Kanada. Ulubiony kraj świata.
Idąc wciąż tropem książek o życiu w krajach, które są daleko, hen za oceanem, dzisiaj będzie o Kanadzie.
Katarzyna Wężyk podchodzi do Kanady od trochę nietypowej strony.
Wiemy przecież wszyscy, że Justin Trudeau jest spoko, że polityka imigracyjna udała się Kanadyjczykom jak mało komu (imigranci w Kanadzie rzadziej przebywają na zasiłkach, niż ludzie, którzy się w Kanadzie urodzili), że rząd mają równościowy i że w cudowny sposób nic się tam nie dzieje (ach, jak w Europie teraz wszyscy tęsknią za stagnacją i spokojem). Ale czy rzeczywiście?
Poza krótkim rysem historycznym mamy tutaj wywleczone brzydkie sekrety cudownego - mimo wszystko - kraju. Nie są to wielkie tajemnice, ale rzeczy, o których mało się mówi, o których poza Kanadą się chyba w ogóle zapomina.
Wszyscy słyszeli, że USA ma za uszami wiele paskudnych występków związanych z ludnością rdzenną (słowo "Indianie" w Stanach jest pejoratywne, więc nie będę go tu używać), ale przecież Kanada wcale nie była lepsza. Nawet Zinn w swoim monumentalnym i wstrząsającym dziele ("Ludowa historia Stanów Zjednoczonych") pomija niemalże Kanadę, w której Pierwsze Narody (tak są nazywani w Kanadzie potomkowie rdzennych mieszkańców) nie miały wcale o wiele lepiej. Wciąż żyją ludzie, którzy byli brutalnie traktowani i wynaradawiani w obrzydliwych szkołach z internatem, do których kierowano dzieci z kanadyjskich plemion, by je "ucywilizować". To są ludzie głęboko skrzywdzeni, przenoszący traumę na kolejne pokolenia, a kobiety z rezerwatów są narażone na przemoc, a nawet na morderstwo, kilka razy bardziej niż reszta pań z kraju dobrobytu i syropu klonowego.
Tak, każdy ma jakiegoś trupa w szafie, a Kanada nie różni się pod tym względem od innych państw, mimo że pod wieloma innymi względami - trzeba to przyznać uczciwie - jest krajem niemal idealnym.
Lista grzechów jest dłuższa.
Są zbrodnie ekologiczne (roponośne piaski i całe zamieszanie wokół nich), są durne spory między frankofonami a resztą kraju, i tym podobne rzeczy, ale zdecydowanie najwięcej miejsca autorka poświęca tym zapomnianym mieszkańcom kanadyjskich rubieży, którzy pochodzą od Pierwszych Narodów. Oni są tak bardzo nieznani światu, że należy im się więcej miejsca i chętnie bym poczytała na ten temat coś jeszcze.
Nowy premier oczywiście, jako człowiek przemiły i szlachetny, składa wiele obietnic w sprawie poprawy sytuacji rdzennych mieszkańców swojego kraju, ale czy coś zdziała? Czas pokaże.
A tymczasem warto poczytać o Kanadzie. Bardzo ciekawa książka o bardzo mało eksploatowanym temacie. Kanada nie jest specjalnie znana w Polsce nawet pod kątem turystycznym. Czasem ktoś poleci nad Niagarę, czasem odwiedzi Wyspę Księcia Edwarda i tyle. A przecież to drugi, pod względem wielkości, kraj świata. Tam musi być coś ciekawego poza wodospadem i krainą Ani z Zielonego Wzgórza....
Dobry prezent pod choinkę, okładka ma śliczne, świąteczne kolorki. ;) Polecam.
Katarzyna Wężyk podchodzi do Kanady od trochę nietypowej strony.
Wiemy przecież wszyscy, że Justin Trudeau jest spoko, że polityka imigracyjna udała się Kanadyjczykom jak mało komu (imigranci w Kanadzie rzadziej przebywają na zasiłkach, niż ludzie, którzy się w Kanadzie urodzili), że rząd mają równościowy i że w cudowny sposób nic się tam nie dzieje (ach, jak w Europie teraz wszyscy tęsknią za stagnacją i spokojem). Ale czy rzeczywiście?
Poza krótkim rysem historycznym mamy tutaj wywleczone brzydkie sekrety cudownego - mimo wszystko - kraju. Nie są to wielkie tajemnice, ale rzeczy, o których mało się mówi, o których poza Kanadą się chyba w ogóle zapomina.
Wszyscy słyszeli, że USA ma za uszami wiele paskudnych występków związanych z ludnością rdzenną (słowo "Indianie" w Stanach jest pejoratywne, więc nie będę go tu używać), ale przecież Kanada wcale nie była lepsza. Nawet Zinn w swoim monumentalnym i wstrząsającym dziele ("Ludowa historia Stanów Zjednoczonych") pomija niemalże Kanadę, w której Pierwsze Narody (tak są nazywani w Kanadzie potomkowie rdzennych mieszkańców) nie miały wcale o wiele lepiej. Wciąż żyją ludzie, którzy byli brutalnie traktowani i wynaradawiani w obrzydliwych szkołach z internatem, do których kierowano dzieci z kanadyjskich plemion, by je "ucywilizować". To są ludzie głęboko skrzywdzeni, przenoszący traumę na kolejne pokolenia, a kobiety z rezerwatów są narażone na przemoc, a nawet na morderstwo, kilka razy bardziej niż reszta pań z kraju dobrobytu i syropu klonowego.
Tak, każdy ma jakiegoś trupa w szafie, a Kanada nie różni się pod tym względem od innych państw, mimo że pod wieloma innymi względami - trzeba to przyznać uczciwie - jest krajem niemal idealnym.
Lista grzechów jest dłuższa.
Są zbrodnie ekologiczne (roponośne piaski i całe zamieszanie wokół nich), są durne spory między frankofonami a resztą kraju, i tym podobne rzeczy, ale zdecydowanie najwięcej miejsca autorka poświęca tym zapomnianym mieszkańcom kanadyjskich rubieży, którzy pochodzą od Pierwszych Narodów. Oni są tak bardzo nieznani światu, że należy im się więcej miejsca i chętnie bym poczytała na ten temat coś jeszcze.
Nowy premier oczywiście, jako człowiek przemiły i szlachetny, składa wiele obietnic w sprawie poprawy sytuacji rdzennych mieszkańców swojego kraju, ale czy coś zdziała? Czas pokaże.
A tymczasem warto poczytać o Kanadzie. Bardzo ciekawa książka o bardzo mało eksploatowanym temacie. Kanada nie jest specjalnie znana w Polsce nawet pod kątem turystycznym. Czasem ktoś poleci nad Niagarę, czasem odwiedzi Wyspę Księcia Edwarda i tyle. A przecież to drugi, pod względem wielkości, kraj świata. Tam musi być coś ciekawego poza wodospadem i krainą Ani z Zielonego Wzgórza....
Dobry prezent pod choinkę, okładka ma śliczne, świąteczne kolorki. ;) Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz