Pan Smrodek

David Walliams, autor niezrównanej Babci Rabuś, potrafi pisać dla dzieci jak mało kto.
Czy przyszłoby Wam do głowy napisać książkę o kloszardzie? Kloszardzie, który nazywa sam siebie wagabundą i cuchnie tak potwornie, że autor książki zapisał prawie trzysta stron, opisując na różne sposoby okropność zapachu, jaki wydzielał. Czy może być coś fajniejszego dla dziecka w wieku wczesnoszkolnym, niż opowieści o bekaniu, smrodzie i bąkach? ;)


Odnoszę wrażenie, że pan Walliams nienawidził swoich rodziców, bo zarówno w Babci Rabuś, jak i w Panu Smrodku są oni postaciami karykaturalnymi (zwłaszcza matki, matki są najgorsze) i dość okropnymi (choć pod koniec zazwyczaj przechodzą umiarkowaną, ale jednak przemianę).

Chloe, główna bohaterka, która przyjaźni się z tytułowym żulem (cóż...), ma rodzicielkę, która nienawidzi brudu, aspiruje do bycia wyrafinowaną i szlachetnie urodzoną, chce zostać prezydentem, który zlikwiduje wszystko, co ordynarne i proste (jak bezdomni i hamburgery), a na dodatek w obrzydliwy sposób faworyzuje młodszą córkę, starszą pogrążając w depresji. Po prostu paskudne babsko. Zatem przyjaźń Chloe z Panem Smrodkiem musi pozostać w ukryciu.

Chloe, nielubiana w szkole i źle czująca się we własnym domu, znajduje w starym kloszardzie powiernika i zaprasza go do zamieszkania w ogrodowej szopie. Pan Smrodek bywa dość cyniczny i wykorzystuje dobroć dziewczynki; zręcznie i z gracją nakazuje karmić siebie i swojego psa, nie przejawia ochoty do umycia się i w zasadzie w trakcie lektury długo nie jesteśmy pewni, czy go lubimy. Na pewno jednak wolimy go od upiornej mamuśki, która drze na strzępy opowiadanie córki, podczas gdy Pan Smrodek wysłuchuje go z zainteresowaniem i chwali dziecko pod niebiosa.

Nieoczekiwanie śmierdzący gość staje się dla potwornej matki trampoliną do kariery, a dla rodziny powodem do naprawienia wzajemnych relacji. A dla małego czytelnika, rechoczącego histerycznie nad opisami nieprzyjemnych zapachów i brudu, lekcją tolerancji, nauką o człowieczeństwie i przyjaźni.


Jak zwykle u Walliamsa, który ma w naszym domu uznanie ze strony zarówno dorosłych, jak i dziecka, między wierszami mamy tematy trudne i niewygodne, ale ujęte w sposób tak nietuzinkowy, oryginalny i świeży, że to aż zadziwiające, że da się jeszcze tak twórczo i oryginalnie pisać powieści dla dzieci.

Polecam gorąco, uprzedzając tylko odrobinę, że ładunek obrzydliwości w tej książce jest dość potężny. Jeśli nie jesteście gotowi na cuchnące beknięcia na całą stronę i ryby konające z powodu kąpiącego się w stawie bezdomnego, to nie czytajcie. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Na regale , Blogger