Czekanie, czyli każdy kraj miał swoją wojnę.

Czekanie, czyli każdy kraj miał swoją wojnę.

W Polsce siłą rzeczy nie mówimy za wiele o wojnie koreańskiej.

Nie jest to zarzut. Po prostu bliżej mieliśmy swoje wojny, które zostawiły nam pokoleniowe traumy. 

Siedemdziesiąt lat po wojnie koreańskiej znika pokolenie, które zostało rozdzielone z najbliższymi w wyniku podziału kraju. Odchodzą ostatnie osoby, które wciąż mają nadzieję, że jeszcze kiedyś spotkają swoich bliskich, żyjących za szczelną kurtyną dynastii Kimów. 

Keum Suk Gendry-Kim jest córką kobiety, która była jedną z tych osób, które nie doczekały odnalezienia syna, z którym rozdzieliła się nagle, uciekając przed bombami. Jest też rysowniczką, która ocaliła od zapomnienia jedną z setek tysięcy takich historii. I żadna z tych historii nie miała szczęśliwego zakończenia, bo jeśli nawet nastąpiło "odnalezienie", to po wielu straconych latach i zazwyczaj wyłącznie na krótką chwilę, na jaką pozwalał reżim. 


To krótki, rozdzierający komiks o tęsknocie i oczekiwaniu. O starzeniu się, znikaniu pamięci zbiorowej i - jednocześnie - przypomnienie, że wciąż mamy na tej planecie kraj, gdzie ludzie są zakładnikami władzy bardziej, niż gdziekolwiek indziej. 

W Polsce mamy teraz narastającą falę zainteresowania Koreą i w ogóle krajami Dalekiego Wschodu. Może za tym zainteresowaniem pójdzie też chęć poznania ich historii. To nie zmieni świata, ale pomoże zachować pamięć o tych, którzy zniknęli. I przypomni, jak bezsensowne są wojny i nieprzenikalne granice. 

Bardzo polecam (choć na smutno).

Kaczki, komiks bez nadziei na lepsze.

Kaczki, komiks bez nadziei na lepsze.

O matko.

Kiedy zamknęłam ten komiks, to dokładnie to powiedziałam. Siedziałam i patrzyłam się chwilę przed siebie, odklejając od skóry lepkie uczucie bycia wystawioną na brud tego świata. Taki, który jest wszędzie, wiesz, że jest, ale nie chcesz o nim na co dzień myśleć.



Oto biograficzny komiks młodej kobiety, która ma duży dług spowodowany kredytem studenckim i by się finansowo odkuć jedzie pracować tam, gdzie najlepiej płacą - na roponośne piaski zachodniej Kanady. Miejsce paskudne, bo wszyscy słyszeli chyba o katastrofalnym wpływie na przyrodę tej metody wydobycia i innych okropnościach z tym związanych. Ale wszyscy czasem robimy, co musimy, bo świat nie jest miejscem z pluszu.

Kate jedzie, by pracować w narzędziowni, czyli do miejsca, w którym po prostu wydaje pracownikom narzędzia pracy. Jest jedną z bardzo, baaaaardzo niewielu kobiet w świecie zdominowanym przez mężczyzn wyrwanych z domów, z różnych zakątków kraju i świata, odseparowanych od swoich bliskich, wykorzenionych i skupionych na zarobku w tym ponurym, nieprzyjaznym miejscu.

I tu właśnie, po łagodnym wstępie, po kilkudziesięciu stronach opowieści o początkach pracy, powoli skrada nam się na plecy klejące obrzydzenie. Świat najgorszego seksizmu, obleśności, molestowania, rasizmu. I to wszystko takie jednocześnie wprost i zawoalowane, jakby większość pracujących tam osób, prywatnie często wykształconych ojców kilkorga dzieci, miało na sobie jedynie cienki film cywilizacji, który jednak nie przykrywa tego, kim są naprawdę - skurwysynami, śliskimi oblechami i gwałcicielami.

Te dwa lata ujęte na ponad czterystu stronach komiksu to ciągłe uczucie zagrożenia, smutku i refleksji, która generuje bardzo nieprzyjemne wnioski ogólne, bardzo niewygodne i niestety - nacechowane beznadzieją i brakiem poczucia sensu. Świat nie będzie lepszy. Nic nie zmienimy. 

Jest źle.

Ale komiks. Komiks jest bardzo dobry.
Copyright © 2014 Na regale , Blogger