Wielki następca, czyli czy co tam nowego w Korei Północnej.

Był czas, że przeczytałam chyba wszystko, co można było przeczytać o Korei Północnej. Ponieważ mam skłonność do fiksowania się na tematach (teraz chyba wpadnę w fazę czytania o Imperium Osmańskim), to wykopałam spod ziemi bardzo wiele publikacji. Jedne były bardzo dobre ("Światu nie mamy czego zazdrościć"), a inne, zwłaszcza durne relacje turystów, absolutnie zbędne (do tej pory nie mogę zrozumieć, czemu ktoś pisze książkę o kraju, w którym był przez dwa tygodnie i to cały czas pod opieką reżimu - WTF?). 

Kiedy czytałam recenzje książki pani Fifield zaintrygowało mnie to, że dotarła do bardzo wielu ludzi, którzy bezpośrednio znali Kim Dzong Una, do jego krewnych, którzy uciekli z Korei i sama była w Korei wielokrotnie jako dziennikarka. Książka rokowała, więc kupiłam.



I nie żałuję.

Fifield wykonała ogromną pracę i przemierzyła świat, żeby odwiedzić wielu ludzi. Niektórych było trudno znaleźć, niektórzy byli w programie ochrony świadków (który to program teraz powinien się przeorganizować, skoro dziennikarce udało się dotrzeć do co najmniej jednej osoby, która się ukrywa), inni - na przykład jedna z krewnych Kima - rozmawiali tylko przez pośredników, z lęku o swoje życie. 

"Wielki następca" to nie jest książka, która daje wgląd w działania reżimu, ale książka, która daje wgląd w osobowość wodza, z której działania reżimu wynikają. Drążymy w dzieciństwie Kima, w jego wychowaniu, wykształceniu, w pasjach i fascynacjach. Obserwujemy jego przedziwną obsesję na punkcie koszykówki (i "przyjaźń" z Denisem Rodmanem, moronem nad moronami) i tym podobne smaczki. Wiemy też już, z czego wynikało głośne lotniskowe zabójstwo jego starszego brata, czy inne okropności. Tak, książka wnosi parę nowych informacji.

ALE.

Nie byłabym sobą, gdybym nie znalazła jakiegoś ale. 
Anna Fifield jest skuteczną, zdeterminowaną, szalenie skoncentrowaną na celu dziennikarką. Książka jest wynikiem ogromnego nakładu pracy, jest sprawnie napisana i widać, że autorka chciała osobiście porozmawiać z kim się da. Nie wiem, jakich metod używała, żeby do niektórych osób dotrzeć, ale czasami wydaje mi się, że sama mogłaby zostać dyktatorem. A to dlatego, że w książce jawnie zastanawia się - tuż po długim wywodzie na temat tego, jak Kim ścigał swoich krewnych, jak ich mordował, jak innych krewnych wodza rządy różnych państw ukrywają - otóż ona zastanawia się, czy krewnej, która nie chce z nią rozmawiać osobiście, tylko wysyła męża, nie ujawnić w mediach. Bo czemu by nie, pewnie przesadza, nie powinna jej odmawiać rozmowy. No ale trochę szkoda dzieci, więc jednak tego nie zrobi.

Szaleństwo. Czyste szaleństwo.

Tak, z książki dowiedziałam się kilku rzeczy, których nie wiedziałam. Na pewno jest to coś, co przeczytać warto, o ile się chociaż trochę siedzi w temacie i jeśli kogoś kręci kwestia krwawych reżimów. Nie mogę powiedzieć, że nie warto, że coś nie tak, że nuda. Wręcz przeciwnie. Ale autorka jest potworem. Uważajcie na nią. ;) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Na regale , Blogger