Historia pewnego statku i Apollo 11
Nie byłam zachwycona książką z serii "Czytam sobie", która wpadła mi w ręce jakiś czas temu. Domyślałam się, że seria poziom ma nierówny i że ilustracje akurat są dość sensowne, ale nie zamierzałam kupować innych części. Do czasu...
Do czasu, aż moje dziecko, które uwielbia film "Titanic" (cóż...), a także ma obsesję na punkcie kosmosu, nie wypatrzyło gdzieś w gazecie reklamy pewnych dwóch pozycji z tej serii. Ugięłam się, kiedy dostałam 20% rabatu do pewnej internetowej księgarni. Kilka złotych, niech mu będzie. Masz, dziecko, czytaj i daj mi wreszcie spokój. ;)
"Historia pewnego statku" Zofii Staneckiej jest książką, która streszcza katastrofę Titanica w sposób dość banalny i prosty (jest przeznaczona dla dzieci średnio zaawansowanych w samodzielnym czytaniu, więc prostota języka sprawia, że treść powinien zrozumieć już czterolatek, jeśli go kręci tematyka statków).
Literacko nie ma się co spodziewać cudów, merytorycznie też jest to raczej bajka, a nie zgłębianie tajemnicy realnej katastrofy. Śmierć pasażerów jest raczej zasygnalizowana, niż opisana. Niemniej - dla dzieci zainteresowanych tematem to pozycja bardzo przyjemna, z kolorowymi ilustracjami Joanny Rusinek. Książka, której bym nie kupiła sześciolatkowi, który czyta na dorosłym poziomie, gdyby nie to, że Titanic go fascynuje i chce mieć wszystko na ten temat. ;)
Druga pozycja, "Apollo 11" Ewy Nowak, to już inna para kaloszy. Przeznaczona dla dzieci sprawnie czytających, jest już zdecydowanie warta uwagi rodziców starszaka.
Merytorycznie bardzo przyzwoita, z konkretną wiedzą, słowniczkiem pojęć i długim, dość szczegółowym opisem misji. Ilustracje Tomka Kozłowskiego mają wkomponowane zdjęcia astronautów i kilka zdjęć z wydarzenia, o którym jest mowa.
Autentycznie ciekawe, literacko poprawne, zawierające informacje, które mogą być bardzo zajmujące dla dziecka w wieku wczesnoszkolnym (np. wiedza o tym, jak astronauci robili siku ;)).
Obie pozycje mają na końcu dołączone estetyczne naklejki i zakładki do książek. Przyznaję, że w porównaniu ze słabymi "Psotnicami podwórkowymi", te - nowsze - części serii "Czytam sobie", są wykonane dużo ładniej. I chociaż nie jest to literatura wysokich lotów (widać, że przy pisaniu autorzy skupiali się na tym, żeby używać słów o określonym przez twórcę serii poziomie trudności), to nie ma się też za bardzo do czego przyczepić.
Do czasu, aż moje dziecko, które uwielbia film "Titanic" (cóż...), a także ma obsesję na punkcie kosmosu, nie wypatrzyło gdzieś w gazecie reklamy pewnych dwóch pozycji z tej serii. Ugięłam się, kiedy dostałam 20% rabatu do pewnej internetowej księgarni. Kilka złotych, niech mu będzie. Masz, dziecko, czytaj i daj mi wreszcie spokój. ;)
"Historia pewnego statku" Zofii Staneckiej jest książką, która streszcza katastrofę Titanica w sposób dość banalny i prosty (jest przeznaczona dla dzieci średnio zaawansowanych w samodzielnym czytaniu, więc prostota języka sprawia, że treść powinien zrozumieć już czterolatek, jeśli go kręci tematyka statków).
Literacko nie ma się co spodziewać cudów, merytorycznie też jest to raczej bajka, a nie zgłębianie tajemnicy realnej katastrofy. Śmierć pasażerów jest raczej zasygnalizowana, niż opisana. Niemniej - dla dzieci zainteresowanych tematem to pozycja bardzo przyjemna, z kolorowymi ilustracjami Joanny Rusinek. Książka, której bym nie kupiła sześciolatkowi, który czyta na dorosłym poziomie, gdyby nie to, że Titanic go fascynuje i chce mieć wszystko na ten temat. ;)
Druga pozycja, "Apollo 11" Ewy Nowak, to już inna para kaloszy. Przeznaczona dla dzieci sprawnie czytających, jest już zdecydowanie warta uwagi rodziców starszaka.
Merytorycznie bardzo przyzwoita, z konkretną wiedzą, słowniczkiem pojęć i długim, dość szczegółowym opisem misji. Ilustracje Tomka Kozłowskiego mają wkomponowane zdjęcia astronautów i kilka zdjęć z wydarzenia, o którym jest mowa.
Autentycznie ciekawe, literacko poprawne, zawierające informacje, które mogą być bardzo zajmujące dla dziecka w wieku wczesnoszkolnym (np. wiedza o tym, jak astronauci robili siku ;)).
Obie pozycje mają na końcu dołączone estetyczne naklejki i zakładki do książek. Przyznaję, że w porównaniu ze słabymi "Psotnicami podwórkowymi", te - nowsze - części serii "Czytam sobie", są wykonane dużo ładniej. I chociaż nie jest to literatura wysokich lotów (widać, że przy pisaniu autorzy skupiali się na tym, żeby używać słów o określonym przez twórcę serii poziomie trudności), to nie ma się też za bardzo do czego przyczepić.
Na sam koniec dodam jeszcze, że w serii "Czytam sobie" ukazała się też inna książeczka "z tej bajki" - dla dzieci dopiero zaczynających przygodę z czytaniem, z małą ilością prostego tekstu, która jednak zwróciła moją uwagę, bo jej ilustracje, autorstwa Ewy Poklewskiej-Koziełło, są wyjątkowo udane.
Nie miałam jej osobiście w rękach, ale wydawnictwo udostępniło imponujące zdjęcia - tak więc - dla rodziców maluchów i tych dzieciaków, które dopiero zaczynają samodzielnie czytać, jest to zdecydowanie do rozważenia:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz