Ciemny eden.

Ciemny eden.

Na tę książkę trafiłam dzięki podcastowi Czytu Czytu. Pierwszy chyba raz ktoś mnie w ten sposób zachęcił do przeczytania czegoś i do tego nie żałuję. :)

Chris Beckett napisał bardzo dziwną książkę. Chyba możemy uznać, że jest to odrobinę science fiction, odrobinę fantasy, trochę dystopia, trochę cholerawieco, ale to jest tak inne, że trwałam długo w zaskoczeniu, że coś mnie pierwszy raz od dawna zadziwiło.

Oto mamy ciemną planetę, na której źródłem ciepła i niezbyt jasnego światła są rośliny - drzewa lampowe, czerpiące energię i gorąco z wulkanicznego jądra planety (tak przynajmniej rozumiem to, co tam się dzieje ;)). Na tej planecie kiedyś rozbiła się przypadkowa gwiezdna ekspedycja z Ziemi. Kobieta i czterech mężczyzn. Trzech z nich wyruszyło po pomoc z powrotem małym lądownikiem, a Angela i Tommy zostali na miejscu, oczekując ratunku, który nie nadszedł.

Akcja książki zaczyna się całe pokolenia po śmierci pierwszych ludzi na Edenie (jak nazwali tę planetę), kiedy ludzka kolonia liczy około 500 osób i jest zbiorowiskiem ludzi, których trapią liczne genetyczne deformacje, bo - no cóż - początek im dała zaledwie jedna para ludzi.



Mamy tutaj język, który jest czymś w rodzaju karykaturalnego języka z Ziemi, dostosowanego do realiów prymitywnego społeczeństwa w ciemnej wiosce, otoczonej śnieżnymi, nieoświetlonymi nawet mdłym światłem drzew, górami. Język tutejszych ludzi jest prosty, czerpie z tego, co ta nowa ludzkość przekazywała sobie z języka pierwszej pary, ale przekształcił się przez stulecia życia w tym nieziemskim świecie.

Ludzie czczą tutaj wszelkie pozostałości po bytności pierwszych ludzi, odtwarzają sceny z ich życia, o których wiedzą, czczą wystrugane z drewna samochody i statki kosmiczne, których dawnego działania już nie znają i nie rozumieją. I siedzą wciąż w tej samej, ciasnej wiosce, bojąc się ruszyć dalej, bo przecież może kiedyś z Ziemi przybędzie ratunek i co, jeśli ich nie odnajdzie?

Jest w tym świecie pewna beznadziejność, rodzi się religia, będąca w zasadzie czymś w rodzaju kultu cargo, a jedyną osobą, która uważa, że trzeba zacząć eksplorować planetę, żeby się na niej wreszcie urządzić, zamiast tylko czekać na Ziemian, jest główny bohater - John.

Nie chcę zdradzać niczego więcej, żeby nie zepsuć zabawy, ale to jest książka, którą się czyta bez odrywania wzroku od tekstu, wciągająca szalenie, niezwykła i choć widzę, że autor idzie dość prostą drogą, pokazując rozwój społeczeństwa "od zera" i spłyca te procesy, sprowadzając je do "kroków milowych", będących np. udomowieniem pierwszego zwierzaka, i tym podobnych spraw, to i tak świat Becketta jest niezwykle ciekawy i przyjemnie się odkrywa zwierzęta przystosowane do życia w tej ciemności i na gorących drzewach, czy rozmaitość innych form życia, które stają się pożywieniem pasożytniczych przybyszów z Ziemi.

Książka jest pierwszym tomem trzyczęściowego cyklu. Dwa tomy ukazały się już po polsku, trzeci możecie ściągnąć po angielsku z Amazona, jeśli jesteście w stanie czytać w obcym języku. Ja dopiero za trzeci tom się zabieram, drugi dzieje się kolejne setki lat po pierwszym, ale nic Wam o nim nie napiszę, bo jeśli dorwiecie pierwszą część, to na pewno i druga Wam nie umknie, więc nie chcę psuć zabawy. :)

Świetna, świetna książka na wakacje. Lekka, ale nie za lekka. Dobrze napisana, wspaniale przetłumaczona i solidnie wydana. Miłe zaskoczenie ostatnich tygodni. Polecam serdecznie.
Copyright © 2014 Na regale , Blogger