Kwietniowy kącik zapowiedzi

Kwietniowy kącik zapowiedzi

1. Znowu nowa Munro. Życia mi nie starczy.

Premiera: 30.05.2014

2. Pierwszy raz w kolorze świetny komiks dla dzieci (tych młodszych raczej, niż tych starszych, przedszkolaków nawet) Samojlika, polskiego mistrza dziecięcych komiksów. Polecam w ciemno. 
Ci, co znają już Żubra Pompika, na pewno kupią. A ci, co mają wersję czarno-białą, będą pewnie się trochę wściekać. ;)


Fejsbuk podaje, że premiera w maju.

3. Pierwsza książka dla dzieci autorstwa Doroty Masłowskiej. Potencjalnie bardzo dobra. No ale zobaczymy... ;)

Premiera: 22.05.2014

4. Pierwsze polskie wydanie wspaniałej, kultowej, obrazkowej książki dla dzieci. 


Premiera: 30.05.2014

5. Nowy Pan Pierdziołka. ;)


Premiera: 31.05.2014

6. Nowa książka Hugo-Badera. O Broad Peak. Raczej nie przeczytam, bo Hugo-Bader mnie już zmęczył (cenię go, ale w dużych dawkach jest męczący), ale wiem, że wielu na tą książkę czeka.


Premiera: 12.05.2014

7. Kapuściński.


Premiera: 27.04.2014

Kącik z cytatem.

Kącik z cytatem.

Z okazji Światowego Dnia Książki zakładam (tak jakby ;)) nową rubrykę. Od czasu do czasu (to moja definicja regularności), między recenzjami, będę wrzucać cytat z książki, którą aktualnie czytam. Bo czasami książki najlepiej mówią same za siebie. A poza tym - nie będę recenzować czegoś, co zrecenzowano już piętnaście tysięcy razy. :)

Ponieważ właśnie wróciłam z krótkich, tygodniowych wakacji, na które zabrałam ze sobą tylko lekkie lektury (Pratchett - po "Książce kucharskiej Niani Ogg" postanowiłam sobie odświeżyć serię o wiedźmach), to dzisiaj "Wyprawa czarownic":

I zamiast zajmować się prawdziwą nauką, uczeni zaczęli nagle tłumaczyć, że poznanie czegokolwiek jest niemożliwe i że nie ma czegoś takiego, co można by nazwać rzeczywistością, którą da się poznawać [...]. 
W porównaniu z czymś takim, spory żółw ze światem na grzbiecie jest całkiem zwyczajny. Przynajmniej nie udaje, że nie istnieje; nikt też na Dysku nie próbował tego nieistnienia udowodnić - by się przypadkiem nie okazało, że ma rację i nagle znajdzie się zawieszony w kosmicznej pustce. Dysk istnieje na samej granicy realności. Najmniejsze małe obiekty potrafią przebić się przez nią na drugą stronę. Dlatego na świecie Dysku ludzie traktują różne rzeczy z należytą powagą. 
Na przykład opowieści.
Ponieważ opowieści są ważne.
Ludzie wierzą, że to oni wpływają na opowieści. Tymczasem jest odwrotnie.
 
Opowieści istnieją niezależnie od osób, które w nich występują. Dla kogoś, kto o tym wie, wiedza to potęga.
Opowieści - szerokie, falujące wstęgi ukształtowanej czasoprzestrzeni - powiewały i rozwijały się w całym wszechświecie od początków czasu. I ewoluowały. Najsłabsze wymarły, a najsilniejsze przetrwały i z każdym powtórzeniem nabierały mocy... Opowieści, wijące się i płynące w ciemności.
Samo ich istnienie narzuca delikatny, ale trwały wzorzec chaosowi, którym jest historia. Opowieści ryją rowki dość głębokie, by ludzie podążali nimi w taki sam sposób, w jaki woda spływa po zboczu pewnymi trasami. A za każdym razem, kiedy nowi aktorzy podążają ścieżką opowieści, rowek staje się głębszy.
Nazywa się to teorią przyczynowości narracyjnej i oznacza, że opowieść, kiedy już się zacznie, nabiera kształtu. Przejmuje wszelkie wibracje wszystkich innych swoich realizacji, jakie się kiedykolwiek zdarzyły.
Właśnie dlatego historia przez cały czas się powtarza.
I dlatego tysiąc bohaterów wykradło ogień bogom. Tysiąc wilków pożarło babcię, tysiąc księżniczek zostało pocałowanych. Miliony aktorów poruszało się mimowolnie po ścieżkach opowieści.
Jest już praktycznie niemożliwe, by trzeci i najmłodszy syn dowolnego króla, wyruszywszy z misją, w której wcześniej zginęli jego starsi bracia, nie odniósł sukcesu.

Mundra.

Mundra.

Uwielbiam Wydawnictwo Czarne. Gdyby "Mundra" została wydana gdzie indziej, pewnie bym jej nie przeczytała, bojąc się taniej sensacji i okrągłych zdań. Jednak po przeczytaniu fragmentu tej książki w Wysokich Obcasach - TUTAJ - moja miłość do etnografii, historii medycyny i fascynacja położnictwem (oraz tęsknota za kolejnym dzieckiem, niestety ;)) sprawiły, że MUSIAŁAM tę książkę mieć.


Przeczytałam ją od razu, od deski do deski, jednym tchem. 
"Mundra" to opowieść o kobiecości. Nie tylko o porodach, medycynie, o niedocenionym zawodzie położnej, ale o sile kobiet. Powiedziałabym nawet - chociaż to zabrzmi niepoprawnie nawet dla mnie samej, buntuję się przeciwko temu odczuciu - że jest to książka, której mężczyźni mogą nie zrozumieć. Tyle w niej soczystego estrogenu, tyle - waham się, czy to nie zabrzmi głupio, ale brakuje mi lepszych słów - mistycznego wtajemniczenia w ten element życia, którego mężczyźni nie mogą do końca z kobietami dzielić, że, kiedy skończyłam czytać, prawie poczułam - tu kolejna idiotyczna, nieracjonalna i głupia rzecz - napływające mleko. To charakterystyczne mrowienie, które odczuwa się jeszcze długo po tym, jak przestanie się karmić - zwłaszcza kiedy zapłacze niemowlę.

Mamy tutaj zapis dziesięciu rozmów z położnymi - "najstarsza ma ponad dziewięćdziesiąt lat i pierwsze porody przyjmowała podczas II wojny światowej, najmłodsza - dwadzieścia sześć i pracowała w szpitalu w Tanzanii"
Jest w tych rozmowach z położnymi starej daty coś takiego, co czułam, czytając najstarsze tomy "Pamiętników lekarzy" - tekstów nadsyłanych tuż po wojnie (ale opowieści często przedwojenne) na konkurs literacki ZUSu (tak, tak!) dla państwowych medyków (może kiedyś o nich napiszę nawet, w ramach odgrzebywania rzeczy dziwnych i niepopularnych). Niedowierzanie wymieszane z fascynacją. Tylko że w "Mundrej" opowieści są wyłącznie o kobietach i na kobietach skupione. Mężczyźni gdzieś tam są, w tle, ale w momencie porodu - panowie wybaczcie - oni się nie liczą. 

W ostatecznym rozrachunku to książka bardzo budująca, trochę apoteoza porodu naturalnego (co się niektórym spodoba, a inni powiedzą, że duby smalone), ale też pochwała postępu medycyny. Mimo wszystko - kobiety wreszcie przestały masowo umierać przy porodzie. 

Nie wszystkie położne, z którymi rozmawia Sylwia Szwed, są "do lubienia". Mają różne poglądy, niektóre nie piętnują kobiet za wybieranie cesarki, inne uważają, że się babom w dupach poprzewracało, ale wszystkie mają do powiedzenia coś interesującego, a to nie do przecenienia. 

Wydawnictwo Czarne ciągle w formie. 
Anglicy. Opis przypadku.

Anglicy. Opis przypadku.

Szukając w "taniej książce" czegoś o wynalazkach i technice dla dziecka, wygrzebałam dla siebie jak zwykle jakieś dziwności po kilka złotych. Wśród nich znalazła się książka dziennikarza BBC, Jeremy'ego Paxmana, o tym, co możemy nazwać "angielskością".


Książka jest świetnym, dobrze napisanym, dobrze udokumentowanym (przepiękna bibliografia!) i błyskotliwym studium charakteru narodowego. Ponieważ nigdy dobrze nie zgłębiłam najnowszej historii Wysp, zwłaszcza pod kątem narodowych tarć i różnic między Szkotami, Walijczykami, Irlandczykami i Anglikami, to poszerzyłam swoją wiedzę dość znacznie, a przy okazji bawiłam się przy czytaniu znakomicie. 
"Na Boga, straciłem nogę!", zawołał lord Uxbridge wśród huku wybuchających pocisków.
"Na Boga, rzeczywiście!", odkrzyknął książę Wellington.
Nigdy wcześniej nie zwróciło mojej uwagi to, że Anglicy, w swej stereotypowej powściągliwości, w zasadzie nie manifestują głośno (tak jak na przykład Irlandczycy i Szkoci) swojej przynależności narodowej, nie posiadają narodowego stroju, ani piosenki. 
Na myśl o przysiędze wierności, jaką składają codziennie uczniowie w amerykańskich szkołach, ogarnia Anglika szczere poczucie zdumienia; tego rodzaju publiczne deklaracje patriotyzmu wydają mu się, no cóż, nieco naiwne. [...]
Już w 1948 roku George Orwell zauważył: "[...] To zadziwiające, ale prawie każdy angielski intelektualista odczuwałby większy wstyd, stojąc na baczność podczas hymnu państwowego, niż kradnąc pieniądze z puszki z datkami dla ubogich."
Paxman analizuje bardzo przekonująco wpływ geografii na mentalność i historię Anglii (robił to już Norman Davies z innymi krajami - także Polską - bardzo ciekawy temat, swoją drogą) i jej "odwieczną" niechęć do Francuzów. 
Najlepszą znaną mi rzeczą, jaka łączy Anglię i Francję, jest morze.
Douglas Jerrold
Przywiązanie do swojej wyspiarskości jest jednym z ważniejszych składników, które budują narodowy charakter. 
[...] jedna z konsekwencji tego, że Anglia leży na wyspie, polega na tym, że wszystkie inne kraje leżą za morzem.
Można przywołać legendarny angielski tytuł prasowy, który mówi wszystko, czego chcielibyście się dowiedzieć na temat stosunków tego kraju z resztą Europy.
MGŁA NAD KANAŁEM - KONTYNENT ODCIĘTY
Angielska mentalność jest rozkładana tutaj na czynniki pierwsze, analizowana, oglądana ze wszystkich stron i to oglądana w sposób jak najbardziej NIE powierzchowny, przez kogoś "z wewnątrz".

Paxman nie oszczędza także monarchii - legendarna już nietaktowność i niepoprawność polityczna księcia Filipa, też została wzięta na warsztat. Podobnie wspaniały i fascynujący (przynajmniej dla mnie ;)) jest rozdział poświęcony kościołowi anglikańskiemu.

Nie jest to nowa pozycja - w Wielkiej Brytanii ukazała się w 1999 roku. Nie straciła jednak na aktualności. Możemy przeczytać w niej na przykład o tym, skąd - według Paxmana - u stonowanych Anglików stadionowe chuligaństwo i pijaństwo.

Bardzo dobra książka dla zainteresowanych tematem. 
Copyright © 2014 Na regale , Blogger