Książka wszystkich rzeczy
Długo się zbierałam, żeby napisać o tej książce. Niewiele jest opowieści dla dzieci, które mają taki ładunek emocjonalny, że nawet najbardziej gruboskórny słoń zapłacze. Ja drżałam przy czytaniu przez cały czas. Bałam się każdej kolejnej strony. Nie wiem, czy każde dziecko (mówię o dzieciakach starszych, takich dziewięcio- czy dziesięciolatkach co najmniej) powinno tę książkę czytać. Te wrażliwsze powinny po nią sięgnąć dopiero po dorośnięciu do trudnej tematyki przemocy w rodzinie. Na pewno nie polecam tej lektury każdemu. Jest to jednakowoż jedna z niewielu książek, które mogą się przydać w terapii dzieci i młodzieży, która zetknęła się z tematem osobiście (nie udawajmy, że takich nie ma) - i to już jest olbrzymim plusem tej lektury.
Thomas ma dziewięć lat, a jego ojciec jest tyranem. Do tego tyranem ortodoksyjnie religijnym, czytającym na głos co wieczór Biblię i przekonanym, że mężczyzna musi swoją żonę i dzieci trzymać na bożym kursie twardą ręką, dla ich dobra. Cała rodzina chodzi w niedzielę do "specjalnego" kościoła, który jest daleko, ale nie jadą tramwajem, bo ojciec uważa, że to obraża boga - "Bóg nie chciał, żeby w niedzielę kursowały tramwaje".
Thomas ma starszą siostrę, Margot, która - z pozoru płocha i głupiutka - jako jedna z niewielu potrafi odwrócić uwagę ojca. Używa swojej maski niemądrego dziewczątka, by chronić przed biciem swoją matkę i brata. Do tego jest tam także sąsiadka, pani Van Amersfoort, która wprowadza Thomasa w świat książek (co nie podoba się ojcu, który sądzi, że jedyna dozwolona książka to Biblia), a do tego pomaga rodzinie wyrwać się spod władzy despoty.
Do tego Thomas często widzi rzeczy, których nie ma - na przykład deszcz żab; ma bujną wyobraźnię, kocha się w dziewczynie bez nogi i rozmawia z Jezusem, który go regularnie odwiedza. Jest niezwykłym chłopcem. Wrażliwym i przerażonym. I najbardziej na świecie pragnie być szczęśliwy.
Ta książka porusza wiele strun - temat przemocy w rodzinie jest tylko jedną z nich - mówi o sile literatury i muzyki, o mocy społecznego wsparcia, o kobiecości i o fanatyzmie. I nie ma jednoznacznej konkluzji na końcu, żadnej wielkiej puenty, bo życie nie jest czarno-białe. Ojciec ich kocha (na swój pokręcony sposób), ale nawet Jezus mu nie pomoże, jeśli sam nie zapragnie zmiany. Niewiele można zrobić, ale jedno jest pewne - szansa na zwycięstwo jest wtedy, kiedy nie jest się samemu, kiedy ktoś zza ściany zareaguje, kiedy w pomoc włączą się ludzie dobrej woli.
Mój piątoklasista jeszcze tej książki nie czytał, ale położyłam ją niedawno na jego półce, żeby sięgnął, kiedy zechce. Książkę kupiłam prawie dwa lata temu i do niedawna sądziłam, że jest zbyt emocjonalnie wymagająca. Dziś już dorósł i wiem, że ją udźwignie, ale to sprawa bardzo indywidualna.
Za to wszystkim dorosłym polecam gorąco. Warto poznać Thomasa. Poza tym - podobno to postać wzorowana na prawdziwym człowieku i jego dziecięcych zapiskach.
Thomas ma dziewięć lat, a jego ojciec jest tyranem. Do tego tyranem ortodoksyjnie religijnym, czytającym na głos co wieczór Biblię i przekonanym, że mężczyzna musi swoją żonę i dzieci trzymać na bożym kursie twardą ręką, dla ich dobra. Cała rodzina chodzi w niedzielę do "specjalnego" kościoła, który jest daleko, ale nie jadą tramwajem, bo ojciec uważa, że to obraża boga - "Bóg nie chciał, żeby w niedzielę kursowały tramwaje".
Thomas ma starszą siostrę, Margot, która - z pozoru płocha i głupiutka - jako jedna z niewielu potrafi odwrócić uwagę ojca. Używa swojej maski niemądrego dziewczątka, by chronić przed biciem swoją matkę i brata. Do tego jest tam także sąsiadka, pani Van Amersfoort, która wprowadza Thomasa w świat książek (co nie podoba się ojcu, który sądzi, że jedyna dozwolona książka to Biblia), a do tego pomaga rodzinie wyrwać się spod władzy despoty.
Do tego Thomas często widzi rzeczy, których nie ma - na przykład deszcz żab; ma bujną wyobraźnię, kocha się w dziewczynie bez nogi i rozmawia z Jezusem, który go regularnie odwiedza. Jest niezwykłym chłopcem. Wrażliwym i przerażonym. I najbardziej na świecie pragnie być szczęśliwy.
Ta książka porusza wiele strun - temat przemocy w rodzinie jest tylko jedną z nich - mówi o sile literatury i muzyki, o mocy społecznego wsparcia, o kobiecości i o fanatyzmie. I nie ma jednoznacznej konkluzji na końcu, żadnej wielkiej puenty, bo życie nie jest czarno-białe. Ojciec ich kocha (na swój pokręcony sposób), ale nawet Jezus mu nie pomoże, jeśli sam nie zapragnie zmiany. Niewiele można zrobić, ale jedno jest pewne - szansa na zwycięstwo jest wtedy, kiedy nie jest się samemu, kiedy ktoś zza ściany zareaguje, kiedy w pomoc włączą się ludzie dobrej woli.
Autor, Guus Kuijer, zebrał za "Książkę" całe naręcze zasłużonych nagród. Odważył się ruszyć temat, który nie jest wygodny, o którym w książkach dla dzieci nie wspomina się od czasów Tomka Sawyera i Ani z Zielonego Wzgórza (kiedy bicie dzieci było niejako częścią krajobrazu). Nie wiem, czy kiedykolwiek w literaturze dla młodego człowieka czytałam coś równie przerażającego, jak opis lania spuszczanego Thomasowi przez ojca, więc bardzo Was proszę - jeśli zamierzacie swojemu DUŻEMU dziecku dać do przeczytania "Książkę wszystkich rzeczy" - najpierw sami ją przeczytajcie. Chociażby po to, żeby wiedzieć, o czym potem warto porozmawiać.
Nie żaby, nie komary i nie zaraza, tylko my jesteśmy najlepszą plagą. My, kobiety i dzieci. Żaden faraon się nam nie oprze.
Mój piątoklasista jeszcze tej książki nie czytał, ale położyłam ją niedawno na jego półce, żeby sięgnął, kiedy zechce. Książkę kupiłam prawie dwa lata temu i do niedawna sądziłam, że jest zbyt emocjonalnie wymagająca. Dziś już dorósł i wiem, że ją udźwignie, ale to sprawa bardzo indywidualna.
Za to wszystkim dorosłym polecam gorąco. Warto poznać Thomasa. Poza tym - podobno to postać wzorowana na prawdziwym człowieku i jego dziecięcych zapiskach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz