Jutro przypłynie królowa

Pitcairn to wysepka, wygasły wulkan, terytorium zamorskie Wielkiej Brytanii. Cztery i pół kilometra kwadratowego.



W 1790 roku zawinął tam okręt Bounty z dziewięcioma dezerterami i osiemnaściorgiem porwanych Tahitańczyków, głównie kobiet i dzieci. 
W 2012 roku mieszkało tam 48 osób, głównie potomków dawnej załogi statku z XVII wieku. Do niedawna na wyspę nie wpuszczano nikogo, kto nie dostał zgody decydentów na wysepce. Nie było mowy o dziennikarzach, reporterach, ludziach, którzy zadają pytania. 

Jeszcze parę lat temu na wyspę statek z transportem zawijał sześć razy do roku, obecnie jest to 12 razy i pozwala się także na turystykę, jeśli ktoś ma tyle samozaparcia, żeby spędzić kilka dni w podróży. Odwilż przyszła, kiedy ujawniono (w 2004 roku), że wyspa od lat była piekłem kobiet (gwałty, także na dzieciach, były na porządku dziennym) i przeprowadzono procesy sądowe. Ale lata miną, zanim to piętno zostanie zmazane, a atmosfera się oczyści.



Wasielewski, by dostać się na Pitcairn, musiał odpowiedzieć na wiele pytań (ukrył swoje reporterskie zamiary, ale i tak po paru dniach zaczęto na niego patrzeć podejrzliwie i wydalono), zanim przyszła zgoda z wyspy, by się tam zjawił.

Wyobrażacie sobie żyć w miejscu, z którego tak trudno się wydostać?

Wyspiarze dostają od rządu Wielkiej Brytanii ropę, by zasilać generator, ale i tak prąd włączają tylko na kilka godzin na dobę. Nie można ropy marnować, bo statek płynie długo. Kiedy ropa się skończy, nowej nie można po prostu kupić. Trzeba czekać na transport. Wyspa nie ma lotniska ani lądowiska.

Poza tym wszyscy są podejrzliwi - względem siebie, względem obcych, względem wszystkiego. Żyją odcięci od świata, więc łatwo tam zostać zbrodniarzem, który nie zostanie ukarany. Nikt nie wie, jakie tajemnice skrywają milczący starzy mieszkańcy.

Klimat jest tam tropikalny, mandarynki rosną wielkie jak pomarańcze, ale nie ma naturalnego rezerwuaru słodkiej wody, więc trzeba polegać na deszczówce i trzech niewielkich potokach. Jeśli ktoś zachoruje, to dzieli go od szpitala kilka dni.

W tych warunkach ludzie dziczeją. Książka opowiada o wyspie, ale też o procesie sprawców gwałtów. Ojcowie pozwalali tam gwałcić córki, bo sami gwałcili inne kobiety. Bo mieli dług wdzięczności względem innych osób na wyspie. Wszyscy tam są uwikłani w sieć zależności, której nie mogą zerwać, bo mają tylko siebie. Ci, którzy zeznawali przeciw sprawcom, na wyspie nie są teraz bohaterami, ale spotykają się z ostracyzmem. 

To jest świetny reportaż o największym zadupiu świata. I nie jest to raj na ziemi, choć niewątpliwie musi tam być pięknie, a nocą nigdzie indziej nie zobaczycie takich gwiazd.

Przeczytajcie wywiad za autorem i przeczytajcie książkę. Jeśli marzyliście kiedyś o życiu w uroczej komunie odciętej od tej paskudnej cywilizacji, to pewnie szybko zaczniecie rewidować swoje pragnienia.  

ZNAKOMITA książka. 

1 komentarz:

Copyright © 2014 Na regale , Blogger