Neuroerotyka
Kiedy w ubiegłym roku zmarł profesor Jerzy Vetulani, potrącony na przejściu dla pieszych, było mi niezmiernie przykro. Profesor był postacią nadzwyczajną, erudytą, człowiekiem życzliwym, mądrym i fascynującym. Był jedną z tych krakowskich postaci, o których się pisze książki. Postać w typie doktora Szczeklika. Czapki z głów i na kolana. Bez ironii.
Ostatnia książka doktora ukazała się niedawno w Znaku i jest nią wywiad rzeka o seksualności.
Można się spodziewać, znając nadzwyczajne poczucie humoru Vetulaniego, że rozmowa będzie inspirująca, zabawna i niezwykła. I taka jest, ale niestety - nie jest to zasługa Marii Mazurek, młodej dziennikarki, która najwyraźniej cieszyła się zaufaniem profesora (cztery rozmowy-książki zostały napisane w składzie Mazurek-Vetulani), więc powinnam jej dać większe poważanie. Niestety nie potrafię. Być może problem polega na tym, że po nowoczesnej, wykształconej kobiecie (na dodatek młodszej ode mnie, więc powinna tym bardziej rozumieć dylematy współczesnego świata) spodziewałam się nie tylko większej wiedzy, ale też większego wyczucia i wrażliwości. O feminizmie nie wspominając.
Vetulani - będący w Neuroerotyce czasami trochę starym satyrem, nieco sprośnym staruszkiem, wygłaszającym czasem opinie dość nieprzystojne - w chwilach, kiedy pani Mazurek zaczyna odpływać w swój naiwny, dziecięcy świat, pięknie sprowadza ją na ziemię. Zarówno w kwestii prezerwatyw i Jana Pawła II (którego najwyraźniej Maria Mazurek wielbi bezkrytycznie), jak i w kwestii praw kobiet (co bardzo ujmujące). Proszę sobie wyobrazić, że dorosła kobieta w wieku rozrodczym, we współczesnej Polsce, wypowiada takie zdanie o ellaOne:
Szczęśliwie w takich wypadkach profesor Jerzy jest już zupełnie serio i sprowadza na ziemię oderwaną od rzeczywistości rozmówczynię. Nawet jeśli sam chwilami popełnia pewne niezręczności obyczajowe, to obrzydliwe najeżdżanie na kobiety, na feminizm, na "te głupie baby" w wykonaniu Marii Mazurek jest PASKUDNE.
Vetulani nadmienia (po kolejnej antykobiecej wypowiedzi Mazurek), że gdyby nie feminizm, to ona sana nie rozmawiała by z nim teraz, bo nie mogłaby pracować jako dziennikarka, ale nie sądzę, żeby to dotarło tam, gdzie powinno dotrzeć.
Przyznaję, że mam masę wątpliwości, skąd wzięła się sympatia profesora dla Marii Mazurek. Czy znalazł w niej coś, czego czytelnik nie widzi? Czy było to przyzwyczajenie starego człowieka do tego, co znane. Nie wiem, ale jestem szczerze zniesmaczona współautorką "Neuroerotyki".
Poza tymi kwestiami jednak nadal jest to książka pełna ciekawostek, sparklącej ;) błyskotliwości profesora i radosnych ciekawostek ze świata ludzkiego i zwierzęcego życia płciowego.
Można przeczytać "Neuroerotykę", żeby poobcować po raz ostatni z geniuszem Vetulaniego (choć widać, że już sie trochę starzejącego, no ale wszystkich nas to czeka, więc czytałam jego wywody z pewną czułością, mimo ich erotomańsko-gawędziarskiego tonu :)), ale trzeba się uodpornić na cielęcą naiwność pani Mazurek (która przyznaje na przykład, że nie mogła obejrzeć wykładu profesora o określeniach męskiego członka, bo ją ten wykład zawstydzał; wyraźnie też pisze, że opisy pierwszych doświadczeń seksualnych swojego rozmówcy wycięła z książki, bo są nieskromne).
Bardzo jestem ciekawa, jak wyglądałaby ta rozmowa, gdyby profesor Vetulani nie rozmawiał z kimś o mentalności podlotka. Nigdy się już nie dowiemy. Czytajcie lub nie, ale płaczcie po profesorze, bo drugiego takiego nie będzie...
Ostatnia książka doktora ukazała się niedawno w Znaku i jest nią wywiad rzeka o seksualności.
Można się spodziewać, znając nadzwyczajne poczucie humoru Vetulaniego, że rozmowa będzie inspirująca, zabawna i niezwykła. I taka jest, ale niestety - nie jest to zasługa Marii Mazurek, młodej dziennikarki, która najwyraźniej cieszyła się zaufaniem profesora (cztery rozmowy-książki zostały napisane w składzie Mazurek-Vetulani), więc powinnam jej dać większe poważanie. Niestety nie potrafię. Być może problem polega na tym, że po nowoczesnej, wykształconej kobiecie (na dodatek młodszej ode mnie, więc powinna tym bardziej rozumieć dylematy współczesnego świata) spodziewałam się nie tylko większej wiedzy, ale też większego wyczucia i wrażliwości. O feminizmie nie wspominając.
Vetulani - będący w Neuroerotyce czasami trochę starym satyrem, nieco sprośnym staruszkiem, wygłaszającym czasem opinie dość nieprzystojne - w chwilach, kiedy pani Mazurek zaczyna odpływać w swój naiwny, dziecięcy świat, pięknie sprowadza ją na ziemię. Zarówno w kwestii prezerwatyw i Jana Pawła II (którego najwyraźniej Maria Mazurek wielbi bezkrytycznie), jak i w kwestii praw kobiet (co bardzo ujmujące). Proszę sobie wyobrazić, że dorosła kobieta w wieku rozrodczym, we współczesnej Polsce, wypowiada takie zdanie o ellaOne:
"Nie widzę powodu, dla którego gówniarzom, którzy się zapomną w łóżku, należałoby odpuszczać wizytę u lekarza i wydanie tej stówy za wypisanie recepty. To nie jest problem znaleźć w 24 godziny ginekologa.".
Szczęśliwie w takich wypadkach profesor Jerzy jest już zupełnie serio i sprowadza na ziemię oderwaną od rzeczywistości rozmówczynię. Nawet jeśli sam chwilami popełnia pewne niezręczności obyczajowe, to obrzydliwe najeżdżanie na kobiety, na feminizm, na "te głupie baby" w wykonaniu Marii Mazurek jest PASKUDNE.
Vetulani nadmienia (po kolejnej antykobiecej wypowiedzi Mazurek), że gdyby nie feminizm, to ona sana nie rozmawiała by z nim teraz, bo nie mogłaby pracować jako dziennikarka, ale nie sądzę, żeby to dotarło tam, gdzie powinno dotrzeć.
Profesor Jerzy Vetulani. Źródło: Wikimedia Commons (By Lech Polcyn - Autor, CC BY 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=17156080) |
Przyznaję, że mam masę wątpliwości, skąd wzięła się sympatia profesora dla Marii Mazurek. Czy znalazł w niej coś, czego czytelnik nie widzi? Czy było to przyzwyczajenie starego człowieka do tego, co znane. Nie wiem, ale jestem szczerze zniesmaczona współautorką "Neuroerotyki".
Poza tymi kwestiami jednak nadal jest to książka pełna ciekawostek, sparklącej ;) błyskotliwości profesora i radosnych ciekawostek ze świata ludzkiego i zwierzęcego życia płciowego.
Można przeczytać "Neuroerotykę", żeby poobcować po raz ostatni z geniuszem Vetulaniego (choć widać, że już sie trochę starzejącego, no ale wszystkich nas to czeka, więc czytałam jego wywody z pewną czułością, mimo ich erotomańsko-gawędziarskiego tonu :)), ale trzeba się uodpornić na cielęcą naiwność pani Mazurek (która przyznaje na przykład, że nie mogła obejrzeć wykładu profesora o określeniach męskiego członka, bo ją ten wykład zawstydzał; wyraźnie też pisze, że opisy pierwszych doświadczeń seksualnych swojego rozmówcy wycięła z książki, bo są nieskromne).
Bardzo jestem ciekawa, jak wyglądałaby ta rozmowa, gdyby profesor Vetulani nie rozmawiał z kimś o mentalności podlotka. Nigdy się już nie dowiemy. Czytajcie lub nie, ale płaczcie po profesorze, bo drugiego takiego nie będzie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz