27 śmierci Toby'ego Obeda, czyli Kanada odczarowana.
Kanada to, w powszechnym mniemaniu, kraj marzenie dla liberalnego człowieka, który śni o równościowym rządzie. Kanada ma premiera, którego wszyscy kochają. Jest wielka, piękna i daleko. To wszystko prawda. Na dodatek - w porównaniu z naszymi polskimi tuzami sejmowej praworządności - jest to raj na ziemi. ALE - nie ma, że boli. W Kanadzie mrok rozlał się po rubieżach, po terenach rdzennej ludności, po ludziach tak bardzo wykluczonych, że - pod wieloma względami - dużo gorzej być nie może.
Wszyscy wiemy (a raczej - powinniśmy wiedzieć), że w Stanach Zjednoczonych Kolumb i jego następcy zgotowali rzeź ludziom, którzy tam mieszkali "od początku". Trochę tylko zapominamy, że Kanada tworzy z USA jeden kontynent i historia nie obeszła się z rdzennymi mieszkańcami obecnej Kanady łagodniej, niż z ich południowymi braćmi.
Książka Joanny Gierak-Onoszko jest wybitna. Warsztatowo znakomita, staranna, wyważona, pozwalająca czytelnikowi wyciągać własne wnioski, nienachalna w stawianiu tez. I wstrząsająca. A opowiada o dzieciach, które odbierano inuickiej ludności i umieszczano przymusowo w szkołach z internatem, opłacanych przez państwo, a prowadzonych w większości przez duchownych kościoła katolickiego. Powodem odbierania dzieci była - teoretycznie - chęć zrobienia z nich obywateli zachodniego świata, co było założeniem na wielu poziomach okropnym, ale efektem było zabicie licznych kultur, robicie rodzin, zniszczenie wrażliwości około 150 tysięcy dzieci, które były tam masowo molestowane, bite i dręczone. A te, które przeżyły (bardzo wiele z nich nie przeżywało), były często ludźmi złamanymi, powielającymi przemocowe wzorce, nie mogącymi się dogadać w języku swoich rodziców, co wykorzeniało ich z własnej rodziny (o ile ktoś im jeszcze został) i kultury.
Tytułowy Toby Obed to jeden z ocaleńców. Jeden z tych, którzy odważyli się mówić. Jest on symbolem, ale książka nie jest tylko o nim. Ona jest o wszystkich tych dzieciach, o ich krewnych, o kulturze, której już prawie - z powodu działań kanadyjskiego rządu - nie ma. To jest też książka o tym, jak Kanada próbuje zadośćuczynić. O pustych gestach, o odszkodowaniach, o głośnych procesach sądowych i o przepraszaniu.
Różnie to wychodzi, Kanada nie jest kryształowa, choć jest już innym, pewnie lepszym krajem, niż 20, 40, 60 lat temu. Trwa proces burzenia pomników ludzi, którzy byli uwikłani w zbrodniczy proceder; dawni bohaterowie, politycy, księża, możni dawnego świata, okazują się wielkimi sukinsynami. Słodkie zakonnice okazują się sadystkami, perwersyjnymi krzywdzicielkami czteroletnich dzieci, moczących się w nocy z tęsknoty za rodzicami. Kanada miała też swoje siostry Bernadetty, które, podobnie jak w Polsce, pewnie wywiną się prawu.
Bardzo to ważna, dobra, mocna książka. Aż trudno uwierzyć, że autorka nią debiutuje, bo "27 śmierci" jest napisana przez reporterkę dojrzałą i zdolną.
Jeden z najlepszych reportaży, jakie czytałam, a czytam reportaży dużo, dziesiątki rocznie. Spokojnie może się mierzyć z Justyną Kopińską.
Polecam. Ale uważajcie, bo boli.
Wszyscy wiemy (a raczej - powinniśmy wiedzieć), że w Stanach Zjednoczonych Kolumb i jego następcy zgotowali rzeź ludziom, którzy tam mieszkali "od początku". Trochę tylko zapominamy, że Kanada tworzy z USA jeden kontynent i historia nie obeszła się z rdzennymi mieszkańcami obecnej Kanady łagodniej, niż z ich południowymi braćmi.
Książka Joanny Gierak-Onoszko jest wybitna. Warsztatowo znakomita, staranna, wyważona, pozwalająca czytelnikowi wyciągać własne wnioski, nienachalna w stawianiu tez. I wstrząsająca. A opowiada o dzieciach, które odbierano inuickiej ludności i umieszczano przymusowo w szkołach z internatem, opłacanych przez państwo, a prowadzonych w większości przez duchownych kościoła katolickiego. Powodem odbierania dzieci była - teoretycznie - chęć zrobienia z nich obywateli zachodniego świata, co było założeniem na wielu poziomach okropnym, ale efektem było zabicie licznych kultur, robicie rodzin, zniszczenie wrażliwości około 150 tysięcy dzieci, które były tam masowo molestowane, bite i dręczone. A te, które przeżyły (bardzo wiele z nich nie przeżywało), były często ludźmi złamanymi, powielającymi przemocowe wzorce, nie mogącymi się dogadać w języku swoich rodziców, co wykorzeniało ich z własnej rodziny (o ile ktoś im jeszcze został) i kultury.
Tytułowy Toby Obed to jeden z ocaleńców. Jeden z tych, którzy odważyli się mówić. Jest on symbolem, ale książka nie jest tylko o nim. Ona jest o wszystkich tych dzieciach, o ich krewnych, o kulturze, której już prawie - z powodu działań kanadyjskiego rządu - nie ma. To jest też książka o tym, jak Kanada próbuje zadośćuczynić. O pustych gestach, o odszkodowaniach, o głośnych procesach sądowych i o przepraszaniu.
Różnie to wychodzi, Kanada nie jest kryształowa, choć jest już innym, pewnie lepszym krajem, niż 20, 40, 60 lat temu. Trwa proces burzenia pomników ludzi, którzy byli uwikłani w zbrodniczy proceder; dawni bohaterowie, politycy, księża, możni dawnego świata, okazują się wielkimi sukinsynami. Słodkie zakonnice okazują się sadystkami, perwersyjnymi krzywdzicielkami czteroletnich dzieci, moczących się w nocy z tęsknoty za rodzicami. Kanada miała też swoje siostry Bernadetty, które, podobnie jak w Polsce, pewnie wywiną się prawu.
Toby Obed z Justinem Trudeau. Źródło: cbc.ca |
Bardzo to ważna, dobra, mocna książka. Aż trudno uwierzyć, że autorka nią debiutuje, bo "27 śmierci" jest napisana przez reporterkę dojrzałą i zdolną.
Jeden z najlepszych reportaży, jakie czytałam, a czytam reportaży dużo, dziesiątki rocznie. Spokojnie może się mierzyć z Justyną Kopińską.
Polecam. Ale uważajcie, bo boli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz