo Entliczek):




4. Książki kucharskie. Nowa od Elizy Mórawskiej (wyd. Zwierciadło, 16. listopada), skandynawska (Buchmann, 23. listopada) i nowojorska (Znak, 23. listopada).




5. Nowości dla dzieci. Nowe "Magiczne drzewo" na pewno wywoła zachwyt u wielu młodych czytelników (Znak, 7. listopada), Muchomor wyda też nowe "Bajki filozoficzne" (które uwielbia mój syn, więc zwracam na nie uwagę szczególnie) 1. listopada:



A poza tym ciekawa pozycja, na Wyspach uznana za nową klasykę świąteczną, która wzbudza powszechny zachwyt i znakomite recenzje.
Przyda się na czas przedświąteczny. Niestety nie znam dokładnej daty wydania. Wydawnictwo Zysk podaje, że zostanie wydane "jesienią". Miejmy nadzieję, że wkrótce.


6. Nowy Randall Munroe. Mam w oryginale i gorąco polecam. Od Czarnej Owcy 23. listopada:


7. Listy Szymborskiej i Filipowicza. Czekam na nie bardzo niecierpliwie. Już za dwa dni do kupienia - od Znaku, oczywiście.


8. Nowe tłumaczenie "Mistrza i Małgorzaty"! Od Znaku, jeszcze w tym miesiącu.


I tyle. Pożegnajcie się serdecznie z gotówką.


Co nowego?

Co nowego?

Trudno mi się nie pochwalić, więc dzisiaj post o tym, co mam, a czego Wy (chyba) nie macie. ;)

Mój mąż tydzień temu wrócił z Nowego Jorku. Jako że tym razem nie byłam z nim, więc należała mi się sowita rekompensata za straty moralne. ;) I wiecie, wiecie, co dostałam?

Wiadomo, że książki.
Pierwsza to limitowane wydanie "Osobliwego domu" w oryginale. Nie chodzi jednak o samą książkę (której ekranizacja właśnie wchodzi do kin), ale o to, co w niej - małżonek mój, znając moje uwielbienie dla Tima Burtona, udał się na spotkanie z tymże (i z Briggsem, autorem książki), żeby zdobyć dla mnie autograf. I zdobył. Proszę bardzo.




Druga pozycja, to książka o twórczości Neila Gaimana. Pięknie ilustrowana, opisująca historię jego chyba wszystkich dzieł, zawierająca anegdoty, szkice, zdjęcia rękopisów i całe mnóstwo wszelkiego dobra.







A na koniec coś mniej egzotycznego, ale przynoszącego także sporo radości - świeżutkie, ilustrowane wydanie drugiego tomu Harry'ego Pottera. Jako człowiek łasy na gadżety, zamówiłam w przedsprzedaży, u źródła. I dostałam śliczne pocztówki z Ulicą Pokątną. :) Popatrzcie sobie, bo czemu nie. :)






I tak o. Właśnie dlatego papierowe książki nigdy nie wyjdą z użycia. :)
Teatr niewidzialnych dzieci

Teatr niewidzialnych dzieci

Bohater, Michał, mieszka w domu dziecka. Jest PRL, czasy mojego dzieciństwa. Zaczynają się strajki, pojawia się w tle Wałęsa i Solidarność, a autor książki, opowiadając o rzeczywistości, w której żyje bohater, gra w jakieś dziwne bingo - jakby chciał już na pierwszych kilkudziesięciu stronach wcisnąć absolutnie wszystkie atrybuty prlowskiego dorastania. Odhaczyć co do jednego.
Wymienia na jednym wdechu, że dzieci oglądają Stirlitza, że czytają "Tytusa" i "Świat Młodych", że jedzą ozorki i kotlety z jajek oraz budyń z sokiem, że z rzadka dostają paczki z zachodu, gdzie są kolorowe ubrania, że na ścianie wisi Bierut i Lenin, że kolejki, że, że, że. Wszystko na raz. 



Wiem, książka jest dla dzieci, które nigdy PRLu nie zaznały i trzeba im świat objaśnić. Niemniej mam wrażenie, że autorowi wylewa się nostalgia uszami i że musi wszystkie te elementy wprowadzić niemal OD RAZU. 

To jednak drobny zarzut, bo ogólnie to świetnie napisana, bardzo ciekawa, poruszająca historia i nie PRL jest w niej dla mnie ważny. Bez całego tła "epoki" to byłaby równie dobra książka (może nawet lepsza?), która mówi głównie o tym, jak - mimo starań dorosłych - nie da się zastąpić domu rodzinnego. Trzeba go stworzyć od nowa. Bardzo wiele opowiada także o dziecięcej wrażliwości, o rozwijającej się moralności i o budowaniu poczucia bezpieczeństwa.

Wielki dom dziecka, w którym spotykamy Michała na początku, to miejsce, gdzie wszystko działa na akord, a dzieci jest całe mrowie. Wszyscy muszą wstać o tej samej porze, myć się raz na dwa dni we wspólnej łaźni, małe dzieci mają wszystkie na raz obcinane paznokcie, przy wyjściu do szkoły trzeba się odhaczyć w zeszycie, a światło gaśnie zawsze o tej samej godzinie. Nie, nikt dzieci nie maltretuje, ale trudno tam o czułość, a maluchy wiedzą, że nie wolno się przywiązywać, bo rotacja wśród wychowanków i wychowawców jest ogromna; często ktoś znika z dnia na dzień, bez uprzedzenia. Po co cierpieć, lepiej w ogóle nie zaczynać kochać.

Jedno takie zniknięcie za dużo, kolejny cios w serce i Michał się rozpada na kawałeczki. A potem, żeby pomóc mu wrócić do zdrowych zmysłów, jedna z "cioć" załatwia chłopcu przeniesienie do małego, niemal rodzinnego domu dziecka, gdzie jest tylko kilkanaścioro dzieci i każde ma swój pokój, może myć się kiedy chce, a nawet spać przy zapalonej lampce. Cóż to za zmiana!

I wtedy pojawia się Sylwia, od której zaczyna się cała historia z teatrem (której nie zdradzę, żeby nie psuć zabawy).
Sylwia jest egzaltowana do zupełnie nierealistycznego poziomu, jej wypowiedzi, włożone w usta nastolatki, brzmią sztucznie i nieprawdziwie. Mnóstwo wielokrotnie złożonych, wzniosłych zdań, wypowiadanych nawet w stanie wielkiego wzburzenia, może przywoływać na myśl Anię z Zielonego Wzgórza, ale niestety - ja tego tutaj nie kupiłam. ;) Ale nie szkodzi. Historia się broni.

Poza tym "Teatr" jest fantastyczny, bo mówi o uczuciach. O tych trudnych, jak strach, samotność, opuszczenie. Mówi o dzieciach, których nikt nie chce i - choć to świat jednak przypudrowany i wygładzony - o tym wycinku rzeczywistości, o którym na co dzień nikt nie myśli. O dzieciach z domów, w których się piło, o "przygłupach", których nikt nie chce wychowywać, o kłopotliwych nastolatkach, którym jest już wszystko jedno.

Jak skończyłam czytać, poszłam mocno przytulić mojego syna.

Niekochane dzieci to chyba jeden z najsmutniejszych tematów. Mieliśmy w literaturze całe zastępy sierot, które w finale znajdowały nowe rodziny. Jak widać, to wciąż działa. :)
Copyright © 2014 Na regale , Blogger