10 książek mojego życia.
Zwykle nie biorę udziału w łańcuszkach.
Zazwyczaj są głupie, zajmują czas, uwagę i w ogóle - są złem w stanie czystym.
Tym razem jednak postanowiłam się złamać, bo przeczytałam wiele ciekawych list znajomych dalszych i bliższych, dziennikarzy, blogerów i całej masy innych ludzi; co najdziwniejsze - czytanie tych list sprawiało mi przyjemność.
Dwa razy ktoś poprosił mnie, żebym udostępniła swoją listę, ale nie miałam do tego głowy.
Poza tym nie umiałam wybrać tylko dziesięciu książek.
Będzie więc lista książek, które były dla mnie kiedyś ważne, do których z sentymentu wracam (czasem tylko we fragmentach), które znaczyły coś dla mnie kiedyś, albo znaczą coś dla mnie teraz; są subiektywnie istotne z powodów osobistych. Nie będzie to zatem lista najlepszych książek, jakie czytałam, uprzedzam. :)
1. "Opowieść dla przyjaciela" Haliny Poświatowskiej - z powodu nastoletnich fascynacji. Niektóre fragmenty do dziś znam na pamięć. Ba! Kiedyś się celowo uczyłam całych stron, żeby wygłosić je konkursie recytatorskim. Do dziś przy czytaniu odczuwam lekkie dreszcze.
2. Ania, Emilka i (zwłaszcza!) Jane stworzone przez Lucy M. Montgomery. Do dziś pamiętam te wzruszenia. Książki dzieciństwa.
3. "Lód" Jacka Dukaja - bo po tej książce zrozumiałam, że nigdy nie będę pisarką. Nie ma sensu pisać, jeśli nie można pisać tak dobrze. A tak dobrze pisać nigdy nie będę umiała. Porzuciłam wtedy swoją pożalsięboże prozę, rozpoczętą lata wcześniej i poprawianą przez kilka lat, nigdy nie skończoną. Trzeba znać swoje ograniczenia. Cholerny Dukaj, jak można tak władać językiem?
4. "Amerykańscy bogowie" i "Nigdziebądź" Gaimana - bo to były pierwsze książki pana Neila, które przeczytałam i dzięki nim zostałam bałwochwalczo wielbiącą fanką jego dzieł. Ma u mnie w domu osobną półkę.
5. Wiersze Szymborskiej. Czytywałam je na cmentarzu. Nie z dziwnych powodów, co to to nie. Po prostu z rodzicami mieszkaliśmy w małym mieszkaniu i ciężko było w nim o ciszę i spokój. Nie miałam też w zasadzie całkiem własnego pokoju, więc w ładne dni chodziłam na spacer na cmentarz. Tam było cicho. Były też ławki. I czytywałam tam wiersze. Bo jakoś tak. Taką dziwną nastolatką byłam.
Poza tym to uwielbiam Szymborską do dziś i jest dla mnie bardzo ważna.
6. "Bar McCarthy'ego" McCarthy'ego i "Ulica Marzycieli" Wilsona, bo dzięki tym książkom pierwszy raz na poważnie odkryłam literaturę brytyjską (zwłaszcza irlandzką). Poza tym jak próbowałam sobie przypomnieć dzisiaj wszystkie książki, które utkwiły mi w pamięci, to jakimś cudem te dwie przyszły mi do głowy jako jedne z pierwszych.
7. Muminki - bo dzięki nim poznałam skandynawską literaturę dziecięcą, którą cenię sobie bardzo po dziś dzień. Poza tym Muminki są cudowne. :)
8. "Boże igrzysko" Normana Daviesa - pierwsza książka, która tak naprawdę pozwoliła mi poznać historię Polski w sposób spójny i zrozumiały. Szkolna historia, strasznie nielogicznie podana i poszatkowana, nie przyniosła mi wiele pożytku. Dopiero Norman i pomógł poukładać sobie wszystko w głowie.
9. "Niewinny antropolog" Nigela Barleya - bo przeczytałam go na pierwszym roku studiów i, kiedy przypomina mi się ta książka, przypomina mi się także sala wykładowa na Grodzkiej, bezstroskie studenckie czasy, bar mleczny, kilku mniej lub bardziej zacnych profesorów i w ogóle - łezka w oku.
10. "Mistrz i Małgorzata" Bułhakowa - bo od tej książki z kolei zaczęła się moja przygoda z literaturą rosyjską. Na dodatek moja pierwsza wizyta w krakowskim teatrze to było pójście na wielogodzinny, nocny spektakl Lupy w Starym. "Mistrz i Małgorzata" w wersji niezapomnianej.
Wyszło banalnie, ale te najważniejsze książki często są banalne.
Chciałam jeszcze dodać kolejne dziesięć, bo jak już zaczęłam rozpamiętywać, to rzucili się na mnie Kafka, Bracia Lwie Serce, Lew Aslan, nawet Harry Potter we własnej osobie; mogłabym tak bez końca.
Pozostawiłam więc tylko te subiektywnie szczególne książki. Chociaż pewnie za rok przypomniałabym sobie zupełnie inne.
Zazwyczaj są głupie, zajmują czas, uwagę i w ogóle - są złem w stanie czystym.
Tym razem jednak postanowiłam się złamać, bo przeczytałam wiele ciekawych list znajomych dalszych i bliższych, dziennikarzy, blogerów i całej masy innych ludzi; co najdziwniejsze - czytanie tych list sprawiało mi przyjemność.
Dwa razy ktoś poprosił mnie, żebym udostępniła swoją listę, ale nie miałam do tego głowy.
Poza tym nie umiałam wybrać tylko dziesięciu książek.
Będzie więc lista książek, które były dla mnie kiedyś ważne, do których z sentymentu wracam (czasem tylko we fragmentach), które znaczyły coś dla mnie kiedyś, albo znaczą coś dla mnie teraz; są subiektywnie istotne z powodów osobistych. Nie będzie to zatem lista najlepszych książek, jakie czytałam, uprzedzam. :)
1. "Opowieść dla przyjaciela" Haliny Poświatowskiej - z powodu nastoletnich fascynacji. Niektóre fragmenty do dziś znam na pamięć. Ba! Kiedyś się celowo uczyłam całych stron, żeby wygłosić je konkursie recytatorskim. Do dziś przy czytaniu odczuwam lekkie dreszcze.
2. Ania, Emilka i (zwłaszcza!) Jane stworzone przez Lucy M. Montgomery. Do dziś pamiętam te wzruszenia. Książki dzieciństwa.
3. "Lód" Jacka Dukaja - bo po tej książce zrozumiałam, że nigdy nie będę pisarką. Nie ma sensu pisać, jeśli nie można pisać tak dobrze. A tak dobrze pisać nigdy nie będę umiała. Porzuciłam wtedy swoją pożalsięboże prozę, rozpoczętą lata wcześniej i poprawianą przez kilka lat, nigdy nie skończoną. Trzeba znać swoje ograniczenia. Cholerny Dukaj, jak można tak władać językiem?
4. "Amerykańscy bogowie" i "Nigdziebądź" Gaimana - bo to były pierwsze książki pana Neila, które przeczytałam i dzięki nim zostałam bałwochwalczo wielbiącą fanką jego dzieł. Ma u mnie w domu osobną półkę.
5. Wiersze Szymborskiej. Czytywałam je na cmentarzu. Nie z dziwnych powodów, co to to nie. Po prostu z rodzicami mieszkaliśmy w małym mieszkaniu i ciężko było w nim o ciszę i spokój. Nie miałam też w zasadzie całkiem własnego pokoju, więc w ładne dni chodziłam na spacer na cmentarz. Tam było cicho. Były też ławki. I czytywałam tam wiersze. Bo jakoś tak. Taką dziwną nastolatką byłam.
Poza tym to uwielbiam Szymborską do dziś i jest dla mnie bardzo ważna.
6. "Bar McCarthy'ego" McCarthy'ego i "Ulica Marzycieli" Wilsona, bo dzięki tym książkom pierwszy raz na poważnie odkryłam literaturę brytyjską (zwłaszcza irlandzką). Poza tym jak próbowałam sobie przypomnieć dzisiaj wszystkie książki, które utkwiły mi w pamięci, to jakimś cudem te dwie przyszły mi do głowy jako jedne z pierwszych.
7. Muminki - bo dzięki nim poznałam skandynawską literaturę dziecięcą, którą cenię sobie bardzo po dziś dzień. Poza tym Muminki są cudowne. :)
8. "Boże igrzysko" Normana Daviesa - pierwsza książka, która tak naprawdę pozwoliła mi poznać historię Polski w sposób spójny i zrozumiały. Szkolna historia, strasznie nielogicznie podana i poszatkowana, nie przyniosła mi wiele pożytku. Dopiero Norman i pomógł poukładać sobie wszystko w głowie.
9. "Niewinny antropolog" Nigela Barleya - bo przeczytałam go na pierwszym roku studiów i, kiedy przypomina mi się ta książka, przypomina mi się także sala wykładowa na Grodzkiej, bezstroskie studenckie czasy, bar mleczny, kilku mniej lub bardziej zacnych profesorów i w ogóle - łezka w oku.
10. "Mistrz i Małgorzata" Bułhakowa - bo od tej książki z kolei zaczęła się moja przygoda z literaturą rosyjską. Na dodatek moja pierwsza wizyta w krakowskim teatrze to było pójście na wielogodzinny, nocny spektakl Lupy w Starym. "Mistrz i Małgorzata" w wersji niezapomnianej.
Wyszło banalnie, ale te najważniejsze książki często są banalne.
Chciałam jeszcze dodać kolejne dziesięć, bo jak już zaczęłam rozpamiętywać, to rzucili się na mnie Kafka, Bracia Lwie Serce, Lew Aslan, nawet Harry Potter we własnej osobie; mogłabym tak bez końca.
Pozostawiłam więc tylko te subiektywnie szczególne książki. Chociaż pewnie za rok przypomniałabym sobie zupełnie inne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz