Moje cudowne dzieciństwo w Aleppo

To będzie post o tym, jak pękło mi serce.

Grzegorz Gortat napisał książkę. Zyski z jej sprzedaży idą na pomoc dla Syrii (przez PAH).

To jest książka dla każdego od - moim zdaniem - siódmego roku wzwyż. Powiedziałabym wręcz, że jest to lektura obowiązkowa, że powinna być włączona do kanonu, rozdawana z każdej okazji, przesyłana do rządzących, cały kraj powinien być nią oplakatowany. Tak, tak, tak. Tak sądzę i będę bronić tej opinii własną piersią.



"Moje cudowne dzieciństwo" to opowieść o rodzinie, która żyje w ruinach Aleppo. W domu z oknami zabitymi dyktą, domu w połowie zburzonym, otoczonym gruzem i śmiercią. Bombardowania miasta są częścią ich życia. Inny świat dla młodszych dzieci w ogóle nie istnieje, ale to nie znaczy, że jest mniej strasznie - do tego nie można się przyzwyczaić. Najmłodszy Tarik płacze za każdym razem, kiedy słyszy samoloty; Jasmina, będąca narratorką, jest najstarsza i pamięta jeszcze okruchy normalnego świata, w którym jej tata pracował na uczelni, a dzieci chodziły do szkoły.

Od pierwszej do ostatniej strony serce waliło mi tak, jakbym była na krawędzi paniki. Opowieść dziecka o świecie, w którym wujek jest islamistą, bandyci podkładają bomby-zabawki, żeby zabijać dzieci, które w chwilach rzadkiego spokoju organizują mecze piłki nożnej dla jednonogich chłopców.

To jest świat, w którym dorastają tysiące dzieci. W którym umierają tysiące dzieci i tysiące rodziców.

W chwili kilkudniowego rozejmu miasto próbuje zmartwychwstać, ludzie się cieszą, zaczynają wychodzić na przysypane gruzem ulice, rozmawiać ze sobą, by po chwili usłyszeć o zerwaniu rozejmu i musieć znowu uciekać do piwnic. Pomoc humanitarna jest rozkradana i niszczona. Tak trudno dotrzeć do tych wszystkich ludzi tam, na miejscu (cwaniaki z polskiego rządu uważają, że ach, pomagajmy im TAM; ciekawe jak...), bo po drodze tyle złego może się wydarzyć.

Reżim nienawidzi wykształcenia i kultury. Prześladuje nauczycieli, prześladuje wszystko, co ma znamiona wolności. Także starego, schorowanego nauczyciela, którego cała rodzina zginęła w nalocie, ale on - mimo tego - próbuje jeszcze po kryjomu uczyć dzieci.

Na przykład, że przez wiele stuleci nasz kraj był prawdziwą potęgą i wrogowie nie próbowali z nami zadzierać. Dlaczego byliśmy potęgą? Bo jako naród nigdy się nie kłóciliśmy. Nie daliśmy się nikomu podzielić. 
Nawet w czasie kilkudniowego rozejmu widać te podziały. Religijni radykałowie chcieliby nawet wtedy rządzić i zniewalać. Prześladować już prześladowanych. Nie potrafią zaakceptować tego, że można żyć po swojemu. I te podziały sprawiają, że nie da się tam żyć nawet, kiedy opada na chwilę bitewny pył.

Przeżyć cztery lata bez choćby promyka nadziei, to jak być pochowanym za życia w grobowcu. Pamiętacie, jak prezydent Ameryki narysował czerwoną linię? I zapowiedział, że jeśli reżim syryjski ją przekroczy, to będzie to koniec reżimu? Już on zrobi wszystko dla odsunięcia prezydenta Syrii od władzy! I co? Wkrótce syryjskie władze użyły broni chemicznej przeciwko własnym obywatelom, a Ameryka nawet nie kiwnęła palcem, żeby kogoś ukarać. [...] Prezydent Ameryki, ten, który tak straszył ukaraniem złoczyńców, zakończył swoją kadencję i odszedł jakby nigdy nic, a nasz wciąż rządzi. Dla utrzymania się u władzy będzie nadal zabijał.
Rodzina Jasminy wegetuje. Rodzice próbują dzieciom zapewnić namiastki normalności, pójść na spacer, kiedy samoloty akurat odlecą, zrobić zabawki z puszek, uczyć, opowiadać bajki, ale ileż to wymaga heroizmu! Żeby nie płakać przy każdej opowieści, która mówi o normalnym życiu, żeby nie umierać ze strachu, kiedy dziecko wychodzi na chwilę pobawić się w ruinach.



Cierpiałam czytając. I chciałabym, żeby wszyscy to poczuli. Chciałabym, żeby wszyscy to poczuli i przypomnieli sobie historię Polski, polskich uchodźców, hołubionego małego powstańca, polskie sieroty, ludzkie dzieci, ludzi, człowieczeństwo, miłosierdzie.

Kupcie tę książkę. Wykupcie cały nakład, a potem następny i następny! I nie zgadzajcie się na mowę nienawiści. I zapłaczcie nad Syrią. Nie przyjęcie uchodźców za parę lat stanie się wielkim wstydem Polski. A może nawet - jeśli jakiś rozszalały radykał w rządzie zacznie prześladować własnych obywateli i będziecie próbowali uciec - odbije nam się czkawką, bo nikt nas nie przyjmie, jak będziemy chcieli poszukać schronienia. Łatwo jest siedzieć cicho i udawać, że nic się nie dzieje. Nie poddawajcie się tej pokusie.

Fajnie jest przytulać własne dziecko w bezpiecznym, spokojnym domu. Mam tak bardzo w nosie, czy podłogi są dobrze umyte, czy trawnik jest dobrze skoszony, czy jest porządek w szafie. Może być, ale nie musi, bo i tak mam tak dużo szczęścia, chociaż coraz częściej, patrząc na jad lejący się z ust naszej większości rządzącej, zaczynam się lękać, że dosięgnie on i mnie. I że będę musiała uciekać przed bojówkami obrony terytorialnej, która będzie chciała wyrównać wszystkich do pisowskiej foremki. Nie pozwólmy na to, jeszcze jest szansa. A kiedy to nam się uda, będzie łatwiej pomóc innym.

I tego wszystkim życzę z okazji minionego Dnia Dziecka. I z okazji wakacji, które wciąż jeszcze są dla nas, dzieci Europy, beztroskie. Chociaż sumienie powinno nas gryźć całkiem mocno, bo gdzieś tam, całkiem niedaleko, w ruinach siedzą przerażone dzieci.



Josif Brodski - "Piosenka o Bośni"

W chwili, gdy strzepujesz pyłek,
jesz posiłek, sadzasz tyłek
na kanapie, łykasz wino -
ludzie giną.

W miastach o dziwacznych nazwach
grad ołowiu, grzmot żelaza:
nieświadomi, co ich winą,
ludzie giną.

W wioskach, których nie wyśledzi
wzrok - bez krzyku, bez spowiedzi,
bez żegnania się z rodziną
ludzie giną.

Ludzie giną, gdy do urny
wrzucasz głos na nowych durni
z ich nie nową już doktryną:
"Nie tu giną".

W stronach zbyt dalekich, by nas
przejąć mógł czyjś bólu grymas,
gdzie strach lecieć cherubinom -
ludzie giną.

Wbrew posągom i muzeom -
jako opał służy dziejom
przez stulecia po Kainie
ten, kto ginie.

W chwili, kiedy mecz oglądasz,
czytasz, co wykazał sondaż,
bawisz dziecko śmieszną miną -
ludzie giną.

Czas dzielący ludzkie byty
na zabójców i zabitych
zmieści cię w rubryce szerszej
tak, w tej pierwszej.

4 komentarze:

  1. Ciekawa jestem czy autor był w tym miejscu. Podejrzewam jednak że nie. Czy rozmawiał z tymi ludźmi, podejrzewam, że nie. Czy chociaż pojechał do jakiegoś obozu i zrobił dokładny wywiad z uciekinierami? Odpowiedź jest taka sama. W takim wypadku jest to zwykła powieść oderwana od rzeczywistości i niewiele mająca wspólnego ze stanem rzeczywistym. Zbiór wymyślonych przez pisarza historyjek okraszona tym co oglądał w wiadomościach i czytam w gazetach. Równie zgodna z rzeczywistością byłaby opowieść pisana przeze mnie o Słowianach sprzed chrztu polski. Niby coś tam czytałam ale większość i tak byłaby wymysłem mojej wyobraźni. Nie mówię że tam jest idylla i ogólna sielanka. To jest wojna i większość ludzi chyba ma obraz jak straszna jest to rzecz. Drażni mnie tylko takie żerowanie na uczuciach, sztuczną książkową wersję "nabijania sobie lajków" bo przecież kto odważy się skrytykować historię krzywdy biednego dziecka żyjącego w strachu przed bombami pisaną przez człowieka miło siedzącego w swoim miękkim fotelu, pijącego dobrą kawę. Nie traktuje poważnie żadnej książki pisanej przez kogoś kto nie był na wojnie lub nie był historykiem opisującym zakończone wojny.
    Lepszą pozycją o uchodźcach wydaje mi się już Nabu. Ale jest bardziej symboliczna, bardziej uniwersalna, bardziej zmuszająca do myślenia niż taki pseudo wyciskacz łez (jak nie płaczesz, a już na pewno jak ważysz się zwrócić uwagę to jesteś chamem i nieczułym draniem!).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka jest na podstawie opowieści samych uchodźców. Kompilacja wielu różnych historii. I osobiście uważam, że nigdy dość przypominania, jak wygląda wojna.
      Pozdrawiam. :)

      Usuń
    2. Zakładam, że gdyby tak było na pewno byłoby o tym wspomniane na okładce albo gdziekolwiek na stronie wydawnictwa itp a z poprzednich jego dzieł obawiam się że poziom autentyczności będzie podobny. To taki typowy autor bazujący na sztucznym podbijaniu emocji tak zwanymi trudnymi tematami i na nich budujący swoją karierę. Bo przecież krytykowanie słabej książki o ważnym temacie to krytykowanie ważnego tematu więc z obawy przed zostanie posądzonym o Tego Złego lepiej dać mu nagrodę. Przecież my nie wiemy jak tam jest więc skąd wiemy jak bardzo facet fantazjuje, przegina, mija się z prawdą - lepiej siedzieć cicho.

      Usuń
    3. Moje podejście do sprawy jest zdecydowanie inne.

      I tak, wiemy jak "tam jest" - z relacji uchodźców, z relacji dziennikarzy, z wielu, wielu źródeł. Serio. Nie widzę tam "mijania się z prawdą". To książka o wojnie. Wojny są okropne i trzeba o tym przypominać w każdy możliwy sposób.

      Usuń

Copyright © 2014 Na regale , Blogger