Panie z Cranford, czyli czytajmy powieści wiktoriańskie. :)

Czasami, kiedy jestem zmęczona, znużona i nie wiem, co czytać, sięgam po powieści wiktoriańskie. Dają mi one dużo spokoju, czerpię z nich radość, jakiej nie daje mi żadna inna literatura. Próbowałam szukać obyczajowych czytadeł we współczesnej literaturze, ale większość mnie drażni, męczy i żenuje. Oczywiście są wyjątki, ale jednak wiktoriańskim bajaniom pozostaję wierna.

Można by uznać, że pisanie o książce z XIX wieku pewnie nikogo nie zainteresuje, ale postanowiłam zaryzykować. :) Hej, i tak na blogu nie zarabiam, więc nie muszę dbać o kliki. ;)

Z "Paniami z Cranford" zetknęłam się najpierw w formie serialowej. Znakomity to serial, z cudownymi charakterami oparty (choć niezbyt ortodoksyjnie) na powieści Gaskell.



"Panie z Cranford" to opowiastki o kilku paniach z małego miasteczka. Panie nie są zamożne, choć nie wypada o tym mówić. Plotkują zdrowo i kochają konwenanse. A najbardziej je ekscytuje, kiedy ktoś te konwenanse łamie. Och, wtedy dopiero jest powód do spotkania.

"Jakby nie dość już tego, że był rodzaju męskiego, że związał się z tą obrzydłą koleją, posiadał jeszcze tyle bezczelności, że mówił o swojej biedzie! Doprawdy, należałoby zerwać z nim wszelkie stosunki! Śmierć jest równie prawdziwa i powszechna jak ubóstwo, a przecież nie rozprawia się o niej głośno na ulicy."

Mamy tu świat, który jest pełen postaci żywych i krwistych, choć zawieszonych w rzeczywistości tragicznej i komicznej jednocześnie. Ludzie umierają jakby tylko dlatego, że, dajmy na to, odwiedzili Paryż. Albo ratując niewiasty z opresji, albo po prostu dlatego, że tak postanowili. Bywają tu historie dramatyczne, ale opowiedziane ze spokojem i w pogodzeniu z kolejami losu. Cudowne to jest i wiktoriańskie na wskroś.

A do tego Gaskell miała znakomite poczucie humoru i umiała w kilku zdaniach wspaniale opisać np. zmagania pań z posiadaniem nowego dywanu, który należy okrywać gazetami, by słońce go nie odbarwiło. Brzmi nudno? Pewnie takie trochę jest, ale niewiele rzeczy pozwala tak bardzo się zrelaksować. :)



Niektórzy mówią, że Austen jest lepsza. Ja sądzę, że nie ma sensu porównywać. Gaskell ma inne poczucie humoru. A w "Paniach z Cranford" nie ma wielkiej fabuły, nie ma żadnej intrygi, romanse są raczej niewielkie, panie są już wiekowe, a ich życie kręci wokół oszczędzania świec i odwiedzania przyjaciółek. Nie czytamy tej książki, żeby dowiedzieć się, która z bohaterek wyląduje na końcu z przystojnym amantem na ślubnym kobiercu. Czytamy ją, bo panie z Cranford są miłymi kobietami, a nam jest miło z nimi przebywać.

Polecam na wiosnę. Bo mogę. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Na regale , Blogger