Ameryka po nordycku.
Lubię czytać o USA. To jest olbrzymi, fascynujący kraj, który bardzo chciałabym kiedyś dokładniej zwiedzić. Byłam w Stanach kilka razy, ale głównie w okolicach wielkich miast, więc marzy mi się solidna objazdówka. Może kiedyś, jak już odłożę dużo pieniędzy i znajdę kogoś, kto na miesiąc zamieszka z moimi kotami, wybiorę się w taką podróż, ale póki co - lubię czytać o Ameryce, chociaż absolutnie nie chciałabym tam mieszkać. :)
Czytałam już różne rzeczy o Stanach, wspomnienia z podróży, reportaże o Ku Klux Klanie i Detroit, anegdoty Wałkuskiego i wiele innych. Tym razem to było coś z innej beczki - porównanie szczęśliwej, pieszczącej swoich obywateli Finlandii, do Stanów, w których nie ma nawet urlopów macierzyńskich, że o absurdalnych kosztach opieki medycznej nie wspomnę. Porównanie dwóch sposobów zarządzania socjalem, porównanie dwóch różnych mentalności.
Anu Partanen, fińska dziennikarka, wychodzi za Amerykanina i wyjeżdża z nim do Nowego Jorku, gdzie zaczyna się mierzyć z życiem w kraju o tak innym, od znanego jej, podejściu do swoich obywateli, że musi o tym napisać książkę. ;) Zestawia ze sobą dwa światy, z dwóch różnych biegunów. I wychodzi jej niemal jednoznaczny pean na cześć Finlandii z niewielkim przechyłem w kierunku Stanów Zjednoczonych, ale tylko w jednej dziedzinie - podejściu do talentów jednostki (Finowie, jak większość Skandynawów, są raczej wychowywani w poczuciu, że nie wypada mówić o swoich sukcesach choćby nie wiem, co; rzadko się też kogokolwiek chwali; Amerykanie są jednak zupełnie inni i to napędza przedsiębiorczość i innowacyjność - pozytywna motywacja, bejbe!). Całą resztę polityki socjalnej USA autorka miażdży i podkreśla jej nieludzkość.
Prawda jest taka, że nawet Polska służba zdrowia i polskie prawo pracownicze jawią się jako rajskie, kiedy porównamy je z amerykańskimi rozwiązaniami. Od dawna byłam przekonana, że w USA można mieszkać tylko, jeśli jest się zamożnym i zdrowym, bo inaczej jest się skazanym na długi i food stamps, zapewniające jedynie najtańsze jedzenie złej jakości. Mając wielu znajomych w Stanach, nawet wypowiadających się powściągliwie na temat swojego kraju, nie byłam w stanie wysnuć innych wniosków. Książka Partanen tylko to potwierdza.
Jeśli do tej pory nie mieliście pojęcia o nordyckiej teorii miłości, o szczegółach systemu edukacji w USA i Finlandii, a chcielibyście o tym poczytać (bardzo modny temat, bo Finowie mają najlepsze na świecie i najmniej opresyjne szkoły), jeśli kręci Was temat rozwiązań socjalnych w różnych krajach, albo jeśli planujecie emigrację do któregokolwiek z tych dwóch państw, o których jest książka - przeczytajcie koniecznie. :)
"Ameryka po nordycku" jest napisana bardzo porządnie, zgrabnie, bez owijania w bawełnę, bez zbędnego filozofowania i czyta się bardzo lekko, choć sporo w niej danych, które mogłyby nużyć (ale nie nużą). Widać, że autorka próbuje czasami bronić niektórych amerykańskich rozwiązań, jakby nieco z grzeczności i dlatego że czuje, iż nie powinna tak jechać ciągle po Stanach jak po łysej kobyle (no i poświęca te kilkadziesiąt stron na wychwalanie pozytywnego podejścia do życia wśród obywateli USA, w przeciwieństwie do depresyjnych i marudnych Finów - dogadaliby się z Polakami w tej kwestii), ale jednak - nie da się obronić pewnych spraw i widzimy, że teza jest jedna - Finowie robią socjal lepiej, dlatego są szczęśliwsi i zamożniejsi.
A co dokładnie i szczegółowo robią lepiej - musicie sobie sami przeczytać, bo to fajna książka jest. ;)
Dla ciekawych bardziej - fragment książki do przeczytania TUTAJ.
Czytałam już różne rzeczy o Stanach, wspomnienia z podróży, reportaże o Ku Klux Klanie i Detroit, anegdoty Wałkuskiego i wiele innych. Tym razem to było coś z innej beczki - porównanie szczęśliwej, pieszczącej swoich obywateli Finlandii, do Stanów, w których nie ma nawet urlopów macierzyńskich, że o absurdalnych kosztach opieki medycznej nie wspomnę. Porównanie dwóch sposobów zarządzania socjalem, porównanie dwóch różnych mentalności.
Anu Partanen, fińska dziennikarka, wychodzi za Amerykanina i wyjeżdża z nim do Nowego Jorku, gdzie zaczyna się mierzyć z życiem w kraju o tak innym, od znanego jej, podejściu do swoich obywateli, że musi o tym napisać książkę. ;) Zestawia ze sobą dwa światy, z dwóch różnych biegunów. I wychodzi jej niemal jednoznaczny pean na cześć Finlandii z niewielkim przechyłem w kierunku Stanów Zjednoczonych, ale tylko w jednej dziedzinie - podejściu do talentów jednostki (Finowie, jak większość Skandynawów, są raczej wychowywani w poczuciu, że nie wypada mówić o swoich sukcesach choćby nie wiem, co; rzadko się też kogokolwiek chwali; Amerykanie są jednak zupełnie inni i to napędza przedsiębiorczość i innowacyjność - pozytywna motywacja, bejbe!). Całą resztę polityki socjalnej USA autorka miażdży i podkreśla jej nieludzkość.
Prawda jest taka, że nawet Polska służba zdrowia i polskie prawo pracownicze jawią się jako rajskie, kiedy porównamy je z amerykańskimi rozwiązaniami. Od dawna byłam przekonana, że w USA można mieszkać tylko, jeśli jest się zamożnym i zdrowym, bo inaczej jest się skazanym na długi i food stamps, zapewniające jedynie najtańsze jedzenie złej jakości. Mając wielu znajomych w Stanach, nawet wypowiadających się powściągliwie na temat swojego kraju, nie byłam w stanie wysnuć innych wniosków. Książka Partanen tylko to potwierdza.
Jeśli do tej pory nie mieliście pojęcia o nordyckiej teorii miłości, o szczegółach systemu edukacji w USA i Finlandii, a chcielibyście o tym poczytać (bardzo modny temat, bo Finowie mają najlepsze na świecie i najmniej opresyjne szkoły), jeśli kręci Was temat rozwiązań socjalnych w różnych krajach, albo jeśli planujecie emigrację do któregokolwiek z tych dwóch państw, o których jest książka - przeczytajcie koniecznie. :)
"Ameryka po nordycku" jest napisana bardzo porządnie, zgrabnie, bez owijania w bawełnę, bez zbędnego filozofowania i czyta się bardzo lekko, choć sporo w niej danych, które mogłyby nużyć (ale nie nużą). Widać, że autorka próbuje czasami bronić niektórych amerykańskich rozwiązań, jakby nieco z grzeczności i dlatego że czuje, iż nie powinna tak jechać ciągle po Stanach jak po łysej kobyle (no i poświęca te kilkadziesiąt stron na wychwalanie pozytywnego podejścia do życia wśród obywateli USA, w przeciwieństwie do depresyjnych i marudnych Finów - dogadaliby się z Polakami w tej kwestii), ale jednak - nie da się obronić pewnych spraw i widzimy, że teza jest jedna - Finowie robią socjal lepiej, dlatego są szczęśliwsi i zamożniejsi.
Foto z mojego pobytu w NYC. Więcej zdjęć z USA, nie tylko z NYC, do obejrzenia na moim drugim blogu rudawianki.blogspot.com |
A co dokładnie i szczegółowo robią lepiej - musicie sobie sami przeczytać, bo to fajna książka jest. ;)
Dla ciekawych bardziej - fragment książki do przeczytania TUTAJ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz