Głód.

W wersji papierowej książka onieśmiela. 700 stron. Cegła. Na dodatek ten temat - kto by chciał spędzić długie godziny czytając o ludziach konających z głodu w świecie pełnym jedzenia?


Caparros jedzie m.in. do Indii, Bangladeszu, Sudanu. W USA też mają swoje za uszami. Jedzie i patrzy. Zadaje pytania, których się czasami potem wstydzi. Czyta raporty, statystyki, dane dostarczone przez organizacje pozarządowe. Odwiedza kliniki "lekarzy bez granic", w których próbuje się ratować skrajnie niedożywione dzieci i gdzie nie zawsze się to udaje. Czasami "tylko" dlatego, że ludzie nie rozumieją, czym jest głód. Nie wierzą, że dziecko umiera z głodu - no przecież jadło (placek z mąki, codziennie, no, prawie codziennie, placek z mąki i tylko placek z mąki - dorosły na tym przeżyje jako tako lata, ale dziecko umrze z braku substancji umożliwiających rośnięcie, bo biologia jest bezwzględna).
Ilość źródeł, do których sięgnął autor "Głodu", imponuje. Wykonał pracę rzetelną, wiarygodną, dobrze udokumentowaną i przez to przerażającą jak cholera.

Oto żyjemy w świecie, w którym jest  50 tysięcy gatunków jadalnych roślin uprawnych. Przemysłowa produkcja nie lubi jednak różnorodności, więc obecnie uprawianych jest jedynie 250 gatunków, z czego 90% kalorii pochodzi z zaledwie piętnastu gatunków roślin. Brzmi idiotycznie, zważywszy na różnorodność warunków przyrodniczych na naszej planecie. Tylko że przemysł się nie rozmienia na drobne, a lokalni rolnicy potrzebują wsparcia.

Weźmy taki Niger, w którym codziennie ludzie umierają z głodu. Ma milion kilometrów kwadratowych. I jest drugim w świecie producentem cholernie drogiego uranu, ale kraj nie czerpie z tego korzyści, bo monopol na wydobycie posiadła francuska firma Areva, która płaci państwu jedynie niewielki procent za dzierżawę.
W 2007 roku odkryte zostały złoża w Azeliku i prezydent Mamadou Tandja postanowił rozpocząć nową grę: wydobyciem miała zająć się spółka chińsko-nigerska. Areva protestowała, ale bez skutku. Dwa lata później znaleziono kolejne złoże, w Imourarene. Uranem zainteresowała się Francja [...] trzy czwarte [jej] elektryczności pochodzi z elektrowni jądrowych [...]. Niemal połowa pochodzi z Nigru. 
W lutym 2010 roku prezydent Tandja przystąpił do rozmów z Chińczykami, chcąc rozpocząć eksploatację nowych złóż. Kilka dni później został odsunięty od władzy w wyniku zamachu stanu, którym kierował pułkownik Djibo. Objąwszy rządy pułkownik zerwał rozmowy z Chińczykami, potwierdzając "wdzięczność i lojalność" swego kraju wobec Francji i Arevy. W następnym roku w wyborach powszechnych został wyłoniony nowy prezydent, Mahamadou Issoufou, inżynier górnictwa pracujący dla Arevy. 
Na początku tego wieku Bank Światowy opracował plan nawodnienia, który miał umożliwić eksploatację ponad 400 tys. ha ziemi; powierzchnia uprawna zwiększyłaby się dziesięciokrotnie, wszyscy mieszkańcy kraju mieliby zapewnioną żywność. Ale kraj będący drugim w świecie producentem uranu nie miał ani grosza na rozpoczęcie prac.
To tylko jedna z wielu podobnych historii. Są kraje, jak Etiopia, gdzie zbiory w dobre pogodowo lata bywały olbrzymie, większe niż popyt, ale nie było spichlerzy, by je magazynować, więc zapasy zgniły, a duża część z nich w ogóle nie dotarła do odbiorców (którzy nadal umierali), bo nie było dróg. Zatem w kolejnych latach rolnicy produkowali mniej, żeby nie ponieść strat (albo dlatego, że z powodu strat zbankrutowali i nie mieli już za co obsiać pól). A ludzie nadal umierają, chociaż ziemia dałaby radę ich wyżywić.

Nie miałam siły do tych historii. Do rozmów z matkami, których dzieci umierają, jedne po drugim, kiedy tylko zostaną odstawione od piersi. Czytałam to wszystko z zapartym tchem, nie mogąc się oderwać i jednocześnie wcale nie chcąc o tym wszystkim czytać.

Wiecie, ta książka ma parę konkluzji. I jednocześnie nie ma żadnej. Bogaty, syty, zachodni świat ma teraz inne problemy, więc nikomu nie pomoże. Jest zbyt ociężały i siedzi odwrócony do tego dramatu plecami. Na dodatek - cóż, wybaczcie, ale tak to wygląda - te dzieci z ramionkami cienkimi jak gałązki mają niewłaściwy kolor skóry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Na regale , Blogger