Wróg i Chmurka
Dzisiaj znowu zbiorowo - dwie książki o rzeczach trudnych.
Z jednej strony "Wróg" - o bezsensie wojny, z drugiej wspomnienia dziecka z syberyjskiej zsyłki.
Niedawno pisałam o innej książce Cali i Blocha - równie wymownej w swojej lakoniczności.
Tym razem mamy książkę o wojnie, w której wojna rozgrywa się głównie w głowach żołnierzy.
Jest ich dwóch, obaj siedzą w okopach po dwóch stronach barykady. Obaj mają wytyczne od dowództwa. W wytycznych wróg jest potworem, który morduje dzieci. Należy go zabić, zanim zatruje wodę i zabije czyjąś matkę.
Obaj żyją w ciągłym strachu i nie wychodzą w ogóle z rowu. Czasem się wychylą, by oddać strzał w kierunku wroga, ale głównie siedzą i się boją. Oprócz nich nie ma nikogo.
Są samotni, nie wiedzą, jak długo mają tam siedzieć i po czym poznać, że wojna się skończyła.
Na dodatek okazuje się (kiedy w końcu, w desperacji, docierają do okopu wroga), że po drugiej stronie nie siedzi krwiożercza bestia, ale ktoś, kto trzyma w swoim dole zdjęcia żony i dzieci.
Wojna nagle wydaje się potwornym bezsensem.
Druga książka budzi moje mieszane uczucia. Chociaż uważam, że seria "wojny dorosłych - historie dzieci" jest genialna, potrzebna i unikatowa na polskim rynku, to jednak w przypadku "Syberyjskich przygód Chmurki" nie wiem, co myśleć.
Chmurka jako trzylatka trafia z mamą i babcią na Syberię. Jest za mała, żeby pojąć grozę sytuacji. Na miejscu, kiedy mama i babcia harują w nieludzkich warunkach, ona bawi się z miejscowymi dziećmi. Z tych zabaw wyziera ponura rzeczywistość, ale dzieci tego nie widzą. Robią sobie sanki ze zmrożonych krowich odchodów, łowią małe rybki we własne majtki, obserwują sprytne szczury i głaszczą dumnego kota (kocur Katafiej Katafiejewicz jest moją ulubioną postacią w tej książce).
Chmurka widzi, że mama płacze, ale nie do końca rozumie jej opowieści o PRZEDTEM. Jak we mgle pojawiają się w jej głowie strzępki wspomnień, w których mama pachnie perfumami i nosi buty na obcasach, ale to tylko małe obrazki. O wiele lepiej pamięta całe ich życie na Syberii. Dzieciństwo w sumie dość beztroskie i na swój zadziwiający sposób udane, mimo że jej mama ginie w zamieci pod kołami pociągu.
Chmurka nie chce wracać do Polski, kiedy wojna się kończy. Woli mówić po rosyjsku i ma wschodni akcent, na który ludzie reagują wrogo. Młody czytelnik może odnieść wrażenie, że na tej Syberii było lepiej, niż w ojczyźnie, co chyba nie było zamysłem książki.
Chociaż ja między wierszami wyczytałam koszmar spartańskiego życia na końcu świata, to w oczach czytającego "Syberyjskie przygody" dziecka Chmurka jest pokrzywdzona nie tym, że trafia z mamą w ten koszmar, ale tym, że musi po paru latach opuścić kolegów i koleżanki i wrócić tam, gdzie niekoniecznie wszyscy są mili. Zwłaszcza, że opisy dziecięcych zabaw są niezwykle barwne i w zasadzie wesołe, a wzmianki o ciężkim losie dorosłych w tej niemal bullerbynowskiej atmosferze po prostu giną.
Wiem, że oszczędnie dawkowana groza jest bardziej wyrazista. I na mnie to działa. Tylko że jestem mamą siedmiolatka i wiem, że on w tej książce widzi tylko te fantastyczne zbieranie jajek, czekanie na krowi placek i łowienie ryb. Tak po prostu.
Z jednej strony "Wróg" - o bezsensie wojny, z drugiej wspomnienia dziecka z syberyjskiej zsyłki.
Niedawno pisałam o innej książce Cali i Blocha - równie wymownej w swojej lakoniczności.
Tym razem mamy książkę o wojnie, w której wojna rozgrywa się głównie w głowach żołnierzy.
Jest ich dwóch, obaj siedzą w okopach po dwóch stronach barykady. Obaj mają wytyczne od dowództwa. W wytycznych wróg jest potworem, który morduje dzieci. Należy go zabić, zanim zatruje wodę i zabije czyjąś matkę.
Obaj żyją w ciągłym strachu i nie wychodzą w ogóle z rowu. Czasem się wychylą, by oddać strzał w kierunku wroga, ale głównie siedzą i się boją. Oprócz nich nie ma nikogo.
Są samotni, nie wiedzą, jak długo mają tam siedzieć i po czym poznać, że wojna się skończyła.
Na dodatek okazuje się (kiedy w końcu, w desperacji, docierają do okopu wroga), że po drugiej stronie nie siedzi krwiożercza bestia, ale ktoś, kto trzyma w swoim dole zdjęcia żony i dzieci.
Wojna nagle wydaje się potwornym bezsensem.
Wróg jest bardzo zmęczony, teraz to wiem. I wiem, że ma rodzinę, która na niego czeka. Gdyby ta wojna się skończyła, każdy z nas mógłby wrócić do domu. Gdyby skończyła się wojna. Myślę, że niewiele trzeba, by tak się stało.Mógłby mi wysłać taką wiadomość: "W tym momencie kończymy wojnę". Gdyby to zrobił, od razu bym się zgodził.I ten przekaz, wyzierający z prostych ilustracji i krótkich zdań, jest dla mnie absolutnie genialny, bo właśnie o to mi chodzi, w opowiadaniu dziecku o wojnach - że tak naprawdę są bez sensu. Że wszystko powinno być inaczej, że ludzie powinni dogadywać się w inny sposób.
Druga książka budzi moje mieszane uczucia. Chociaż uważam, że seria "wojny dorosłych - historie dzieci" jest genialna, potrzebna i unikatowa na polskim rynku, to jednak w przypadku "Syberyjskich przygód Chmurki" nie wiem, co myśleć.
Chmurka jako trzylatka trafia z mamą i babcią na Syberię. Jest za mała, żeby pojąć grozę sytuacji. Na miejscu, kiedy mama i babcia harują w nieludzkich warunkach, ona bawi się z miejscowymi dziećmi. Z tych zabaw wyziera ponura rzeczywistość, ale dzieci tego nie widzą. Robią sobie sanki ze zmrożonych krowich odchodów, łowią małe rybki we własne majtki, obserwują sprytne szczury i głaszczą dumnego kota (kocur Katafiej Katafiejewicz jest moją ulubioną postacią w tej książce).
Chmurka widzi, że mama płacze, ale nie do końca rozumie jej opowieści o PRZEDTEM. Jak we mgle pojawiają się w jej głowie strzępki wspomnień, w których mama pachnie perfumami i nosi buty na obcasach, ale to tylko małe obrazki. O wiele lepiej pamięta całe ich życie na Syberii. Dzieciństwo w sumie dość beztroskie i na swój zadziwiający sposób udane, mimo że jej mama ginie w zamieci pod kołami pociągu.
Chmurka nie chce wracać do Polski, kiedy wojna się kończy. Woli mówić po rosyjsku i ma wschodni akcent, na który ludzie reagują wrogo. Młody czytelnik może odnieść wrażenie, że na tej Syberii było lepiej, niż w ojczyźnie, co chyba nie było zamysłem książki.
Chociaż ja między wierszami wyczytałam koszmar spartańskiego życia na końcu świata, to w oczach czytającego "Syberyjskie przygody" dziecka Chmurka jest pokrzywdzona nie tym, że trafia z mamą w ten koszmar, ale tym, że musi po paru latach opuścić kolegów i koleżanki i wrócić tam, gdzie niekoniecznie wszyscy są mili. Zwłaszcza, że opisy dziecięcych zabaw są niezwykle barwne i w zasadzie wesołe, a wzmianki o ciężkim losie dorosłych w tej niemal bullerbynowskiej atmosferze po prostu giną.
Wiem, że oszczędnie dawkowana groza jest bardziej wyrazista. I na mnie to działa. Tylko że jestem mamą siedmiolatka i wiem, że on w tej książce widzi tylko te fantastyczne zbieranie jajek, czekanie na krowi placek i łowienie ryb. Tak po prostu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz