Psotnice podwórkowe.
W listopadzie (?) makdonald do swoich zestawów dla dzieci dodawał książki. Czasami zdarza nam się tam jeść, więc w ręce wpadła nam też fastfudowa literatura.
Seria "Czytam sobie" to książki dla dzieci, które dopiero zaczynają samodzielnie czytać, więc generalnie żadnej z nich bym sama już nie kupiła, bo u mnie w domu już mam na stanie tylko dziecko czytające sprawnie, ale skoro dawali, tośmy wzięli ;) "poziom trzeci" - dla dzieci wprawionych już w czytaniu. Ot, żeby przynajmniej tekst był dłuższy.
Ło matko.
Książki tej serii są pisane przez polskich autorów (o większości nigdy w życiu nie słyszałam) i ilustrowane przez polskich ilustratorów (tak na oko to z tym już nieco lepiej).
Nam się trafiło dzieło pt. "Psotnice podwórkowe", autorstwa niejakiego Rafała Witka. Syn przeczytał, odłożył, zapomniał, żadnych wrażeń nie zrelacjonował.
Ja też wzięłam to do ręki, przeczytałam i - tak szczerze - nie wiem, o czym to było. Chyba o psocących dziewczynkach, które przestają psocić, ale nic poza tym powiedzieć nie umiem, chociaż czytałam ją wczoraj, kiedy wyciągnęłam ją w czasie sprzątania spod stosu porzuconych pod biurkiem papierów.
Jeśli tak ma wyglądać literatura zachęcająca dzieci do samodzielnej lektury, to nie wiem, czy to jest dobry pomysł w dobie umierającego w Polsce czytelnictwa. Oby inne książki z tej serii były lepsze, bo inaczej słabo to widzę.
Patronat honorowy nad tą akcją objęła Biblioteka Narodowa - myślę, że powinni byli jednak zainwestować w bardziej wprawne pióra (z całego towarzystwa, które znalazłam na ich stronie www, dobrze kojarzę tylko pana Kasdepke i panią Frączek).
Owszem, książeczki są ładnie wydane i niedrogie, a ilustracje mają estetyczne, ale jeśli ktoś w pierwszym rzucie trafi na takie "Psotnice" - nudne i o niczym - to po drugą książkę z tej serii (albo i żadną inną :P) już nie sięgnie za nic w świecie.
Tak więc ten, no - makdonald pozostaje makdonaldem, a czytanie lepiej zacząć od czegoś normalnego. Czegoś, co nie jest programowo "polecane przez metodyków" do czytania na początku swojej czytelniczej drogi.
Seria "Czytam sobie" to książki dla dzieci, które dopiero zaczynają samodzielnie czytać, więc generalnie żadnej z nich bym sama już nie kupiła, bo u mnie w domu już mam na stanie tylko dziecko czytające sprawnie, ale skoro dawali, tośmy wzięli ;) "poziom trzeci" - dla dzieci wprawionych już w czytaniu. Ot, żeby przynajmniej tekst był dłuższy.
Ło matko.
Książki tej serii są pisane przez polskich autorów (o większości nigdy w życiu nie słyszałam) i ilustrowane przez polskich ilustratorów (tak na oko to z tym już nieco lepiej).
Nam się trafiło dzieło pt. "Psotnice podwórkowe", autorstwa niejakiego Rafała Witka. Syn przeczytał, odłożył, zapomniał, żadnych wrażeń nie zrelacjonował.
Ja też wzięłam to do ręki, przeczytałam i - tak szczerze - nie wiem, o czym to było. Chyba o psocących dziewczynkach, które przestają psocić, ale nic poza tym powiedzieć nie umiem, chociaż czytałam ją wczoraj, kiedy wyciągnęłam ją w czasie sprzątania spod stosu porzuconych pod biurkiem papierów.
Jeśli tak ma wyglądać literatura zachęcająca dzieci do samodzielnej lektury, to nie wiem, czy to jest dobry pomysł w dobie umierającego w Polsce czytelnictwa. Oby inne książki z tej serii były lepsze, bo inaczej słabo to widzę.
Patronat honorowy nad tą akcją objęła Biblioteka Narodowa - myślę, że powinni byli jednak zainwestować w bardziej wprawne pióra (z całego towarzystwa, które znalazłam na ich stronie www, dobrze kojarzę tylko pana Kasdepke i panią Frączek).
Owszem, książeczki są ładnie wydane i niedrogie, a ilustracje mają estetyczne, ale jeśli ktoś w pierwszym rzucie trafi na takie "Psotnice" - nudne i o niczym - to po drugą książkę z tej serii (albo i żadną inną :P) już nie sięgnie za nic w świecie.
Tak więc ten, no - makdonald pozostaje makdonaldem, a czytanie lepiej zacząć od czegoś normalnego. Czegoś, co nie jest programowo "polecane przez metodyków" do czytania na początku swojej czytelniczej drogi.
----
A jutro kącik zapowiedzi wydawniczych.
I przypominam o TYM POŚCIE. :)
Chłopcy mieli Kasdepke z maka.. zdecydowanie prezentował się lepiej ;)
OdpowiedzUsuńTe książki mają bardzo nierówny poziom. Np. "Szarka" jest w porządku, jest fabuła, nawet ciekawa. Ale mamy też inną, która była niestrawna. Mam wrażenie, że założenia metodyczne zakładają użycie określonej liczby słów (ze stosowną liczbą sylab), i czasem kombinacje autora, aby te założenia spełnić, biorą górę nad stworzeniem opowiadania znośnego literacko oraz powstają koszmarki z różnymi dziwnymi słowami. Ale ilustracje rzeczywiście w porządku.
OdpowiedzUsuńMagda
My mamy Robot Roberta, bardoz przyjema opowiesc, bardzo ladnie zilustrowana :)
UsuńKarola Kirka
Psotnice podwórkowe są dla dziewczynek tak na moje oko, może dlatego młody nie załapał? Nam się podobały, bo były śmieszne, nawet troch dostaliśmy głupawki wyobrażając sobie rzeżuchę na głowie niektórych znanych aktorów. tak że chyba kwestia grupy celu i rodzaju poczucia humoru?
OdpowiedzUsuńMyślę, że też kwestia gustu, a może i wieku? :) Jednemu się podoba to, innemu tamto. I dobrze, tak ma być. :) Może też rok temu podobałoby się bardziej, a teraz już mój syn jest na to za duży, bo tak do "załapania" nic nie było właśnie? Za proste już? Nie wiem. Recenzje są, wiadomo, subiektywne. :)
UsuńI jeszcze - ja nie dzielę literatury na "dla dziewczynek" i "dla chłopców". Ot, tak mam. :)