Wiosenny kącik zapowiedzi 2019.

Wiosenny kącik zapowiedzi 2019.

Dawno nie było kącika z zapowiedziami, a wiem, że "dobrze się klika", czyli chyba lubicie go przeglądać. :)

Sporo ostatnio ukazało się rzeczy dobrych i ciekawych, a późna wiosna zapowiada się także całkiem nieźle na rynku wydawniczym.

Do rzeczy jednak.

1. Nowe komiksy.

Doczekamy się kolejnego tomu Kaczora Donalda Carla Barksa (23. maja, Egmont):


A także znakomitej komiksowej biografii Audubona (taki ornitolog :)), komiksu nominowanego do paru ważnych nagród (w Polsce wydadzą ten komiks Marginesy, które wchodzą na rynek obrazkowy z całkiem niezłym przytupem; spodziewajcie się tej nowości 22 maja):



Ukaże się też całkiem ciekawa rzecz - komiksowa opowieść o twórcy gry Tetris (także Marginesy, także 22 maja). :)




2. Nowe książki autorów, którzy nie piszą tak znowu wiele, ale za to jak już piszą, to na serio. ;)

Nowa książka Dukaja to refleksja nad współczesnością. Wydawca opisuje tak:

Koniec pisma i człowiek tracący podmiotowość w nowym dziele Jacka Dukaja. Intelektualna podróż wokół najbardziej fascynujących zagadnień współczesnej cywilizacji – aż do jej kresu i do kresu człowieka.
Przez ostatnich kilka tysięcy lat pismo, książki i biblioteki były nośnikami i skarbnicami wiedzy. Technologia pisma stworzyła cywilizację człowieka. Myślenie pismem oznacza myślenie symbolami, ideami i kategoriami. Daje bezpośredni dostęp do wnętrza innych: ich emocji, przeżyć i poczucia „ja”. Wyniósłszy tę umiejętność na wyżyny sztuki, w istocie tworzy nasze życie duchowe.
W Po piśmie Dukaj pokazuje ludzkość u progu nowej ery. Kolejne technologie bezpośredniego transferu przeżyć – od fonografu do telewizji, internetu i virtual reality – wyprowadzają nas z domeny pisma. Stopniowo, niezauważalnie odzwyczajamy się od człowieka, jakiego znaliśmy z literatury – od podmiotowego „ja”.
„Mechanizm «wyzwalania z pisma» napędzają miliardy codziennych wyborów producentów i konsumentów kultury. Nie napiszę listu – zadzwonię. Nie przeczytam powieści – obejrzę serial. Nie wyrażę politycznego sprzeciwu w postaci artykułu – nagram filmik i wrzucę go na jutjuba. Nie spędzam nocy na lekturze poezji – gram w gry. Nie czytam autobiografii – żyję celebów na Instagramie. Nie czytam wywiadów – słucham, oglądam wywiady. Nie notuję – nagrywam. Nie opisuję – fotografuję”.
Literatura, filozofia, popkultura, neuronauka i fizyka – zaglądamy za kulisy cywilizacji i odkrywamy, że to nie człowiek posługuje się stworzonymi przez siebie narzędziami, ale to one coraz częściej posługują się człowiekiem.
Nadchodzą czasy postpiśmienne, gdy miejsce człowieka-podmiotu i jego „ja” zajmują bezpośrednio przekazywane przeżycia.
„Czy mogę powiedzieć o sobie: «jestem oglądaniem serialu», «jestem śledzeniem celebów na Instagramie»?”
Człowiek staje się maszyną do przeżywania.
Książka ukaże się, jak to Dukaj, w Literackim. Piętnastego maja.


Do tego autor "Angielskiego pacjenta" znowu napisał coś o wojnie i świecie powojennym. I to napisał podobno nieźle (nominacja do Bookera).

Opis wydawcy:

Rok 1945. Londyn odbudowuje się po latach wojny. Rodzice czternastoletniego Nathaniela i jego starszej siostry, Rachel, wyjeżdżają do Singapuru i pozostawiają rodzeństwo pod opieką tajemniczego mężczyzny, którego ci nazywają Ćmą. Rachel i Nathaniel podejrzewają, że jest on kryminalistą, a każdy dzień utwierdza ich w tym przekonaniu – zwłaszcza kiedy zaczynają poznawać jego ekscentrycznych przyjaciół… Każda z galerii postaci, z którymi zapozna ich Ćma, zdaje się wiedzieć, jak najlepiej ochronić Nathaniela i Rachel – i jak najlepiej ich wychować, czasem w zupełnie niezwyczajny sposób.
Dziesiątki lat później Nathaniel zaczyna odkrywać wszystko, czego nie wiedział lub nie rozumiał w latach po wojnie. Ta właśnie podróż – przez rzeczywistość, wspomnienia i imaginacje – jest opisana w tej wspaniałej powieści Michaela Ondaatjego.
Książkę wyda Albatros, 15 maja.


Ukaże się też nowa książka Houellebecqa. Na pewno depresyjna, a główny bohater będzie antypatyczny. ;) (WAB, 15 maja).



3. Dla dzieci też kilka fajności.

Obrazkowe cudeńko, które po rozłożeniu staje się miarką wzrostu, ale poza tym jest kolorowym cackiem. Mamania, 15 maja.



Oprócz tego świetnie zapowiada się książka o ważnych postaciach kobiecych. Moje feministyczne serduszko raduje się. ;) Rzecz zostanie wydana 15 maja przez Wydawnictwo Kobiece.


I oczywiście nowiutka Mama Mu! Na pewno sobie kupię, bo kocham Mamę Mu. I nie szkodzi, że mój syn ma 12 lat. Ja w tym momencie mam cztery lata i nie chcę wstać rano do przedszkola. ;) 
Wydawnictwo Zakamarki, 15 maja.


4. Jeśli podobała Wam się książeczka "Mężczyźni objaśniają mi świat", to ta sama autorka napisała coś nowego. Tym razem trochę o czymś innym:

„Nadzieja tkwi w założeniu, że nie sposób przewidzieć, co się stanie w przyszłości, i że w tej szczelinie niepewności powstaje przestrzeń do działania” – twierdzi Rebecca Solnit. Nie zawsze jesteśmy świadomi tego, jak wielki wpływ na bieg historii mogą mieć drobne zdarzenia i nasze jednostkowe postawy. Zmiana rodzi się długo, ale czasem wystarczy iskra, by dokonała się w jednej chwili. Książka jest kroniką takich właśnie, zakończonych częściowym lub całkowitym sukcesem, przedsięwzięć podejmowanych przez mniejsze i większe grupy ludzi, którzy chcieli zburzyć istniejący porządek i zmienić świat na lepszy – od upadku muru berlińskiego i rewolucji zapatystów, poprzez marsze alterglobalistów, jaśminową rewolucję, aż po niebywałe akty solidarności i pomocy okazywanej w sytuacji klęsk żywiołowych lub nieoczekiwane zwycięstwa ekologów w walce o czystą energię.
„Wspólnie jesteśmy nad wyraz potężne i potężni i mamy za sobą rzadko wspominaną, rzadko pamiętaną historię zwycięstw i przeobrażeń, która może dodać nam otuchy i wiary w siebie, w to, że owszem, możemy zmienić świat, gdyż nieraz już nam się to wcześniej udało. (…) Trzeba nam litanii, różańca, sutry, mantry, wojennych pieśni na cześć naszych zwycięstw. Przeszłość odsłania się w blasku dnia i przemienić się może w pochodnię, którą nieść będziemy w noc, jaką jest dla nas przyszłość”.
Karakter, 6 czerwca.


5. Nowy tom serii amerykańskiej z Czarnego. Bo uwielbiam serię amerykańską z Czarnego. Tym razem będzie o lądowaniu na księżycu i o losie astronautów, którzy brali w tym udział (mam skojarzenia z "Przystankiem Alaska"; kto widział, ten wie).

12 czerwca.


6. A na koniec na smutno. Bo czasy takie niespokojne. Przytoczę Wam opis wydawcy:

Powieść odkryta po 80 latach. List w butelce z nazistowskich Niemiec.
Trzymający w napięciu jak thriller, wstrząsający obraz czasu zapowiadającego Zagładę
Berlin, listopad 1938 roku, tuż po nocy kryształowej. Ktoś wali do drzwi kupca Otto Silbermanna. W całym mieście trwają aresztowania. Otto ucieka tylnymi schodami. W gazecie czyta, że Żydzi wypowiedzieli wojnę narodowi niemieckiemu. Silbermann nie jest już kupcem i obywatelem – stał się wyjętym spod prawa. Czy będzie mógł komukolwiek zaufać? I czy ludzie, których spotka na swojej drodze, nie wydali już na niego wyroku? Zadziwiająco aktualna, choć napisana w 1938 roku, opowieść o tym, jak bierność staje się siostrą przemocy.
Chyba przeczytam. Choć trochę się boję. Znak, 19 czerwca.



Panie z Cranford, czyli czytajmy powieści wiktoriańskie. :)

Panie z Cranford, czyli czytajmy powieści wiktoriańskie. :)

Czasami, kiedy jestem zmęczona, znużona i nie wiem, co czytać, sięgam po powieści wiktoriańskie. Dają mi one dużo spokoju, czerpię z nich radość, jakiej nie daje mi żadna inna literatura. Próbowałam szukać obyczajowych czytadeł we współczesnej literaturze, ale większość mnie drażni, męczy i żenuje. Oczywiście są wyjątki, ale jednak wiktoriańskim bajaniom pozostaję wierna.

Można by uznać, że pisanie o książce z XIX wieku pewnie nikogo nie zainteresuje, ale postanowiłam zaryzykować. :) Hej, i tak na blogu nie zarabiam, więc nie muszę dbać o kliki. ;)

Z "Paniami z Cranford" zetknęłam się najpierw w formie serialowej. Znakomity to serial, z cudownymi charakterami oparty (choć niezbyt ortodoksyjnie) na powieści Gaskell.



"Panie z Cranford" to opowiastki o kilku paniach z małego miasteczka. Panie nie są zamożne, choć nie wypada o tym mówić. Plotkują zdrowo i kochają konwenanse. A najbardziej je ekscytuje, kiedy ktoś te konwenanse łamie. Och, wtedy dopiero jest powód do spotkania.

"Jakby nie dość już tego, że był rodzaju męskiego, że związał się z tą obrzydłą koleją, posiadał jeszcze tyle bezczelności, że mówił o swojej biedzie! Doprawdy, należałoby zerwać z nim wszelkie stosunki! Śmierć jest równie prawdziwa i powszechna jak ubóstwo, a przecież nie rozprawia się o niej głośno na ulicy."

Mamy tu świat, który jest pełen postaci żywych i krwistych, choć zawieszonych w rzeczywistości tragicznej i komicznej jednocześnie. Ludzie umierają jakby tylko dlatego, że, dajmy na to, odwiedzili Paryż. Albo ratując niewiasty z opresji, albo po prostu dlatego, że tak postanowili. Bywają tu historie dramatyczne, ale opowiedziane ze spokojem i w pogodzeniu z kolejami losu. Cudowne to jest i wiktoriańskie na wskroś.

A do tego Gaskell miała znakomite poczucie humoru i umiała w kilku zdaniach wspaniale opisać np. zmagania pań z posiadaniem nowego dywanu, który należy okrywać gazetami, by słońce go nie odbarwiło. Brzmi nudno? Pewnie takie trochę jest, ale niewiele rzeczy pozwala tak bardzo się zrelaksować. :)



Niektórzy mówią, że Austen jest lepsza. Ja sądzę, że nie ma sensu porównywać. Gaskell ma inne poczucie humoru. A w "Paniach z Cranford" nie ma wielkiej fabuły, nie ma żadnej intrygi, romanse są raczej niewielkie, panie są już wiekowe, a ich życie kręci wokół oszczędzania świec i odwiedzania przyjaciółek. Nie czytamy tej książki, żeby dowiedzieć się, która z bohaterek wyląduje na końcu z przystojnym amantem na ślubnym kobiercu. Czytamy ją, bo panie z Cranford są miłymi kobietami, a nam jest miło z nimi przebywać.

Polecam na wiosnę. Bo mogę. ;)
Copyright © 2014 Na regale , Blogger