Władcy strachu - znowu piekło na wyspie Jersey.
Winnicka i Sturis już raz napisali o Wyspie Jersey. Wtedy był to reportaż o morderstwie, którego dokonał pewien imigrant z Polski na swojej rodzinie. Kiedy pisali tamten tekst, akurat wybuchał inny skandal. Skandal związany z ujawnieniem wieloletnich nadużyć (delikatnie mówiąc) w miejscowych domach dziecka.
Pewnie niektórzy z Was czytali reportaż Justyny Kopińskiej o polskiej sprawie tej kategorii - "Czy bóg wybaczy siostrze Bernadetcie?". Tam za nadużyciami stał kościół; podobnie jak w Kanadzie, co opisała Gierak-Onoszko w "27 śmierci Toby'ego Obeda" (tegoroczna Nike Czytelników :)). Na Jersey za sprawą stoją lokalne władze, a ich sposób działania, torpedujący wszelkie próby pomocy dzieciom i uznawanie za najwyższe dobro tego, żeby przypadkiem nikt "nie szkalował wyspy", przypomina mi niebezpiecznie paru panów z naszego lokalnego podwórka.
Książka jest bolesna, poruszająca, wstrząsająca. Z jednej strony mamy wygrzebywanie podejrzanych powiązań w wewnętrznym, kryjącym swoje występki, światku wyspy, a z drugiej surowe wyznania ofiar - okropne, drastyczne, budzące wściekłość na cały świat. Świat głównie (choć nie tylko) mężczyzn u władzy, którzy nie posiadają nawet odrobiny tzw. ludzkich uczuć.
Są takie momenty w tej książce, że trzeba ją odłożyć i wrócić do niej dopiero, kiedy się ochłonie. Jak wiele reportaży o krzywdzie dzieci, bardzo niełatwo jest się zmierzyć z prawdą. Skala procederu - gwałtów na dzieciach, bicia, w zasadzie tortur, jest taka, że ma się wrażenie, że na Jersey nie zostało ani jedno nie skrzywdzone dziecko - poza tymi, które miały szczęście wychowywać się we własnych, kochających rodzinach. Dziesiątki lat znęcania się wytworzyły całą grupę społeczną ofiar i katów. Dzieci były "wynajmowane" bogatym mężczyznom, by mogli z nimi zrobić, co zechcą, a ci mężczyźni byli zawsze jakimiś znajomymi kogoś znajomego. Siatka przestępców, chroniąca siebie wzajemnie przez dekady była bardzo skuteczna, śledztwa prowadzone przez ludzi z zewnątrz były brutalnie wygaszane, dokumenty ginęły, kłody były rzucane pod nogi w sposób otwarty i spektakularny.
Mimo tego sprawa wyszła na jaw. I tyle tej sprawiedliwości, bo nie liczcie na to, że ktoś tam dostanie należytą karę. Czy w ogóle istnieje należyta kara za coś takiego?
Im więcej czytam, tym bardziej widzę, że dziecko pozbawione troskliwych opiekunów (DOWOLNEJ PŁCI - ja pierdolę, aż mi się rzygać chce, że trzeba to mówić) nie ma szans. Nie tylko na Jersey. Wszędzie. Dzieci są bezbronne, nawet jeśli są już piętnastolatkami, które mają dwa metry wzrostu i sprawiają kłopoty - nadal są bezbronne, zdane na łaskę dorosłych, którzy często są potworami, szukającymi właśnie takich dzieci, o które nikt nie dba, których losem nikt się nie zainteresuje. Bo tak jest łatwiej.
Przeczytajcie "Władców strachu", o ile macie mocne nerwy. Przeczytajcie, chociaż z bezsilności opadną Wam ręce, niestety.