Dziewczynka, która wypiła księżyc

Dziewczynka, która wypiła księżyc

Dzisiaj mam dla Was post o wspaniałej książce dla dzieci i młodzieży. Książce tak dobrej, że nie umiem wskazać w niej żadnej wady. Ta książka jest baśnią o wielu warstwach i porusza tyle problemów w sposób nienachalny, niełopatologiczny i mądry, że po przeczytaniu usiadłam i pozazdrościłam autorce talentu. Do tego jest znakomicie przetłumaczona przez Martę Kisiel-Małecką (brawo!) i snuje się jak gawęda, a wszelkie niedopowiedzenia, które tam znajdziecie, są niezbędne i konieczne na dla przedstawionego świata. Majstersztyk. Nic dziwnego, że zdobyła kilka całkiem konkretnych nagród literackiego światka. 

Kelly Barnhill nie jest początkującą autorką, ale na polskim rynku jest po raz pierwszy (i, mam nadzieję, nie ostatni) dzięki Wydawnictwu Literackiemu. Napisała jeszcze kilka książek dla dzieci i młodzieży, które koniecznie muszę przeczytać przy najbliższej okazji. A tymczasem opowiem Wam o "Dziewczynce, która wypiła księżyc", bo jest o czym opowiadać. I postaram się nie spoilerować. :) 



Zacznijmy od tego, co wszyscy wiedzą z okładki - oto jest miasteczko i jest wiedźma. I dziewczynka, która przez pomyłkę zostaje napojona światłem księżyca, co daje jej niezwykłą moc. Miasteczko jest ponure i wierzy w złą wiedźmę z moczarów, która pożera dzieci. Pośród moczarów stoi wulkan i nikt się tam nie zapuszcza. Brzmi banalnie, prawda? A zupełnie nie jest. 

Autorce udało się w opowieść o porzucaniu dzieci na żer wiedźmy wpleść baśń o adopcji, o cierpieniu, smutku i dojrzewaniu. Luna, która jest główną bohaterką, musi odkryć swoją moc, a miasteczko pośród moczarów, musi wyjść wreszcie spod jarzma złej władzy. Bo wiecie - to jest też opowieść o tym, że władza wykorzystuje ludzkie wierzenia i religie do swoich nieszlachetnych celów. 

To jest bajka o świecie, w którym rządzący nie chcą, żeby podwładni mieli wiedzę, bo głupimi ludźmi łatwiej się rządzi (takie zdanie tam dosłownie pada). Naprawdę, to jest opowieść o tym wszystkim. A nawet, jeśli dobrze poczytacie między wierszami, jest tam skromniutki wątek o miłosierności eutanazji. Uprzedzam także lojalnie, że pewne treści, niezupełnie bezpośrednio podane, mogą być trudne do zaakceptowania przez rodziców ortodoksyjnie religijnych, albowiem w książce następuje pewna dekonstrukcja ludzkich wierzeń, a to, w co wierzyło wiele pokoleń przed nami, może okazać się toksyczne; zostaliście ostrzeżeni ;).

Nie brakuje w "Dziewczynce" miłości, przyjaźni i śmierci. Jest też absolutnie rozkoszny smok, przedwieczny troll i zło w czystej postaci. Oraz wielka opowieść o starości, starzeniu się i odchodzeniu. Oraz o dobroci i kłamstwie. I o tajemnicach rodzinnych, które zawsze w końcu wychodzą na jaw. 
Nie potrafię zliczyć wątków tej książki utkanych w nie taką znowu długą baśń. 
Jako osoba dorosła już w połowie książki większość splątanych nitek tej gawędy rozwikłałam, ale nie przeszkadzało mi to w doczytaniu do końca z ogromną radością. 

Żałuję, że napisanie czegokolwiek więcej mogłoby Wam zdradzić fabułę i zepsuć zabawę, więc nie będę już się dalej rozwodzić, ale gdybyście szukali książki na prezent dla dorastających młodych ludzi, to jest dobry wybór. I gdyby jakiś mądry nauczyciel miał odwagę zadać lekturę spoza kanonu, lekturę, która może budzić ważne pytania i prowokować nietuzinkowe dyskusje, to niech wybierze tę książkę. 

To jest wspaniała pozycja dla dzieci od, moim zdaniem, dziesiątego roku życia wzwyż. Śmiem twierdzić, że to będzie kiedyś klasyk nad klasyki. A przynajmniej chciałabym tego. :) 

Wiele książek mi się podoba, dostrzegam ich zalety i wady, godzę się z tym, że nie ma ideałów i piszę Wam o tym. Czasem pozytywne jest już to, że książka jest "wystarczająco dobra". 
A tutaj nie mam się do czego przyczepić. Niech to będzie dla Was rekomendacją. :)
Copyright © 2014 Na regale , Blogger