Mundra.

Uwielbiam Wydawnictwo Czarne. Gdyby "Mundra" została wydana gdzie indziej, pewnie bym jej nie przeczytała, bojąc się taniej sensacji i okrągłych zdań. Jednak po przeczytaniu fragmentu tej książki w Wysokich Obcasach - TUTAJ - moja miłość do etnografii, historii medycyny i fascynacja położnictwem (oraz tęsknota za kolejnym dzieckiem, niestety ;)) sprawiły, że MUSIAŁAM tę książkę mieć.


Przeczytałam ją od razu, od deski do deski, jednym tchem. 
"Mundra" to opowieść o kobiecości. Nie tylko o porodach, medycynie, o niedocenionym zawodzie położnej, ale o sile kobiet. Powiedziałabym nawet - chociaż to zabrzmi niepoprawnie nawet dla mnie samej, buntuję się przeciwko temu odczuciu - że jest to książka, której mężczyźni mogą nie zrozumieć. Tyle w niej soczystego estrogenu, tyle - waham się, czy to nie zabrzmi głupio, ale brakuje mi lepszych słów - mistycznego wtajemniczenia w ten element życia, którego mężczyźni nie mogą do końca z kobietami dzielić, że, kiedy skończyłam czytać, prawie poczułam - tu kolejna idiotyczna, nieracjonalna i głupia rzecz - napływające mleko. To charakterystyczne mrowienie, które odczuwa się jeszcze długo po tym, jak przestanie się karmić - zwłaszcza kiedy zapłacze niemowlę.

Mamy tutaj zapis dziesięciu rozmów z położnymi - "najstarsza ma ponad dziewięćdziesiąt lat i pierwsze porody przyjmowała podczas II wojny światowej, najmłodsza - dwadzieścia sześć i pracowała w szpitalu w Tanzanii"
Jest w tych rozmowach z położnymi starej daty coś takiego, co czułam, czytając najstarsze tomy "Pamiętników lekarzy" - tekstów nadsyłanych tuż po wojnie (ale opowieści często przedwojenne) na konkurs literacki ZUSu (tak, tak!) dla państwowych medyków (może kiedyś o nich napiszę nawet, w ramach odgrzebywania rzeczy dziwnych i niepopularnych). Niedowierzanie wymieszane z fascynacją. Tylko że w "Mundrej" opowieści są wyłącznie o kobietach i na kobietach skupione. Mężczyźni gdzieś tam są, w tle, ale w momencie porodu - panowie wybaczcie - oni się nie liczą. 

W ostatecznym rozrachunku to książka bardzo budująca, trochę apoteoza porodu naturalnego (co się niektórym spodoba, a inni powiedzą, że duby smalone), ale też pochwała postępu medycyny. Mimo wszystko - kobiety wreszcie przestały masowo umierać przy porodzie. 

Nie wszystkie położne, z którymi rozmawia Sylwia Szwed, są "do lubienia". Mają różne poglądy, niektóre nie piętnują kobiet za wybieranie cesarki, inne uważają, że się babom w dupach poprzewracało, ale wszystkie mają do powiedzenia coś interesującego, a to nie do przecenienia. 

Wydawnictwo Czarne ciągle w formie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Na regale , Blogger