Majowy kącik zapowiedzi.

Majowy kącik zapowiedzi.

Dawno nie było kącika zapowiedzi, a - przyznam Wam - poza tym, że lubię go robić, bo i tak ciągle grzebię na stronach wydawnictw - ma on dużą klikalność. ;)

1. Książka Samojlika o wilkach. Wydawnictwo Agora, jeszcze w tym miesiącu.


2. Ślicznie wyglądający komiks Marazano. Akcja dzieje się w 1942 roku, a Tesla tajemniczo zaginął. ;) Zerknęłam na okładkę, zerknęłam na kreskę, chętnie do niego zajrzę, jak się pojawi. (Egmont, czerwiec)



3. Dwie książki o Chinach - jedna historyczna, dziennik robotnicy, a druga - dotycząca współczesnego podejścia do miłości.

Opis wydawcy (Prószyński):

Lijia Zhang, bystra i wesoła nastolatka, wbrew swej woli staje się robotnicą w fabryce produkującej rakietowe pociski balistyczne dalekiego zasięgu (ICBM). Każdego miesiąca musi stanąć w kolejce, aby przedłożyć fabrycznej "policji okresowej" materialny dowód, iż nie jest w ciąży. Podporządkowana opresyjnym procedurom obowiązującym na strzeżonym terenie oraz reżimowi politycznych szkoleń, Zhang w miarę dorastania coraz bardziej pozbywała się złudzeń co do "Chwalebnej Sprawy", jakiej ponoć służyli. Zaczęła uczyć się języka angielskiego. Z dumą afiszowała się intelektualną niezależnością – nosiła kolorowe ubrania w zachodnim stylu i pomagała w zorganizowaniu w Nankinie największej robotniczej demonstracji poparcia dla protestu na placu Tiananmen w 1989 roku. Zdając relację ze zmian we własnym prywatnym życiu, Zhang dostarcza jednocześnie zapis przełomowego przeobrażenia chińskiej ekonomii: jej fabryka, nadal produkując ICBM, wygrywa przetarg na wykonanie gigantycznego posągu Buddy z brązu, albowiem kraj ogarnęła gorączka poszukiwania zysków.
Socjalizm jest piękny. Wspomnienia robotnicy z czasów nowych Chin jest świadectwem osobistego zwycięstwa Zhang, która potrafiła wyrwać się spod kontroli i odmienić swój los.
Ukaże się za kilka dni.


A książka o miłości, od Znaku, ukaże się w czerwcu:



4. "Bańka" to skandynawska opowieść dla młodszych nastolatków. Dostępna 22. maja.


12-letnia Kine musi wstawać rano, musi chodzić do szkoły i na pływalnię, musi żyć z przezwiskiem Bańka, a na dodatek musi śpiewać w beznadziejnym chórze gwiazdkowym. Musi żyć według durnych reguł, w durnym miasteczku, w durnym świecie.
Ale pewnego dnia zdarza się cud! Znajduje szklaną kulę, która daje jej schronienie przed światem. Bańka zamieszkuje w bańce, która potrafi latać i spełnia życzenia!

Na stronie www empiku sprzedają ją obecnie w zestawie ze śliczną torbą. :)

5. Trochę o kobiecych postaciach historycznych. Tego nigdy za wiele. Książka przygotowana przez Wydawnictwo Kobiece. Premiera 23. maja.




6. Dwie książeczki Benjiego Daviesa dla maluchów; od Znaku. Wyglądają prześlicznie, dostępne za 5 dni.





7. A na koniec zapowiedź szczególnie ciekawa dla mnie, bo bardzo lubię, kiedy Ackroyd pisze o Londynie. :) Wydawnictwo Zysk, premiera 16. czerwca. :)


Laleczki skazańców

Laleczki skazańców

Nie będę reklamować po raz kolejny serii amerykańskiej Czarnego, bo ileż można, ale muszę zaznaczyć, że to kolejna świetna książka. Chyba jedna z najlepszych z tej serii.

"Laleczki skazańców" to reportaż holenderskiej dziennikarki, która spędza czas z kobietami korespondującymi ze skazańcami z amerykańskich (głównie teksańskich) cel śmierci. Przy okazji autorka opowiada o tym, jak wygląda życie ludzi skazanych na najcięższy wymiar kary. A bywa to życie bardzo długie (skazańcy czekają na wyrok czasami nawet kilkadziesiąt lat) i naznaczone cierpieniem.

Łatwo nam jest się odciąć od sprawy i uznać, że mordercy zasłużyli na to, co ich spotyka. Ja jednak, żyjąca w przekonaniu, że miarą naszego człowieczeństwa i miarą rozwoju cywilizacyjnego państwa jest to, jak traktujemy tych, którzy są od nas zależni, także więźniów, jestem absolutnie wstrząśnięta książką Lindy Polman. Miałam po niej penitencjarne koszmary. Książka ma zaledwie 200 stron i napisana jest bardzo zwięźle i lekko, jednak ładunek emocjonalny, który niesie, jest wagi ciężkiej.

Z jednej strony mamy (pamiętajcie, że cały czas mówimy o współczesnych czasach!) dziwaczne pikniki pod więzieniami w dniu egzekucji najbardziej znanych przestępców:

[...] matki wręczały dzieciom broszki i papierowe chorągiewki z napisem: "Bye, bye, Karla" [imię morderczyni], a ojcowie z maluchami na ramionach wypijali półlitrowe piwa przy stacji benzynowej na rogu i z powrotem szli na zabawę pod więzieniem.
A z drugiej strony mamy kobiety, które wchodzą w bliskie relacje ze skazańcami i widzą w nich ludzi, którzy - zgodnie z prawem - są często pozbawieni przez lata opieki medycznej (lekarz jest wzywany tylko do umierających - zdarzało się, że reanimowano zawałowca tylko po to, by go potem w majestacie prawa zabić), dentystycznej, dostępu do naturalnego światła, czy nawet kontaktu ze swoim adwokatem z urzędu.



Początkowo adresy skazańców można było dostać w zasadzie jedynie od Amnesty International, ale w erze internetu można już wybrać sobie przestępcę online.

Strony niewiele różnią się od zwykłych portali randkowych, z wyjątkiem tego, że na profilu można klikać w raporty z procesu sądowego, zdjęcia z miejsca przestępstwa, zdjęcia z kartoteki policji i rekonstrukcji przestępstw, które popełnili skazańcy.
Największym "braniem" cieszą się właśnie ci z cel śmierci, bo relacja z nimi z założenia nie będzie długa (jak się okazuje, to jednak złudne myślenie). Jako że są to ludzie w sytuacji bez wyjścia, padają ofiarą oszustów, którzy np. obiecują im pomoc prawną za duże pieniądze.
Masowo piszą do nich kobiety z krajów trzeciego świata, bo liczą, że uda im się poślubić na krótko skazańca i zostać wdową z amerykańskim paszportem.
Zdarzają się też szaleńcy religijni, obiecujący zbawienie, jeśli skazany kupi od nich święte teksty, i tym podobne sprawy. Zazwyczaj osadzeni się nabierają, bo - żyjąc przez lata w odosobnieniu, łakną kontaktu. I z biegiem lat tracą zmysły, więc łatwiej ich oszukać.

Obraz człowieka, nawet największego zbrodniarza, traktowanego przez funkcjonariuszy - zdawałoby się - bogatego, rozwiniętego kraju - jak śmieć, to coś, o czym nie chcemy wiedzieć. Tak samo jak nie chcemy wiedzieć o tym, że żaden przedstawiciel służby zdrowia nie chce brać udziału w egzekucji, więc wykonują ją ludzie nieznający się na rzeczy, co często prowadzi do wielogodzinnych tortur spowodowanych złym obliczeniem dawek leków lub nieumiejętnym wbiciem igły w żyłę.

Nie jestem zwolenniczką kary śmierci. Jestem zwolenniczką izolowania ludzi niebezpiecznych i nie oburza mnie ludzkie traktowanie terrorystów w krajach skandynawskich. Tym się bowiem różnimy od skazanych, że nie zabijamy, nie torturujemy, nie poniżamy. Tylko wtedy możemy przestępców osądzać.

Przeczytajcie te 200 stron, jeśli macie mocne nerwy. To jest tak głęboko smutna opowieść o brzydkiej stronie Ameryki, że niewiele może się z nią równać.
Chcę wierzyć w waszą niewinność

Chcę wierzyć w waszą niewinność

Jako że wpadłam w ciąg czytania o kryminalistach, chwyciłam za książkę polskiej tłumaczki sądowej na Wyspach - Magdy Louis. Spodziewałam się relacji z procesów i opowieści o sposobie działania brytyjskiego systemu sprawiedliwości. Książka miała opowiadać o zbrodniach Polaków popełnianych w Wielkiej Brytanii i o pracy tłumacza, który im w procesie karnym towarzyszy. 
I mniej więcej to dostałam. MNIEJ WIĘCEJ.



Przyznaję, że dopóki autorka trzyma się opisów spraw, w których brała udział, książka jest dość interesująca. Ponieważ jest też całkiem sprawnie napisana (na pewno lepiej - pod względem literackim, a nie pod względem nakładu pracy - niż "Zbrodnie prawie doskonałe"), to bywała zadowalająca lektura. Bywała, bo autorka często zbacza z drogi, opisując swoje prywatne życie, życie znajomych i przyjaciół, a nawet cytując listy swojej przyjaciółki, w których tamta opisywała swoje romanse. Powodowało to u mnie pewne znużenie, bo po prostu - nie o tym miała być książka. 

Oczywiście sprawy kryminalne stanowią większość treści książki i zżera nas zazdrość, kiedy czytamy, jak krótko trwają tam postępowania, jak szybko zapadają wyroki, jak sprawnie działa system i z jaką godnością traktuje osadzonych. To dobrze świadczy o całym społeczeństwie. Jest to bolesny kontrast w stosunku do Polski, która obecnie zaczyna cofać się w kwestii praw człowieka na tak wielu polach, że nie wierzę, że nie dotknie to także służb penitencjarnych.

Musimy jednak pamiętać, że nie jest to dziennikarstwo śledcze, ale wspomnienia tłumaczki. Nie można się spodziewać, że będzie ona opisywać zbrodnie wraz z przebiegiem śledztwa, jeśli miała wgląd tylko w część postępowania. I to jest w porządku, bo nie możemy oczekiwać więcej i książka nam więcej nie obiecuje. 
Niestety jednak nie bardzo wiadomo, jaka część z opisywanych historii wydarzyła się naprawdę, albowiem autorka zaznacza, że - co oczywiste - zmieniła szczegóły umożliwiające rozpoznanie opisanych osób, ale także: "z bohaterami tych historii miałam osobisty kontakt, jednak aby nikt nie mógł się w mojej historii odnaleźć, przemieszałam tutaj fakty z fikcją literacką". I teraz, no wiecie - jak traktować całą opowieść? Czy prawdziwi są tylko przestępcy, ale ich zbrodnie zostały wymyślone? Do jakiego stopnia przeinaczone? W co wierzyć, a co jest tylko wariacją na temat pracy autorki? Co ja właściwie przeczytałam? Reportaż? Quasi kryminał, w którym są postacie jedynie inspirowane prawdziwymi? 

Mam poczucie, że nie umiem tej książki potraktować poważniej, niż czytadła na plażę. Nie umiem jej traktować jak literaturę faktu i mogę ją polecić tylko komuś, kto po prostu lubi lekko napisane opowieści z dreszczykiem, ale nic ponad to. 

Zbrodnie prawie doskonałe.

Zbrodnie prawie doskonałe.

Z biegiem lat czytam coraz mniej beletrystyki, a coraz więcej reportaży. Odkrywam też z radością, że mamy w Polsce coraz więcej świetnych pisarzy non-fiction, dziennikarzy śledczych i innych mądrych ludzi, zajmujących się pisaniem o faktach.

Po "Zbrodnie" sięgnęłam trochę bez przekonania, zabierając się za nie w podróży. Kupiłam, bo były tanie - wiele wspaniałych książek trafiło do mnie dzięki promocjom. :) 



Iza Michalewicz to dziennikarka, która podjęła się opisania kilku starych morderstw, które pozostawały (i czasem nadal pozostają) nierozwiązane przez dziesięciolecia. Sprawy przechwycone po latach przez nowo utworzone w policji jednostki zwane "Archiwum X", są sprawami najcięższych, najbardziej tajemniczych zbrodni; nierozwiązanych albo przez niedostępność pewnych środków naukowych (jak np. badania DNA) dekady temu, albo przez rażącą nieudolność śledczych i prokuratury (to najbardziej bolesne fragmenty książki, można ze złości walnąć książką w ścianę).

Autorka wykonała mrówczą pracę i poświęciła mnóstwo czasu, grzebiąc w starych aktach spraw, jeżdżąc po Polsce i rozmawiając ze śledczymi, uderzając do prokuratorów i komisariatów (nie zawsze była przyjmowana z otwartymi rękami, choć trzeba przyznać, że ci najbardziej oddani sprawie funkcjonariusze byli bardzo życzliwi). Książka nie goni za sensacją, ale stara się pokazać układankę zdarzeń w sposób możliwie jak najbardziej rzetelny i zgodny z zebranymi informacjami. 

Znakomity jest rozdział o Jaroszewiczach, który odsłonił przede mną zupełnie nowe aspekty tej sprawy, ale i tak najbardziej w opisach kolejnych śledztw porażało mnie to, jak wiele zależy od garstki ludzi, którym się jeszcze chce - za psie pieniądze - użerać z "systemem". W kolejnych miastach likwiduje się jednostki odpowiedzialne za grzebanie w starych, nierozwiązanych sprawach; prokuratorzy, którzy popełniają rażące błędy, nie ponoszą konsekwencji, a państwu wcale nie zależy na złapaniu mordercy, jeśli trzeba by na jego znalezienie poświęcić trochę więcej czasu i pieniędzy.

Jeśli ktokolwiek z Was jest takim olbrzymim fanem serialu "Real Detective" (docu-drama o prawdziwych zbrodniach; nie mylić z "True Detective") jak ja, to na pewno się książką pani Michalewicz zachwyci. Ja przeczytałam ją z wielkim zainteresowaniem i uznaniem dla dociekliwości autorki. Owszem, czasem drażniły mnie barokowe metafory, które z rzadka pojawiały się w tekście ("Figurka patrzy na rozciągającą się przed nią panoramę gór, jakby chciała wsłuchać się w ciszę martwych świerków."), bo jestem bardzo wyczulona na nadmierny patos i ozdobniki, ale to nieduże grzechy. 



Chętnie przeczytałabym więcej i trochę liczę, że autorka napisze kolejne tomy z tej serii. Bardzo porządna rzecz. Zdecydowanie polecam.
Copyright © 2014 Na regale , Blogger