Kącik jesiennych nowości i zapowiedzi.

Kącik jesiennych nowości i zapowiedzi.

Okres od października do połowy grudnia to najbogatszy w nowości okres w roku. Zbliżają się święta, ludzie czytają w zimne wieczory więcej, a do tego są w tym okresie najpierw śląskie, a potem krakowskie targi książki. 

1. W tym roku jest nie inaczej. Z nowości i zapowiedzi dla starszych dzieci i młodzieży, mamy prawdziwy wysyp. 

"Mortynka" już się ukazała - jest to pierwszy tom opowieści o dziewczynce-zombie. Idealna bajka na Halloween. ;) 


"Hotel Winterhouse" ukaże się pod koniec listopada w Dwukropku. Okładka jest śliczna, a opis brzmi idealnie dla dzieciaków, które lubią tajemnicze i nieco mroczne opowieści: 

Jedenastoletnia lat Elizabeth Somers mieszka z ciotką i wujem, odkąd jej rodzice zginęli w wypadku, którego Elizabeth nie pamięta. Elizabeth, wbrew jej woli, zostaje wysłana na święta Bożego Narodzenia bez pieniędzy i prawie bez żadnych ubrań do hotelu o nic nie mówiącej nazwie Winterhouse, należącego do osobliwego Norbridge’a Fallsa. Z początku nieufna Elizabeth jest zaintrygowana hotelem i jego gośćmi, zaprzyjaźnia się nawet z 11-letnim Freddym, który podobnie jak ona uwielbia zagadki, łamigłówki i anagramy. Elizabeth szybko odkrywa, że Winterhouse ma wiele uroku, a przede wszystkim ogromną bibliotekę. Wkrótce dziewczyna znajduje magiczną książkę z zagadkami, której w żaden sposób nie można zmusić do powrotu na biblioteczne półki – książka po prostu nie pozwala się odnieść, pomaga za to rozwiązać tajemnicę hotelu, jego właściciela oraz dziwacznych i złowrogich gości. A im bardziej Elizabeth zagłębia się w tajemnice hotelu, tym bardziej zaczyna zdawać sobie sprawę, że w niewyjaśniony sposób sama jest powiązana z tym miejscem i jego mieszkańcami.


"Gobelin" to początek magiczno-przygodowej serii, bardzo popularnej w krajach anglojęzycznych. Podobno fani "Zwiadowców" uważają, że to super seria. ;) Książka już jest dostępna.


"Amelka Kieł" to kolejna opowieść "gotycka" dla dzieci - bardzo modny gatunek w tym sezonie. ;) I może się przyjąć. :) Dostępna będzie pod koniec października, na pewno kupicie ją na krakowskich Targach.



 2. Mam dla Was też kilka zapowiedzi kulinarnych.

Na przykład Czarne snuje opowieść o polskiej kuchni - nie jest to książka kucharska, ale raczej opowieść o tym, czego już nie znamy, a o czym ciekawie wiedzieć. Trochę jest to chyba historia kształtowania się tego, co dziś nazywamy polską kuchnią. Może być bardzo ciekawie i ukaże się w połowie listopada.


"Hazana" to z kolei śliczności o wegetariańskich daniach z kuchni żydowskiej. Wydawnictwo Foksal, premiera czternastego listopada.



"Zielone Boże Narodzenie" to kolejna wegetariańska książka kucharska, ale tym razem skandynawska. Także z pięknymi zdjęciami i chyba świetna na prezent. :) Zostanie wydana w tym samym terminie co dwie powyższe, tylko wydawnictwo inne - Marginesy.


3. Jeśli chodzi o komiksy, to także mamy na co czekać. :)
Nowy Wajrak i nowe (choć stare ;)) kaczki - tym razem autorstwa Carla Banksa. :) Wszystko na przełomie października i listopada. Wajrak od Agory, a kaczki od Egmontu.




4. Dla maluchów też będzie w czym wybierać.

"Cudouszek" o pół-lisie pół-człowieku z sierocińca (!), to przedziwna bajka, pięknie ilustrowana. Po polsku ukaże się nakładem wydawnictwa Czarna Owca pod koniec listopada.


"Pewnego razu w Londynie" już jest do kupienia i jest to picture book dla dzieci w każdym wieku. Nie ma tam słów, ale za to jest dużo treści. Książka była wielokrotnie nagradzana i budzi powszechne zachwyty wszędzie, gdzie się pojawi. Może i w Polsce się spodoba (premiera na początku listopada). :)

Z kolei "Gdzie jest Wally" - kolejna książka bez słów, to coś, co wszyscy na pewno kojarzą, ale polskie wydanie bardzo się przyda. :) Urocza pozycja nawet dla najmłodszych czytelników i już dostępna.



Z całkiem polskiego podwórka dwie świetne pozycje - jedna o zwierzętach, które już wyginęły, ilustrowana przez wspaniałą Nikolę Kucharską (już w księgarniach); a druga to obrazkowa śliczność, także przyrodnicza, ilustrowana przez Emilię Dziubak (będzie można kupić w połowie listopada). Obie książki polecam w ciemno, bo te dwa nazwiska zawsze gwarantują co najmniej estetyczną radość.



Zwyciężczyni Bolonia Ragazzi Award o potędze czytania. :) Wydawnictwo Tekturka, premiera w pierwszym tygodniu listopada.



5. Dla dorosłych Krytyka Polityczna ma dwie książki o dzieciach księży. Na fali "Kleru" na pewno będzie się czytało. ;) Premiera w okolicach krakowskich Targów, na pewno zajrzę na stoisko wydawnictwa, bo zwykle pracują tam fajni ludzie.



6. Na koniec zapowiedzi gwiazdkowe. Kolejny tom Haiga (którego bardzo lubię) i nowa adwentowa książka Zakamarków. Obie książki będą na pewno przyjemnym dodatkiem do przedświątecznych przygotowań.

Haiga będzie można kupić już na Targach, ale Zakamarki mówią, że ich książka przyjedzie z drukarni dopiero 7. listopada. To i tak wcześniej, niż zazwyczaj, bo co roku wydawnictwo spóźnia się z adwentowymi bajkami o kilka dni i książki trafiają do sklepów dopiero w grudniu. Trzymam kciuki, żeby tym razem udało się wyrobić wcześniej. :)



7. Ach, i na koniec jeszcze Martin. Opowieści z dziejów Westeros. Niestety jeszcze nie "Wichry zimy". Idźcie do księgarń 20. listopada. Ja się chyba na Martina obraziłam. ;)


Śmiejąc się w drodze do meczetu

Śmiejąc się w drodze do meczetu

Dzisiaj mam dla Was wpis o książce nienowej.
Nie jest też to książka szczególnie znana czy popularna. Za to jest to lektura ciepła, lekka, czarująca i w sam raz na coraz zimniejsze wieczory.
Tekst nie jest literacko wysmakowany, książka zdobyła parę nagród, ale nie były to nagrody szczególnie prestiżowe. Dlaczego więc o niej piszę? Bo to książka, która poprawiła mi humor. Książka, która mnie wzruszyła i która - mając ledwie 250 stron - zawiera taki ładunek pozytywnych wrażeń, jest tak lekka i zabawna, że uznałam, że należy jej się odrobina reklamy. :)



Zarqua Nawaz jest scenarzystką kanadyjskiego serialu "Little Mosque on the Prairie" ("Mały meczet na prerii"), który doczekał się sześciu sezonów i jest komediową opowieścią o małej muzułmańskiej społeczności w Saskatchewan w Kanadzie. Obejrzałam tylko kilka odcinków, ale wiedząc, że autorka serialu jest praktykującą muzułmanką z tego samego regionu, o którym opowiada jej telewizyjne dzieło, byłam bardzo ciekawa jej wspomnień, bo rzadko możemy zajrzeć w życie umiarkowanych, zwyczajnych wyznawców i wyznawczyń islamu.



Nie zawiodłam się. Opowieść jest czarująca i porusza całe mnóstwo zajmujących tematów z humorem, czułością i zrozumieniem. Zarqua ma cudowne wyczucie absurdu. Jej relacja z pielgrzymki do Mekki jest z jednej strony opowieścią o przeżyciu mistycznym i religijnym (i pokazuje, jak pod wieloma względami muzułmanie się od chrześcijan w ogóle nie różnią), a z drugiej strony to historia o szaleństwie, przesadzie i religijnej paranoi.

Poruszył mnie rozdział o o dorastaniu, kiedy autorka opowiadała o swoim chwilowym radykalizmie, kiedy to jako nastolatka przez chwilę była pod wpływem ortodoksyjnej wychowawczyni na koloniach i sama zaczęła nosić hidżab, choć w jej rodzinie żadna kobieta tego nie robiła. Na szczęście jej ekstremizm szybko się rozmył, ale po przeczytaniu "Dwóch sióstr" miałam ciarki, bo widziałam po raz kolejny, jak łatwo nastolatki wpadają w skrajności, jeśli znajdą się pod niewłaściwym wpływem.

Ogólnie rzecz ujmując jednak to książka o miłości. O kochającej się rodzinie, o karierze w przemyśle filmowym, a także o tym, że - najwyraźniej - można być feministką i muzułmanką (aczkolwiek radykalizm w żadnej religii nie sprzyja kobietom, co też wyraźnie ze "Śmiejąc się" wynika i nie jest to odkrycie wielkie, ale jednak przypomnieć nie zaszkodzi).
Nawaz walczy o to, by w jej meczecie kobiety i mężczyźni modlili się obok siebie, rozważa sens obrzezania swoich synów i sama aranżuje swoje małżeństwo, uważając, że zdroworozsądkowe podejście do znalezienia sobie męża do niej przemawia, a chodzenie na randki ją nudzi, więc sama sobie wybiera partnera, rozpytując znajomych muzułmanów w sprawie kandydatów. Jej rodzice na szczęście są normalnymi, miłymi, kochającymi ludźmi, którzy troszczą się o dobro swoich dzieci bardziej, niż o opinie co bardziej radykalnych krewnych.

(A tu autorka książki czyta jej fragment. :))



Cudowna to opowieść o kobiecie, która jest bardzo zwyczajna i bardzo niesamowita w tej zwyczajności, bo często myślimy o muzułmankach jak o ofiarach ucisku (którymi czasem, oczywiście, są), ale zapominamy, że wśród nich są kobiety, które sama decydują o sobie i są szczęśliwe (ale - ZNOWU - nie czarujmy się, nie mówimy o domach radykałów; ekstremistyczni katolicy też zresztą dla kobiet mili nie są).

Jeśli chcecie się dobrze bawić i dowiedzieć, dlaczego Mekka to świetne miejsce, żeby oglądać penisy (oraz co ma wspólnego bóg z wifi), to bardzo polecam. To jest czytadło, tak, nie ukrywam tego przed Wami, ale czytadło miłe, mądre i zabawne. I na pewno odczaruje islam tym, którym się wydaje, że ma on tylko jedną twarz (w turbanie, z wielbłądem, obłędem w oczach i na okładce "Do Rzeczy" ;)).

Poczytajcie, jeśli szukacie czegoś ultralekkiego, ale co Was nie zabije głupotą. Serdecznie polecam. :)


Modlitwa do morza i kupowanie książek charytatywnie.

Modlitwa do morza i kupowanie książek charytatywnie.

Do napisania tego posta skłoniła mnie reklama na Facebooku.
PAH podlinkował mi opis książeczek dla maluchów na temat dostępu do wody i kanalizacji. To temat istotny dla milionów ludzi na świecie i to temat, o którym dzieci w szkole pewnie nie usłyszą (jak o wielu innych sprawach, które są naprawdę ważne; za to na pewno usłyszą o rozmnażaniu rozwielitki).
Do tego, oczywiście, kupno zestawu tych książeczek (cztery sztuki za 40 zł.) będzie dobrym uczynkiem, bo zysk zostanie przekazany na cele charytatywne PAHu (a przyznam Wam, że to jedna z nielicznych instytucji charytatywnych, w których działanie wierzę).
Ja wolę wpłacić na PAH bezpośrednio, bo nie mam już małych dzieci, ale jeśli Wy macie komu kupić, to kupcie. Niech rosną świadome i wrażliwe pokolenia.


Kupowanie książek-cegiełek to nie jest wielki heroizm, ani też wielka filantropia, ale jest jedną z kropli, które drążą skałę. A już super istotne jest, żeby dzieciom opowiadać o świecie, który na szczęście nie jest ich udziałem, o świecie z biedą i wojnami, które nie są bohaterską zabawą, jak w lekturach szkolnych i w polskiej podręcznikowej narracji (BTW, kiedyś muszę o tym osobno napisać).

Zaczęłam się zastanawiać, czy kupiłam kiedyś książkę kierując się tym, że pieniądze z jej zakupu pójdą na dobry cel i okazało się, że i owszem, i to całkiem niedawno. Tą książką jest "Modlitwa do morza" Khaleda Hosseiniego.

Khaled Hosseini do amerykański pisarz afgańskiego pochodzenia, urodzony w Kabulu autor "Chłopca z latawcem" i "Tysiąca wspaniałych słońc". Poruszony dramatem małego Alana Kurdi, którego zwłoki wyrzuciło na brzeg morze po tym, jak uciekał z rodziną przed wojną w Syrii, Khaled postanowił razem z Danem Williamsem, autorem cudnych, akwarelowych ilustracji, napisać książkę, a dochód z jej sprzedaży przekazać na UNHCR, które zajmuje się pomaganiem uchodźcom.


To nie jest długa książka. To nie jest książka, w której jest dużo tekstu.
To jest książka, która jest przepięknie wydana, ma cudowne, akwarelowe, malarskie ilustracje i niesie wielki ładunek emocjonalny.

W tej książce jest opowieść ojca, który pamięta swój kraj sprzed wojny i opowiada o nim swojemu dziecku, które zna już tylko bombardowania i krew, i nie wie nic o życiu w czasie pokoju.


Potem muszą uciekać. Wsiadają na jedną z tych małych łódek i, pozbawieni mocy wpływania na to, co się wokół dzieje, mogą się tylko modlić, żeby wszyscy przeżyli podróż.



To jest książka, którą kupiłam, żeby przypudrować swoje sumienie, wracając do ciepłego domu i odbierając dziecko z bezpiecznej szkoły.
Mam ten komfort, że mogę narzekać na to, jak wygląda szkolnictwo, mogę narzekać, że w domu wystrzelił bezpiecznik i nie wiem dlaczego, że niekoniecznie po mojej myśli ułożyły się jakieś zawodowe plany, że nie mogę upiec sobie zapiekanki, że, że, że.
Ale zasypiam wieczorem umiarkowanie spokojna, choć nadal jedną z rzeczy, które uważam za niezbędne, żeby czuć się dobrze, uważam ważny paszport dla każdego członka rodziny. Żeby zawsze móc się spakować i uciec.

Ostatnio wróciłam do czytania starych dzienników lekarzy, wydawanych w głębokim PRLu po bardzo popularnych konkursach literackich dla różnych grup zawodowych. W tych tużpowojennych dziennikach jest cała groza wojen i wojennych pokoleń.
Pewnie nikt nie chciałby czytać recenzji tych książek, które można kupić tylko w antykwariatach (choć bardzo tanio, nie są one popularne ;)), więc nie poświęcę im raczej osobnego posta, ale kiedy czytacie książki naukowców, kiedy czytacie książki "zawodowych" literatów o wojnie, którą przeżyli, ucieka jakieś tło i pewna prawda, która jest w relacjach "zwykłych" ludzi, którzy nie pisali z myślą o wydaniu czegoś drukiem.

Oto mamy na przykład chirurga, który w sierpniu 1939 roku jest na wakacjach we Włoszech ze swoją żoną. Opowiada o tych wakacjach i o politycznych niedobrych nastrojach, ale wraca do kraju bez poczucia, że wojna wybuchnie tak na serio. Nikt nie wierzy w wybuch wojny do ostatniej chwili. Mija miesiąc, a ten sam chirurg, który podziwiał chwilę temu architekturę w Wenecji, jest zakładnikiem w polowym szpitalu i obserwuje żniwa czystego zła, ratuje ludzi, by ci za chwilę zginęli, na jego oczach znikają miasta, po których chadzał chwilę temu, w drodze do teatru.

Pokój nie jest nam dany raz na zawsze, a ludzie w krajach ogarniętych wojną cierpią tak samo, jak my byśmy cierpieli, gdyby wojna wybuchła tutaj. Niezależnie od wyznania, narodowości i koloru skóry, wojna boli tak samo. I nie ma w niej nic wzniosłego.

Tego uczmy dzieci. Kupienie książki-cegiełki pewnie niewiele zmieni, ale cóż innego możemy zrobić my, siedząc w ciepłych fotelach?


Copyright © 2014 Na regale , Blogger