Książki "do mania". Część pierwsza.
:)
Macie takie książki, które kupiliście tylko dlatego, że przyjemnie je mieć na półce? Wyjąć czasami, obejrzeć, poobcować z nimi i odstawić? Na pewno macie. Nie uwierzę, że nie. :)
Roboczo podzieliłam je na kilka zupełnie bezużytecznych kategorii, żeby łatwiej mi było napisać tego posta, ale nie przywiązujcie się do tego podziału za bardzo.
Na pierwszy ogień słowniki. Nie takie pożyteczne, Nadzwyczajnie merytoryczne. Co to to nie. Ale słowniki, które inspirują, bawią i rozbudzają ciekawość, skłaniają do sięgnięcia głębiej.
Na przykład te dwa:
Albo ten:
Jeśli chcecie rzetelny słownik symboli - kupcie znakomitego Cirlota. Ale jeśli chcecie się tylko zainspirować, obejrzeć ładne obrazki, pocieszyć Bardzo Grubą Książką w swoich rękach - ten jest świetny. Moje dziecko go uwielbia, ja też czerpię z niego radość. Totalnie powierzchowny, podzielony na kręgi kulturowe, przydatny umiarkowanie, ale cieszący oko.
Jeśli chodzi o "Bestiariusz" - to jest po prostu śliczny. I upiorny jednocześnie. Trochę jak Poe ilustrowany przez Grisa Grimly. No i gratka dla etnografów. ;)
Z zupełnie innej beczki jest "Lost in translation" - słownik niezwykłych wyrazów z różnych języków, wyrazów nieprzetłumaczalnych wprost, oznaczających zazwyczaj jakieś zjawisko, które w innych językach trzeba opisać kilkoma zdaniami. Ubaw niesamowity. :)
Kolejna kategoria, to książki do oglądanie - albumy ze sztuką (lubię i już) i książki obrazkowe (dla dzieci i nie tylko). Tych dla dzieci mam całkiem sporo, więc dzisiaj pokażę tylko kilka, ale kiedyś osobny post tym najładniejszym pewnie poświęcę.
Na przykład seria Piżamorama - zabawy optyczne, które bawią nie tylko dzieci.
Albo cudowna, artystyczna, wyjątkowa i bardzo na czasie - "Emigracja".
Książek z tej kategorii mogłabym wymieniać całkiem sporo, więc zostawię to na inną okazję.
Ostatnia grupa, która jest bliska mojemu bibliofilskiemu sercu, to książki, książczyny właściwie, pamiątkowe. Do takich zaliczam katalogi wystaw, które mnie zachwyciły (te przeglądam od czasu do czasu - tak jak albumy ze sztuką) i programy operowe/teatralne. Te drugie są w zasadzie bezużyteczne, ale nie mogę się im oprzeć, bo niosą ze sobą ładunek przyjemnych wspomnień. Niestety nie zawsze pamiętam, żeby kupić. :)
A Wy? Macie takie książki, które służą głównie "do mania"? Opowiecie mi o nich?
Macie takie książki, które kupiliście tylko dlatego, że przyjemnie je mieć na półce? Wyjąć czasami, obejrzeć, poobcować z nimi i odstawić? Na pewno macie. Nie uwierzę, że nie. :)
Roboczo podzieliłam je na kilka zupełnie bezużytecznych kategorii, żeby łatwiej mi było napisać tego posta, ale nie przywiązujcie się do tego podziału za bardzo.
Na pierwszy ogień słowniki. Nie takie pożyteczne, Nadzwyczajnie merytoryczne. Co to to nie. Ale słowniki, które inspirują, bawią i rozbudzają ciekawość, skłaniają do sięgnięcia głębiej.
Na przykład te dwa:
Albo ten:
Jeśli chcecie rzetelny słownik symboli - kupcie znakomitego Cirlota. Ale jeśli chcecie się tylko zainspirować, obejrzeć ładne obrazki, pocieszyć Bardzo Grubą Książką w swoich rękach - ten jest świetny. Moje dziecko go uwielbia, ja też czerpię z niego radość. Totalnie powierzchowny, podzielony na kręgi kulturowe, przydatny umiarkowanie, ale cieszący oko.
Jeśli chodzi o "Bestiariusz" - to jest po prostu śliczny. I upiorny jednocześnie. Trochę jak Poe ilustrowany przez Grisa Grimly. No i gratka dla etnografów. ;)
Z zupełnie innej beczki jest "Lost in translation" - słownik niezwykłych wyrazów z różnych języków, wyrazów nieprzetłumaczalnych wprost, oznaczających zazwyczaj jakieś zjawisko, które w innych językach trzeba opisać kilkoma zdaniami. Ubaw niesamowity. :)
Kolejna kategoria, to książki do oglądanie - albumy ze sztuką (lubię i już) i książki obrazkowe (dla dzieci i nie tylko). Tych dla dzieci mam całkiem sporo, więc dzisiaj pokażę tylko kilka, ale kiedyś osobny post tym najładniejszym pewnie poświęcę.
Na przykład seria Piżamorama - zabawy optyczne, które bawią nie tylko dzieci.
Albo cudowna, artystyczna, wyjątkowa i bardzo na czasie - "Emigracja".
Książek z tej kategorii mogłabym wymieniać całkiem sporo, więc zostawię to na inną okazję.
Ostatnia grupa, która jest bliska mojemu bibliofilskiemu sercu, to książki, książczyny właściwie, pamiątkowe. Do takich zaliczam katalogi wystaw, które mnie zachwyciły (te przeglądam od czasu do czasu - tak jak albumy ze sztuką) i programy operowe/teatralne. Te drugie są w zasadzie bezużyteczne, ale nie mogę się im oprzeć, bo niosą ze sobą ładunek przyjemnych wspomnień. Niestety nie zawsze pamiętam, żeby kupić. :)
A Wy? Macie takie książki, które służą głównie "do mania"? Opowiecie mi o nich?
Oj, doskonale Cię rozumiem! Też mam takie książki!
OdpowiedzUsuńTaka najbardziej oglądana to "Visions of Heaven: The Dome in European Architecture" Davida Stephensona (poluję jeszcze na Heavenly Vaults: From Romanesque to Gothic in European Architecture).
Poza tym wszystkie książki Iwony Chmielewskiej i te ilustrowane przez Katarzynę Bogucką (tak naprawdę kupuje je dla siebie, a nie dla Madame). :)
Tym dla dzieci, które kupuję dla siebie, poświęcę innego posta. :D
Usuń