Teraz komiks! - wystawa w Muzeum Narodowym w Krakowie

Zwykle relacje z wystaw i podróży wrzucam na Rudą, ale tym razem temat jest bardziej regałowy, więc będzie tutaj. :)



Wybieraliśmy się na wystawę o polskim komiksie od miesiąca, ale zima nie była łaskawa i niemal każdy weekend był naznaczony czyimś chorowaniem, albo innymi zawirowaniami. Dzisiaj jednak się udało. Był piękny, słoneczny poranek, prawie wiosna, a w muzeum dość pustawo (pewnie z powodu niedzieli palmowej).



"Teraz komiks!" to wystawa niebyt duża, nam zajęła może z pół godziny, a my jesteśmy dość dokładnymi "oglądaczami". Do tego wystawa jest śliczniutka i kolorowa, ułożona mniej więcej chronologicznie i nie omija komiksów najnowszych (jest np. "Kościsko").



Najciekawsze były dla mnie komiksy najstarsze. Myszka Miki wydana po polsku w styczniu 1939 roku (tak, tam powyżej, na zdjęciu po prawej), w kolorze, musiała być niezwykłym rarytasem. I smutnym przypomnieniem, że przed wojną życie toczyło się w Polsce w miarę normalnie.



Powojenne komiksy dla dzieci, opowiadające o partyzantach, mroziły krew w żyłach, a dobrze znane serie komiksowe z mojego dzieciństwa (Kajko i Kokosz, Tytus, Jonka, Jonek i Kleks, komiksy Baranowskiego), były przemiłą podróżą w czasie.



Z jakiegoś powodu zabrakło jednak paru rzeczy, których nieobecność raziła po oczach.
Choć wystawa zdawała się być bardzo kompleksowa, to nie było nawet śladu po Thorgalu (!!!), który przecież odniósł sukces nie tylko w Polsce (o niewielu polskich komiksach można to powiedzieć). Czyżby autorzy wystawy mieli pretensję do Rosińskiego, że w latach 70. wyjechał do Belgii i już nie wrócił na ojczyzny łono? Emigranci są za mało polscy?

W dziale najnowszym za to ani śladu po Samojliku, co wydaje się niemalże obraźliwe. I znowu - czyżby jego zaangażowanie w obronę Puszczy Białowieskiej nie pozostało bez wpływu na jego nieobecność pomiędzy "Łaumą" a "Marzi"? Chciałabym wierzyć, że powód był inny, ale obawiam się, że mogę się nie mylić.


Ogólnie jednak rzecz ujmując - wystawa jest atrakcyjna, kolorowa, można spokojnie pójść na nią z dziećmi.

Jeśli chodzi o sprawy organizacyjne - korytarze między eksponatami są niezbyt szerokie, a prowadzona była w trakcie naszego zwiedzania lekcja muzealna dla grupy dzieciaków. Na pewno była fajna, a dzieci były zadowolone (i w ogóle - bardzo popieram koncepcję), jednakowoż cała grupa zatrzymywała się co jakiś czas, rozsiadała na podłodze w wąskim korytarzu i coś rysowała, skutecznie uniemożliwiając dojście do eksponatów, przy których akurat się znajdowała. Nie było wyjścia, trzeba było (czasem dość długo) czekać, aż pójdą dalej, żeby nie deptać po dzieciach. Trochę się zastanawiam, czy nie lepiej organizować takie zajęcia np. na godzinę przed otwarciem muzeum, żeby nie stwarzać problemów innym zwiedzającym?




I to by było na tyle. Jeśli będziecie w okolicy, wejść na pewno nie zaszkodzi. :)
I szkoda, że filcowych postaci z komiksów Kaerela nie da się kupić w muzealnym sklepiku. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Na regale , Blogger