Profil mordercy i Mindhunter

Bardzo modny temat profilerów policyjnych wypłynął przy okazji realizacji serialu "Mindhunter" na podstawie wspomnieniowej książki Johna Douglasa. Wysypały się na rynku inne książki o zbrodniach i śledztwach, w tym także książka innego profilera - tym razem brytyjskiego - Paula Brittona. Postanowiłam przeczytać obie pozycje - amerykański, kultowy pierwowzór serialu (który, nota bene, niekoniecznie bardzo mi się podobał) i jego brytyjski odpowiednik. 



I wiecie, co Wam powiem? Jeśli już chcecie coś czytać o profilowaniu, a nie macie czasu na obie książki, to niech to będzie wyspiarski Britton, a nie gwiazdor Douglas. Poziom narcyzmu w "Mindhunterze" jest porażający. 

Po pierwszych stu stronach książki autor tego kultowego dzieła nadal nie dochodzi do tematu profilowania, bo wciąż opisuje całą swoją karierę, ze szczegółami, a także kobiety, z którymi się spotykał (choćby przez chwilę i bez znaczenia dla historii), które go podrywały, błyskotliwe anegdotki mające udowodnić, jakim jest zajebistym typem o olśniewającym umyśle (te opowiastki, nawiasem mówiąc, ujawniają często tylko to, jakim był bufonem), i tak dalej. Przy czym, oczywiście, książka jest płynnie napisana, czyta się wygodnie, niektóre historie są ciekawe i zajmujące, a jak dochodzimy w końcu do profilowania, niektóre sprawy są arcyciekawe, ALE, mimo wszystko, Brytyjczyk Paul Britton ma w sobie więcej pokory, choć nie jest pozbawiony słusznego poczucia własnej wartości, więc bardziej wierzymy w jego profesjonalizm.



W "Mindhunterze" trochę lepiej opisany jest proces myślowy, który doprowadza profilera do opisu sprawcy. To coś, czego odrobinę brakuje w książce Brittona, ale efekciarstwo i buta Douglasa są zwyczajnie irytujące. Nie znaczy to, że odradzam czytanie, ale z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że "Profil mordercy" jest zdecydowanie za mało znany w stosunku do absolutnie zapatrzonego w siebie i zbyt szeroko autobiograficznego Amerykanina, który teraz, kiedy już powstał serial, musiał pęknąć z powodu rozdmuchanego ego. ;) 

W "Profilu mordercy" nie widzimy unikatowego procesu wnioskowania, jakby autor pomijał najistotniejszy i najciekawszy element swojej pracy. Na przykład: na jakiej podstawie psychiatra domyśla się, że sprawca koszmarnej zbrodni jest kawalerem, który mieszka z matką? Nie wiemy tego wszystkiego, choć opisy spraw są bardzo poruszające. "Mindhunter" odsłania nieco więcej kart z tej kategorii, ale jest przy tym tak irytująco pewny siebie, że nie mamy ochoty mu w to wierzyć. ;) 

Moja sympatia jest po stronie Brittona, za to w "Mindhunterze" najchętniej wycięłabym pierwsze 150 stron, bo dopiero potem autor w ogóle zaczyna zbliżać się do tematu profilowania. ;) 

Jeśli temat Was zajmuje, czytajcie obie książki, dla porównania, ale jeśli tylko chcecie liznąć zagadnienie i nie macie ochoty na przydługie wywody autora o własnej zarąbistości, to weźcie skromniejszego Brittona, bo tam przejdziecie szybko do meritum. A potem już sami zdecydujecie, czy chcecie się zmierzyć z przereklamowaną legendą. :)

A jak przeczytacie, to powiedzcie mi, czy tak samo jak ja, patrzycie teraz podejrzliwie na każdego starego kawalera, który mieszka z rodzicami... ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Na regale , Blogger