"Chłopki", czyli wszyscyśmy z chłopa.

"Chłopki", czyli wszyscyśmy z chłopa.

Joanna Kuciel-Frydryszak napisała już doskonałą książkę o służących w przedwojennej Polsce i wyraźnie widać, że zbierając materiały do tamtej książki, zebrała też znakomitą masę źródeł do kolejnej. I, muszę przyznać, ta kolejna, czyli "Chłopki" jest jeszcze lepsza.

Dawno mi się tak dobrze nie czytało czegoś tak ponurego. Niby człowiek wie, niby już wiele przeczytał. Niby jest świadomy, że np. pierwszą osobą w rodzinie, która umiała czytać, była babcia, ale i tak, jak się zderzy z tą nędzą po raz kolejny, to mu smutno.



"Chłopki" to obraz polskiej wsi, która - wydaje się - od stuleci była wyłącznie źródłem siły roboczej. Siły, która żyła krótko, bylejak, w brudzie, chorobie i zabobonie. W zestawieniu z wsiami Europy zachodniej (a nawet Czech!), w Polsce poziom analfabetyzmu na wsi przed II WŚ, był porażający. Trudno się w tym nie upatrywać przyczyn biegu naszej historii. 

Lud niepiśmienny w niemal połowie (przypominam, już w XX wieku, kiedy "na zachodzie" ten wskaźnik wynosił np. 8%) łatwo poddawał się antysemickiej propagandzie kościoła (wstrząsający jest to rozdział w "Chłopkach" - nawet dla kogoś, kto ten temat zna - drżę za każdym razem, rozpoznając te same mechanizmy dziś, choć skierowane w inną grupę społeczną), dając pole do wydarzeń, o których wszyscy dobrze wiemy, a o których tak bardzo nie chce myśleć minister Czarnek. 

Lud zaniedbany zdrowotnie, do którego żaden lekarz nie chciał jeździć, a jak już się udał, to rezygnował, bo siła przesądów była mocniejsza, niż lekarska siła przekonywania, że może trzeba jednak użyć zastrzyków z lekami, a nie nacierania zakażonej rany łajnem. Lud, którego kobiety były skazane na liczne porody, na pokątne aborcje, na śmierć dzieci i położnic, w bólu i brudzie.

W tym całym paskudztwie widzimy obraz konkretnych kobiet, które miały swoje życiorysy, mniej lub bardziej budujące. Z tej udręczonej masy wyłaniają się twarze konkretnych kobiet i ich losy, które udało się odtworzyć, choćby fragmentarycznie. 
Jest to trochę odzyskane człowieczeństwo, bo autorka nie ocenia ludzi, ale raczej państwo i system (pokłosie pańszczyzny i obrzydliwa propaganda dwudziestolecia międzywojennego), które doprowadziły do tego, że obecne społeczeństwo jest raptem trzecim pokoleniem po wyjściu z chat do samych okien zasypanych krowim gównem. Bo doprawdy, tzw. arystokracji - o tyle "lepszej", że zamożnej i piśmiennej - był przecież w ogóle ludności kraju mierny ułamek. I to ułamek, któremu na poprawie warunków na wsi zwykle nie zależało.

Czytanie "Chłopek" to fantastyczna lekcja historii i prawdziwa przyjemność obcowania z dobrze napisanym tekstem. Na dodatek wydaje się, że to powinna być lektura obowiązkowa dla wszystkich, którzy marzą o powrocie do "starych, dobrych czasów", idealizują życie na wsi i uprawiają współczesną chłopomanię, marząc o nieskalanym losie wieśniaka zbratanego z przyrodą i moralnie nieskalanego (cokolwiek to ma znaczyć). 

Doskonała książka! 
Copyright © 2014 Na regale , Blogger