Nowe wydania starych bajek. Część druga.

Mój poprzedni post o nowych wydaniach starych bajek był jednym z najpopularniejszych na blogu, więc, wychodząc naprzeciw oczekiwaniom, dzisiaj część druga.

Ostatnimi czasy w wydawaniu nowych, pięknych wersji starych bajek, przoduje wydawnictwo Media Rodzina (które wkrótce wyda też nową, bogato ilustrowaną wersję Harrego Pottera). To warte odnotowania nie tylko dlatego, że wydają książki z nową szatą graficzną, ale wydają także książki w nowych (i starannych) tłumaczeniach.

Znakomitym przykładem niech tu będzie nowe wydanie "Wyspy skarbów" Stevensona, która w starym - dobrym, ale jednak już mocno niedzisiejszym - tłumaczeniu była trudna do przełknięcia dla współczesnych dzieci, a nowe tłumaczenie Andrzeja Polkowskiego (tego pana od Harrego Pottera) nie tylko nie zepsuło historycznego charakteru książki, ale podniosło ją na poziom, który udostępnił tę klasykę dla nowych, młodych czytelników.





Ilustracje Innocentiego są tylko dodatkową zaletą. :)

A skoro przy Innocentim jestem - kolejna książka również z jego udziałem. Kopciuszek w nowym tłumaczeniu Zofii Beszczyńskiej jest wizualnie umieszczony w Anglii lat 20. XX wieku. Arcydzieło, najchętniej powiesiłabym na ścianie przynajmniej połowę ilustracji. A i tekst zyskuje w tej oprawie zupełnie nowy wymiar.







Kontynuując temat nowych przekładów - "Opowieść wigilijna" w przekładzie Polkowskiego i z ilustracjami Aleksandry Kucharskiej-Cybuch - też zdecydowanie warta uwagi.





I ostatnia dzisiaj z wydawnictwa Media Rodzina nowość - nowe tłumaczenie "Piotrusia Pana" z ilustracjami Grebana.






Na koniec z zupełnie innej beczki - wydawnictwo Skrzat wypuściło nowe tłumaczenie "Ani z Zielonego Wzgórza". Choć bardzo kocham stare wydania, na których się wychowałam, to byłam bardzo ciekawa nowego tłumaczenia, bo było to pierwsze polskie PEŁNE tłumaczenie książki. Poprzednie wydania miały nieliczne (ale jednak) skróty, wycięto w nich bowiem część opisów.

Nowa Ania ma 364 strony i jest to całkiem udana wersja, choć - przyzwyczajona do wersji Rozalii Bernsteinowej (a nie była to jedyna tłumaczka Ani - kolejne tomy - te w wydaniach z lat 70. i 80. z kolorowymi ramkami na okładkach - miały różnych tłumaczy), nieco czasami wzdychałam przy czytaniu z nostalgią.





Ilustracje Sylwii Kaczmarskiej mnie nie zachwycają i zasadniczo traktuję je jak coś, co miło, że jest, ale jeszcze milej, że nie ma tego zbyt wiele. Ania w wizji pani Sylwii jest kompletnie bez wyrazu i nie zapada w pamięć. Może to i lepiej, bo w mojej głowie uroda Ani jest dużo bardziej charakterystyczna i nieoczywista. I niech tak zostanie.



1 komentarz:

Copyright © 2014 Na regale , Blogger