Noe. Wszystko, co pełza po ziemi.

O pierwszej części komiksu Aronofsky'ego pisałam TUTAJ.

W kąciku zapowiedzi czekałam na część drugą.
I wreszcie jest. I trochę (ale tylko trochę) rozczarowuje. Może dlatego, że pierwsza część była taka znakomita, druga już mniej zachwyca? A może dlatego, że mniej w niej dużych, malarskich kadrów? Albo dlatego, że Noe, podobnie jak wątek płodności jego przybranej córki, mnie tutaj trochę wkurza?


Tak, jasne, chłop ma cholernie ciężką misję, musi być twardy do bólu; arka powstaje w mękach, zwierzęta się gromadzą, nie ma czasu na sentymenty. Zwłaszcza, że ludzka zdegenerowana swołocz nie ułatwia mu życia. Do pomocy ma co prawda olbrzymy, ale nie sądzę, żeby one dodawały Noemu miękkości w obejściu. ;)

Niemniej - nadal uważam, że za mało miejsca w tym "odcinku" poświęcone zostało samej arce, a za dużo migdaleniu się. :]


Mniej tutaj szczegółów tego postapokaliptycznego świata. Kolory wszelkich ujęć przyrody utrzymane są w kolorystyce jesiennej. Widzimy schyłkowość istniejącego świata. W poprzedniej części komiksu prawie w ogóle nie było żadnych roślin i zwierząt, więc dopiero teraz widzimy, że coś się tam jeszcze ostało, że istnieje jeszcze coś, co można ocalić, chociaż widać, że to ostatni moment na ratunek.

Czasami razi mnie w zwiastunie ekranizacji "Noego" soczystość i dziewiczość przyrody. Tak jakby sam Aronofsky zmienił nieco koncepcję w trakcie filmowania. Nie widzę tam też nigdzie olbrzymów, które w komiksie pełnią dość istotną rolę w całej tej historii.


No ale nic to. Zobaczymy. Komiks ma jeszcze dwa tomy, filmu jeszcze nikt nie widział. Nie wiem wszystkiego.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Na regale , Blogger