Uparte serce.
Przyznaję, że w temacie Haliny Poświatowskiej niewiele może mnie zaskoczyć.
Jako nastolatka, licealistka, zaczytywałam się w Poświatowskiej. Przeczytałam wszystkie jej wiersze, listy, prozę. "Opowieść dla przyjaciela" znam fragmentami na pamięć (i obecnie uważam, że jest lepsza, niż jej wiersze; wracam do niej też znaczenie częściej, niż do poezji). Utożsamiałam się z nią, pisałam wiersze i byłam podobnie egzaltowana. ;)
Przeczytałam wszystkie dostępne biografie i opracowania - książki Izoldy Kiec, Marioli Pryzwan, Małgorzaty Szułczyńskiej. Mam je nawet wszystkie w domu. To była obsesja. :D
Chociaż już wyrosłam trochę z tej miłości, książkę Kaliny Błażejewskiej kupiłam w dniu premiery. I przeczytałam bardzo, bardzo zachłannie. W zasadzie nie dowiedziałam się z niej niczego nowego (poza drobiazgami), ale z ogromną przyjemnością zagłębiłam się w tekst - pięknie napisany, rzetelnie opracowany.
Jest to biografia lekko (nie przesadnie!) fabularyzowana. Czyta się ją jak powieść, płynnie, z ciekawością; nawet ja, chociaż wiedziałam, co będzie dalej, nie mogłam się doczekać każdej kolejnej strony.
Kalina Błażejewska zachowuje niezwykle dokładną chronologię, opisuje życie Haliny niemalże miesiąc po miesiącu. I nie omija rzeczy niewygodnych. Kapryśność, czasem pewien egocentryzm, kochliwość, dramatyzowanie Haliny - były często ukrywane (na tyle, na ile się dało) w tekstach o niej. Jakby autorki poprzednich biografii nie chciały mierzyć się z tym, że Poświatowska, chociaż wspaniała, była też, no wiecie, zwyczajna. O próbie samobójczej (z miłości!) nie wspomina prawie nikt. Autorka "Upartego serca" od tego nie ucieka, nie urągając przy tym pamięci o poetce.
Bliżej poznajemy tutaj także kochanków, przyjaciół, lekarzy (cudowny Julian Aleksandrowicz! - przypomina mi trochę Szczeklika), rodzinę Haliny. W tle pojawiają się znane postacie - Szymborska wraz z Adamem Włodkiem i Kornelem Filipowiczem (westchnięcie), okropny Kosiński (ach, jaki okropny!), Dygat, Harasymowicz, Jastrun (ojciec), i tak dalej. Plus krakowski światek, znany już tym, co czytali np. świetny "Mój Znak" Illga.
Próbowałam znaleźć jakiś fragment, który mogłabym zacytować, żeby jakoś zakończyć recenzję, ale nie mogłam się zdecydować. Poza tym miałam poczucie, że nie umiem być w tym temacie obiektywna, reagować jak "świeży" czytelnik, znaleźć wyjątkowy fragment, bo temat jest mi za dobrze znany.
W zamian kilka zdjęć, po prostu.
Jako nastolatka, licealistka, zaczytywałam się w Poświatowskiej. Przeczytałam wszystkie jej wiersze, listy, prozę. "Opowieść dla przyjaciela" znam fragmentami na pamięć (i obecnie uważam, że jest lepsza, niż jej wiersze; wracam do niej też znaczenie częściej, niż do poezji). Utożsamiałam się z nią, pisałam wiersze i byłam podobnie egzaltowana. ;)
Przeczytałam wszystkie dostępne biografie i opracowania - książki Izoldy Kiec, Marioli Pryzwan, Małgorzaty Szułczyńskiej. Mam je nawet wszystkie w domu. To była obsesja. :D
Chociaż już wyrosłam trochę z tej miłości, książkę Kaliny Błażejewskiej kupiłam w dniu premiery. I przeczytałam bardzo, bardzo zachłannie. W zasadzie nie dowiedziałam się z niej niczego nowego (poza drobiazgami), ale z ogromną przyjemnością zagłębiłam się w tekst - pięknie napisany, rzetelnie opracowany.
Jest to biografia lekko (nie przesadnie!) fabularyzowana. Czyta się ją jak powieść, płynnie, z ciekawością; nawet ja, chociaż wiedziałam, co będzie dalej, nie mogłam się doczekać każdej kolejnej strony.
Kalina Błażejewska zachowuje niezwykle dokładną chronologię, opisuje życie Haliny niemalże miesiąc po miesiącu. I nie omija rzeczy niewygodnych. Kapryśność, czasem pewien egocentryzm, kochliwość, dramatyzowanie Haliny - były często ukrywane (na tyle, na ile się dało) w tekstach o niej. Jakby autorki poprzednich biografii nie chciały mierzyć się z tym, że Poświatowska, chociaż wspaniała, była też, no wiecie, zwyczajna. O próbie samobójczej (z miłości!) nie wspomina prawie nikt. Autorka "Upartego serca" od tego nie ucieka, nie urągając przy tym pamięci o poetce.
Bliżej poznajemy tutaj także kochanków, przyjaciół, lekarzy (cudowny Julian Aleksandrowicz! - przypomina mi trochę Szczeklika), rodzinę Haliny. W tle pojawiają się znane postacie - Szymborska wraz z Adamem Włodkiem i Kornelem Filipowiczem (westchnięcie), okropny Kosiński (ach, jaki okropny!), Dygat, Harasymowicz, Jastrun (ojciec), i tak dalej. Plus krakowski światek, znany już tym, co czytali np. świetny "Mój Znak" Illga.
Próbowałam znaleźć jakiś fragment, który mogłabym zacytować, żeby jakoś zakończyć recenzję, ale nie mogłam się zdecydować. Poza tym miałam poczucie, że nie umiem być w tym temacie obiektywna, reagować jak "świeży" czytelnik, znaleźć wyjątkowy fragment, bo temat jest mi za dobrze znany.
W zamian kilka zdjęć, po prostu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz