Cień i kość.
Przyznaję, że nigdy nie sięgnęłabym po "Cień i kość", gdybym trafiła na tą książkę w księgarni. Nigdy, przenigdy. Opis na okładce (kolejny, próbujący podeprzeć się cudzym sukcesem - prawa do wersji filmowej wykupił sam producent filmów o Harrym Potterze) sprawiłby, że odłożyłabym ją z obrzydzeniem. Nie, żebym nie czytała czasem "taniego" fantasy, bo czasami czytam, ale ta książka to akurat po prostu nie moja bajka.
Tym razem jednak uznałam, że może coś w tym jest, kiedy na fejsbuku jedna z osób, z którymi studiowałam (i znałam jako osobę, która raczej się walorami literackimi "Zmierzchu" nie zachwyca), polecała ją, jako "niesamowitą". No dooobra. Może jednak...
A potem, kiedy dostałam "Cień i kość" w swoje ręce, okazało się, że koleżanka polecała ją być może niekoniecznie tylko dlatego, że jej się podobała... ;) Niemniej - niech tam, przeczytam, skoro już mam tą książkę w domu.
Główna bohaterka, Alina, żyje w świecie, w którym władzę dzierżą, mający niezwykłe moce, Griszowie. Już od pierwszego rozdziału wiemy także - co wkrótce okaże się niezwykle irytujące - że Alina zakochana jest w swoim przyjacielu z dzieciństwa, Malu, który oczywiście nie wie jeszcze, że też jest w niej zakochany.
Wzdychania Aliny są niezwykle szczeniackie i nużące, a cały wątek miłosny jest najgorszą, najbardziej tandetną częścią książki. Możliwe jednak, że po prostu nie jestem targetem Cienia. Możliwe, że jestem po prostu o jakieś 15 lat za stara na czytanie o trzepotaniu serca i westchnięciach.
Niestety główna bohaterka potrafi położyć nawet najbardziej dramatyczne sceny. Przykładowo - Alina zostaje wbrew swej woli wsadzona do powozu możnego Darklinga i jest wieziona w nieznane, pilnowana przez kilku zbirów. Dziewczyna przygląda się jednemu ze swoich strażników i nagle stwierdza: Kiedy już mu się przyjrzałam, musiałam przyznać, że był przystojny. Serio? No skoro już mnie ktoś niemal porwał, to niech chociaż będzie ładny, nie? :]
Albo - Alina podróżuje kilka dni w morderczym tempie, grozi jej śmierć. Na postoju idzie do strumyka, gdzie rozmawia z Darklingiem, który wcześniej uratował jej życie:
Okazało się bowiem, że Alina ma ogromną moc, o której nie miała do tej pory pojęcia. Moc ujawniła się, kiedy podczas przeprawy przez pełną potworów, mroczną i niebezpieczną Fałdę Cienia, uratowała swoich przyjaciół przed rozszarpaniem przez krwiożercze wilkry.
Generalnie panna ciągle się czerwieni i bez przerwy ocenia czyjś i swój wygląd. Jest to do tego stopnia niepoważne, że - chociaż w tej książce da się znaleźć kilka interesujących rzeczy - naiwność Aliny psuje całą ewentualną przyjemność z lektury.
Na okładce widnieje także polecający cytat:
Powieść Bardugo przypomina mnóstwo rzeczy, które już czytałam - Fałda Cienia nasuwa od razu skojarzenia z nieszczęsnym Goodkindem i jego zaświatami (żeby nie było, Goodkind też mi się nie podobał ;)), albo świat umarłych z serii "Stare królestwo" Gartha Nixa (bardzo dobrej serii zresztą, jedna z bardziej udanych serii fantasy).
Książka nie jest źle napisana, a stworzony świat mógłby się podobać (ponoć oparty na realiach imperialnej Rosji). Niestety, ponieważ byłam zmuszona śledzić fabułę oczami pustej lalki, nie potrafiłam docenić tej książki. Jestem przekonana, że książka trafiła na listę bestsellerów New York Timesa za sprawą czternastoletnich dziewcząt. I niech im tam. Na zdrowie.
Osobiście jednak nie jestem skłonna tego polecić. No, chyba że ktoś bardzo lubi romanse dla nastolatek.
Tym razem jednak uznałam, że może coś w tym jest, kiedy na fejsbuku jedna z osób, z którymi studiowałam (i znałam jako osobę, która raczej się walorami literackimi "Zmierzchu" nie zachwyca), polecała ją, jako "niesamowitą". No dooobra. Może jednak...
A potem, kiedy dostałam "Cień i kość" w swoje ręce, okazało się, że koleżanka polecała ją być może niekoniecznie tylko dlatego, że jej się podobała... ;) Niemniej - niech tam, przeczytam, skoro już mam tą książkę w domu.
Główna bohaterka, Alina, żyje w świecie, w którym władzę dzierżą, mający niezwykłe moce, Griszowie. Już od pierwszego rozdziału wiemy także - co wkrótce okaże się niezwykle irytujące - że Alina zakochana jest w swoim przyjacielu z dzieciństwa, Malu, który oczywiście nie wie jeszcze, że też jest w niej zakochany.
Wzdychania Aliny są niezwykle szczeniackie i nużące, a cały wątek miłosny jest najgorszą, najbardziej tandetną częścią książki. Możliwe jednak, że po prostu nie jestem targetem Cienia. Możliwe, że jestem po prostu o jakieś 15 lat za stara na czytanie o trzepotaniu serca i westchnięciach.
Niestety główna bohaterka potrafi położyć nawet najbardziej dramatyczne sceny. Przykładowo - Alina zostaje wbrew swej woli wsadzona do powozu możnego Darklinga i jest wieziona w nieznane, pilnowana przez kilku zbirów. Dziewczyna przygląda się jednemu ze swoich strażników i nagle stwierdza: Kiedy już mu się przyjrzałam, musiałam przyznać, że był przystojny. Serio? No skoro już mnie ktoś niemal porwał, to niech chociaż będzie ładny, nie? :]
Albo - Alina podróżuje kilka dni w morderczym tempie, grozi jej śmierć. Na postoju idzie do strumyka, gdzie rozmawia z Darklingiem, który wcześniej uratował jej życie:
Poczułam, jak policzki mnie pieką ze wstydu: nagle uświadomiłam sobie, że moja kefta jest podarta i za duża, że mam brudne włosy i sińca na twarzy, którego nabił mi fjerdański zabójca. Czy Darkling patrzył teraz na mnie i żałował, że mnie zaciągnął z sobą taki kawał drogi?Jasne, dziunio droga, jasne. Nie wiem, czy Ci umknęło, ale oni Cię eskortują, bo jesteś Griszą obdarzoną bezcenną mocą, a nie dlatego, że masz ładną buzię.
Okazało się bowiem, że Alina ma ogromną moc, o której nie miała do tej pory pojęcia. Moc ujawniła się, kiedy podczas przeprawy przez pełną potworów, mroczną i niebezpieczną Fałdę Cienia, uratowała swoich przyjaciół przed rozszarpaniem przez krwiożercze wilkry.
Generalnie panna ciągle się czerwieni i bez przerwy ocenia czyjś i swój wygląd. Jest to do tego stopnia niepoważne, że - chociaż w tej książce da się znaleźć kilka interesujących rzeczy - naiwność Aliny psuje całą ewentualną przyjemność z lektury.
Na okładce widnieje także polecający cytat:
Cień i kość nie przypomina żadnej innej książki, jaką czytałam. Veronica Roth, autora bestselleru "Niezgodna".Otóż - nie wiem, kim jest Veronica Roth, o jej "bestsellerze" też nie słyszałam, ale niewątpliwie nie czytała ona zbyt wielu książek.
Powieść Bardugo przypomina mnóstwo rzeczy, które już czytałam - Fałda Cienia nasuwa od razu skojarzenia z nieszczęsnym Goodkindem i jego zaświatami (żeby nie było, Goodkind też mi się nie podobał ;)), albo świat umarłych z serii "Stare królestwo" Gartha Nixa (bardzo dobrej serii zresztą, jedna z bardziej udanych serii fantasy).
Książka nie jest źle napisana, a stworzony świat mógłby się podobać (ponoć oparty na realiach imperialnej Rosji). Niestety, ponieważ byłam zmuszona śledzić fabułę oczami pustej lalki, nie potrafiłam docenić tej książki. Jestem przekonana, że książka trafiła na listę bestsellerów New York Timesa za sprawą czternastoletnich dziewcząt. I niech im tam. Na zdrowie.
Osobiście jednak nie jestem skłonna tego polecić. No, chyba że ktoś bardzo lubi romanse dla nastolatek.
Czasem zdarza mi się takie książki czytać "dla beki", ale to jest chyba ponad moje siły...
OdpowiedzUsuń