Totalnie nie nostalgia

Totalnie nie nostalgia

O "Totalnie nie nostalgii" wszyscy już chyba słyszeli, więc strzelam tą recenzją już kompletnie bez zaskoczenia.



Wanda Hagedorn opisuje swoje dzieciństwo i dorastanie - od lat 60. XX w. do chwili obecnej. W duecie z Frąsiem (mam w domu jego świetne "Glinno" i głównie dlatego "Totalnie" kupiłam) serwuje nam opis świata "katolickiego, patriarchalnego i pe-er-el-owskiego, czyli depresyjno-opresyjno-represyjnego".

Oto mała Wanda, jedna z czterech sióstr, żyje najpierw w kamienicy, w której powszechnie akceptowanym jest obrzydliwe nękanie "Niemry", a potem na stancji u paskudnego wujostwa. Bawi się w Niemców zapędzających Żydów do piwnicy, przerabia w dziecinnych zabawach wszystkie traumy powojennej Polski.



Ojciec na zewnątrz jest szanowanym obywatelem, a wewnątrz katem i tyranem, który cieszy się, że nie musi już "czapkować panom", ale odreagowuje swoje kompleksy na żonie i dzieciach. Matka jest chłodna i w zasadzie nieobecna, a babka - póki jeszcze nie choruje na alzheimera - jest jedyną osobą, która odpowiada szczerze na pytania dorastającej dziewczyny.


Ogólne, epokowe przyzwolenie na mizoginię i podszyta religią pruderia sprawiają, że całkiem spora część życia Wandy musi przebiegać w ukryciu, bo wiadomo, że dorośli jej nie zaakceptują. Odkrywanie swojej seksualności przy pomocy obleśnego stróża, obgadywanie ojca za szczelnie zamkniętymi drzwiami łazienki (z siostrami, nie z matką), olewanie szkoły, bo ojciec realizuje przy jej pomocy swoje ambicje, nie zwracając uwagi na pragnienia i predyspozycje córki, itd.



Hagedorn przeprowadza sekcję wszystkich trudnych i dziwnych przeżyć, robi sobie rysunkową, przejmującą terapię, od której nie sposób się oderwać. Kibicujemy jej wyrywaniu się z rodzinnej opresji, sami przerabiając własne wspomnienia.

Trochę to "Marzi", trochę "Persepolis", trochę jak komiksy Bechdel (której nie lubię za szczególnie), ale głównie to jedna z lepszych książek o feminizmie, jakie czytałam.



Wanda mieszka już za granicą. Uciekła tak daleko, jak mogła, z ojcem nie utrzymuje kontaktu i może pisać z bezpiecznego dystansu, uwolnić się od widm z przeszłości, rozłożyć je na czynniki pierwsze i spróbować zrozumieć, a my dostaliśmy dzięki temu znakomity komiks, który gorąco, gorąco polecam.
Kącik z cytatem. 140. rocznica urodzin Leśmiana.

Kącik z cytatem. 140. rocznica urodzin Leśmiana.

Dzisiaj 140. rocznica urodzin Bolesława Leśmiana.
Polski sejm odrzucił propozycję, by rok 2017 uczynić rokiem tegoż poety. Zróbmy więc sobie rok Leśmiana sami. Dzisiaj ja się włączam w świętowanie. Cytat i cytat muzyczny. Pierwszy, bo lubię, drugi wyśpiewał Turnau (za bardzo-młodu ;)).

Proszę.

Dziewczyna

Dwunastu braci wierząc w sny, zbadało mur od marzeń strony, 
A poza murem płakał głos, dziewczęcy głos zaprzepaszczony. 

I pokochali głosu dźwięk i chętny domysł o dziewczynie, 
I zgadywali kształty ust po tym, jak śpiew od żalu ginie... 

Mówili o niej: " Łka więc jest!" - i nic innego nie mówili, 
I przeżegnali cały świat - i świat zadumał się w tej chwili... 

Porwali młoty w twardą dłoń i jęli w mury tłuc z łoskotem! 
I nie wiedziała ślepa noc, kto jest człowiekiem, a kto młotem? 

"O, prędzej skruszmy zimny głaz, nim śmierć Dziewczynę rdzą powlecze" - 
Tak, waląc w mur, dwunasty brat do jedenastu innych rzecze. 

Ale daremny był ich trud, daremny ramion sprzęg i usił! 
Oddali ciała swe na strwon owemu snowi, co ich kusił! 

Łamią się piersi, trzeszczy kość, próchnieją dłonie, twarze bledną... 
I wszyscy w jednym zmarli dniu i noc wieczystą mieli jedną! 

Lecz cienie zmarłych - Boże mój! - nie wypuściły młotów z dłoni! 
I tylko inny płynie czas i tylko młot inaczej dzwoni... 

I dzwoni w przód ! I dzwoni wspak! I wzwyż za każdym grzmi nawrotem! 
I nie wiedziała ślepa noc, kto tu jest cieniem, a kto młotem? 

" O, prędzej skruszmy zimny głaz, nim śmierć Dziewczynę rdzą powlecze!" -
Tak, waląc w mur, dwunasty cień do jedenastu innych rzecze . 

Lecz cieniom zbrakło nagle sił, a cień się mrokom nie opiera! 
I powymarły jeszcze raz, bo nigdy dość się nie umiera... 



I Grzegorz Turnau w "Gdybym spotkał Ciebie":


Noworoczny kącik zapowiedzi.

Noworoczny kącik zapowiedzi.

Pierwsze zapowiedzi w tym roku. Kącik dzisiaj niezbyt obfity, bo początek roku to zwykle posucha. Jest już po świętach, więc ludzie obkupili się w grudniu, zatem wydawnictwa raczej w pierwszym kwartale roku dużo nie wydają. Nie znaczy to jednak, że wcale. 

1. Na początek kilka nowości od Czarnego. Wszystkie zostaną wydane pomiędzy 22.02 a 29.03. 

Syria, kolejna podróż Therouxa, Boko Haram i polski system edukacji. Spora rozpiętość tematyczna, ale zakładam, że warto chociaż przekartkować.





2. W lutym kolejni Czasodzieje. Mój syn pierwszą część pochłonął, a mnie też się miło czytało. Kupimy na pewno i dwójkę. 


3. Nasza Księgarnia wypuści (w tym roku, nie wiem dokładnie kiedy) "Atlas miast" dla dzieci. 30 miast opisanych rysunkowo, trochę w stylu Mizielińskich. Do wglądu mam dla Was zdjęcia oryginału.




4. W lutym Nasza Księgarnia wypuści też ciekawą książkę dla starszaków. 
Bardzo interesujący jest opis fabuły, potencjalnie fajna pozycja:
Jacques podejrzewa, że nie jest przez nikogo lubiany. Nauczyciele ignorują go, kiedy zgłasza się do odpowiedzi, nikt nie wybiera go do drużyny i nawet jego własnym rodzicom trzeba przypominać, żeby zostawiali dla niego nakrycie przy stole! Na szczęście Fleur, siostra i wierna towarzyszka Jacques'a, zna jego myśli, jeszcze zanim przyjdą mu do głowy.
Pewnego dnia Jacques dokonuje przerażającego odkrycia: wcale nie jest bratem Fleur, tylko jej przyjacielem na niby! I tak oto rozpoczyna się zabawna i wzruszająca przygoda chłopca, który chce się dowiedzieć, kim naprawdę jest i co go czeka. Czy może zostać kimś prawdziwym, nawet jeśli z technicznego punktu widzenia nie istnieje?

5. Warstwy w lutym wydadzą wznowienie pozycji z lat 70. XX wieku. "Zwierzydełka" to książeczka niezwykła, trochę surrealistyczna. Zarówno wierszyki, jak i ilustracje. Na stronie Antykwariatu Warszawa możecie zajrzeć do środka oryginału. Pozwalam sobie wrzucić jedno ze zdjęć. Po resztę udajcie się do źródła.
I okładka wznowienia.



6. Drugi lutego to nowy Pilch w Literackim. Jeśli ktoś lubi. A 19. stycznia ostatni już Eco, eseje.



7. Koniec stycznia i koniec lutego, to dwie kolejne "Rybki zombie". Ku pamięci, bo moje dziecko lubi. ;)



8. Jutro w Znaku kolejny Dahl. Wydają konsekwentnie jedną książkę za drugą. I dobrze, bo to świetna literatura dziecięca. Tym razem "Fantastyczny Pan Lis" (polecam też znakomitą ekranizację).


9. A na koniec komiks od Kultury Gniewu. Ukaże się w tym roku, nie wiadomo kiedy dokładnie. Do wglądu kilka plansz z oryginału. Opis wskazujący na odbiorców w wieku dorastania. Może się bardzo podobać młodym ludziom na progu dojrzewania.


[...] powieść graficzna o Helenie, zwyczajnej jedenastolatce, której wciąż dokuczają rówieśniczki ze szkoły. Ucieczką od nieprzyjemnej codzienności jest dla Heleny świat powieści „Jane Eyre” Charlotte Bronte. Jej bohaterka jest dla dziewczyny zarówno pokrewną duszą, jak i wzorem. To postać jednocześnie delikatna i pełna siły. Jej cech charakteru potrzebuje Helena, by przetrwać szkolne upokorzenia, dać sobie radę z dojrzewającym i nabierającym kobiecych kształtów ciałem, a w końcu z przytłaczającym poczuciem samotności i niezaspokojoną potrzebą akceptacji.




I to tyle na dziś.

Chcecie wpis o książkach, które bym chciała, żeby się ukazały po polsku?
Przez las

Przez las

Zabierałam się za Emily Carroll od dawna, bo "Przez las" stało się szybko pozycją rozpoznawaną i pożądaną, a ja dobry komiks zawsze, wiadomo.


Mamy tutaj kilka krótkich opowiadań, które są zdecydowanie horrorami w pełnej krasie i mogą być dumą gatunku. Coś jak "Zagłada domu Usherów" Poe'a. Szybko mogą trafić do klasyki. Znajdziecie tam wszystko, co powinno się znaleźć w szanujących się opowieściach grozy - domy na odludziu, głębokie studnie, duchy, potwory i morderstwa. Opowiadania dzieją się w różnych epokach, które łatwo można zidentyfikować po strojach postaci.


Autorka bawi się klasycznymi motywami, nie deformując ich, pozostawiając je strasznymi, mimo że są tak dobrze znane i "ograne". Opowieści są świeże, mimo tego, że przecież nic nowego pod słońcem. Oto ukochana brata ma mroczną tajemnicę, a trzy siostry w pustym domu, znikają jedna po drugiej. Przyjaciółka udaje, że rozmawia ze zmarłymi, ale coś jest nie do końca nieprawdziwe, itd. I pojawia się Czerwony Kapturek, tak ostatnio popularny wśród twórców obrazkowych książek, odświeżany na wiele różnych sposobów - z niezłymi efektami.


Komiks jest starannie wydany, w przyjemnej, delikatnie tłoczonej okładce, na kredowym papierze, więc ciemne, mroczne kadry pięknie się prezentują. Pachnie farbą drukarską i miło się go kartkuje. :) Sądząc po zdjęciach - polskie wydanie nie odbiega jakością od pierwowzoru, chociaż widzę, że w USA istnieje też wersja w twardej oprawie.


To nie jest książka dla małych dzieci - uprzedzam na wszelki wypadek. Daleka jestem od polecania jej wyłącznie dorosłym, bez przesady, ale miejcie na uwadze gatunek, zdejmując ją z półki w księgarni.
Moim zdaniem dziesięciolatek może już się pobać z przyjemnością, jeśli lubi opowieści grozy (obrazki nie są drastyczne, ale opowieści są mroczne), młodsze dzieci niekoniecznie. Nastolatki, które potrafią docenić komiks (to trudny wiek, niektórym się wydaje, że komiksy są tylko dla dzieci, bo chcą być doroślejsi, więc radzę uważać przy dawaniu prezentów ;)), będą zachwycone. Dorośli takoż. Zdecydowanie warto wydać pieniądze, jeśli lubicie mieć w domu ładne książki. To jedna z tych, których posiadania się nie żałuje. I przyjemnie do niej zajrzeć od czasu do czasu.


Chłopiec z Lampedusy.

Chłopiec z Lampedusy.

Ta opowieść jest wymyślona. Ale chłopiec podobny do jej bohatera istnieje naprawdę. W lutym 2015 roku - razem z innymi uciekinierami z Erytrei - Tandżin dotarł na włoską wyspę Lampedusę. Miał wtedy jedenaście lat. Gdy dziennikarze zapytali Tandżina o rodzinę, chłopiec odparł: "No mama. No papa. All alone". Te słowa sprawiły, że nie mogłem przestać o Tandżinie myśleć. I stworzyłem tę historię. Trochę dla niego, a trochę dla wszystkich dzieci w podobnej sytuacji - zmuszonych do opuszczenia swoich krajów, narażonych na trudy tułaczki, samotnie przemierzających świat w poszukiwaniu bezpiecznego domu. 

To tyle od autora. A teraz ode mnie.


Znakomita seria wydawnictwa Literatura - "wojny dorosłych - historie dzieci" pomaga we wprowadzaniu trudnych tematów - zwłaszcza tych związanych z faktem, że świat nie jest pluszowym miejscem pełnym miękkich króliczków i dobrych ludzi.
Bardzo doceniłam fakt, że o obecnie trwającym kryzysie humanitarnym też pojawiła się książka. Koniecznie chciałam podsunąć dziecku coś bardziej aktualnego, uwrażliwiającego na uciekinierów z Syrii i Erytrei (o Syrii sporo ludzi wie, ale to, że Erytrea też ocieka krwią, to już mniej popularna wiedza). Jasne, sporo rozmawiamy, ale nigdy za wiele wiedzy na temat świata. Z braku informacji biorą się lęki i przemoc, więc.

Bohaterem książki jest wspomniany już Tandżin, który spotyka na swojej drodze - i tu znowu aktualny temat - polską dziewczynkę, która mieszka w wynajętym mieszkanku z mamą, która zarabia na Lampedusie jako sprzątaczka. Nie jest im łatwo i dziewczynka tęskni za tatą, który jest kierowcą ciężarówki (i przez to jest widywany bardzo rzadko, bo pracuje na kontynencie), ale miłość jest tym, co sprawia, że los Andżeliki nie wydaje się taki straszny. Szybko uczy się języka i bez narzekania pomaga w domu. Nawet straszna właścicielka mieszkania, która mieszka w pokoju nad nimi, nie wydaje się taka okropna, kiedy pojawia się kryzys, który trzeba rozwiązać.

Tandżin, który dopłynął sam do brzegu na fragmencie rozbitej tratwy, po wstępnym zamieszaniu, trafia na ciąg dobrych ludzi, którzy pomagają mu uzyskać odpowiedni status prawny, a nawet odnaleźć rodziców.

I tutaj zaczynają się moje wątpliwości dotyczące tej książki - nie ma w niej za wiele na temat ludzkiej niechęci do uchodźców, nie ma nic na temat tego, że nie wszystkie dzieci uchodźców trafiły na dobrych ludzi, nie ma w tej książce niemal NIC negatywnego. Owszem, chłopiec wspomina, że było źle tam, skąd przybył, że łódź się rozbiła, itp., ale poza tym - NIC. Wszystkie problemy rozwiązują się niemal od ręki. Wszyscy są skłonni pomagać, nie ma śladu po ludziach, którzy mogliby być nieprzychylni. Nie ma śladu po przepełnionych ośrodkach dla uchodźców, bo chłopiec oczywiście czeka na ustabilizowanie swojego losu u życzliwej rodziny. To wszystko jest zbyt idealne, zbyt łagodne, zbyt "miękkie".

Ja wiem, że to książka dla dzieci, ale jeśli chcemy pokazać dzieciom coś więcej, niż to, że istnieją kraje, z których się ucieka (np. istniejący problem ludzi, którzy przybywają na obce ziemie, nie będąc tam zbyt chcianymi), to musimy wyjść poza strefę komfortu i pozwolić dzieciom się zetknąć z tym tematem. Nie mówię, żeby od razu wyciągać wszystkie drastyczności na wierzch, ale - poza pokazaniem, że trzeba być pomocnym dla przybyszów - trzeba też pokazać, że w ogóle nienawiść do obcych istnieje.

Podsumowując - brawa za pomysł. Minusy za brak odwagi, by pokazać, że najważniejsze nie są przeszkody formalne, na jakie trafiają uciekinierzy, którym udaje się dotrzeć do Europy, ale nieludzkie warunki i często paskudne traktowanie.

Ze względu na nadzwyczajną łagodność opowieści polecam książkę maluchom. Starszaki mogą poczytać, ale wartość edukacyjna dla dzieci starszych jest dość niewielka. Sądzę, że dziesięciolatek już powinien wiedzieć więcej, ale pięciolatek czy siedmiolatek mogą od tej książki zacząć rozmowę o niedostatkach tego świata.
Kącik z cytatem.

Kącik z cytatem.

Pod choinką w tym roku leżały, pięknie zapakowane, dwa tomy dzieł Przybory. Brakuje mi jeszcze tylko "Memuarów".

Nie mogę recenzować Przybory, przecież tego się nie robi. ;)



Chciałam na koniec roku wybrać jakiś ładny, mądry cytat, ale wiecie, wszyscy już ostatnio przypomnieli sobie "Piosenkę o Bośni" Brodskiego, nie będę dołować bardziej. Pomyślałam więc - hej, wybiorę coś z repertuaru Jeremiego! Ponieważ jednak książki są GRUUUUBE, a ja póki co czytam na wyrywki, to jak bym nie przeglądała, otwiera mi się na jakichś świństwach. ;) No ale wiecie, może to znak, może wszyscy w przyszłym roku będziemy mieli więcej radości, niż w 2016 (niech go szlag trafi).

Zatem proszę. "Zosia i ułani", Jeremi Przybora.

W lesie, przy strumyku,
Zosia rwie jagody.
Na siwym koniku
jedzie ułan młody.
"Hej, dziewczynko, rzuć jagódki!
Wszak ułana żywot krótki!
Już za lasem wre potyczka -
rumianego użycz liczka!"
 
Zosia oczy skryła
skromnie pod rzęsami,
sukienkę splamiła
sobie jagódkami...
A choć krzyczy mama sroga,
nie żałuje nic nieboga,
bo z ułana za dwa dzionki
jeno krzyżyk i skowronki...
 
W lesie, przy strumyku,
Zosia szuka jeżyn...
Na gniadym koniku
drugi ułan bieży.
Ułan młody i dorodny,
i miłości Zosi godny -
chwyci Zosię w pół i przegnie,
i pokocha, i polegnie!
 
Jak woda w strumyku,
tak Zosi czas leci -
na wronym koniku
jedzie ułan trzeci...
A gdy już skończone boje,
wodzi Zosia dziecię swoje
na kurhanek w polu świeży,
gdzie tatusiów szwadron leży.

Szczęśliwego Nowego Roku!
Życzenia.

Życzenia.

Dzień dobry.

Tak trudno w tym roku składać życzenia. Świat płonie i nie możemy udawać, że nie.

Wszystkim Wam, niezależnie od narodowości, wiary i niewiary, wieku, koloru, upodobań, życzę Miłości. I to takiej, która wykracza poza ludzi przy własnym wigilijnym (i niewigilijnym) stole.
Niech nadchodzący rok będzie pełen nie tylko dobrych książek, ale też dobrej woli, chęci pomocy, pojednania i otwarcia serc tym, którzy mają gorzej niż my.

Wydawać by się mogło, że niewiele możemy, ale sprzeciw jest ważny. Pójście na marsz, wysłanie pieniędzy ludziom w Białych Hełmach, zgłaszanie nienawistnych komentarzy w internecie - to są drobiazgi, ale musimy to robić. I róbmy, bo milion dobrych drobiazgów utworzy w końcu całkiem spore Dobro.

Trzymajcie się. Kochajcie się. Zjedzcie, wypijcie, pomyślcie ciepło o innych. Nie kłóćcie się, szkoda nerwów. Odpocznijcie, bo nadchodzący rok może wymagać od nas wszystkich siły.

Obyśmy za rok mieli w sobie więcej nadziei, obyśmy nadal siedzieli bezpiecznie w swoich domach.

Ściskam Was mocno.



Gadżety literackie 2016.

Gadżety literackie 2016.

Zacznę od tego, że serio (i niestety) nikt mi za tego posta nie zapłacił.

Jednakowoż zbliżają się święta, a prezenty same się nie wybiorą. Od mnie, jak już bywało w poprzednich latach, kilka propozycji gadżetów literackich, które mogą być bardzo fajnym prezentem. :)

1. Kalendarz z Muminkami. Mały i duży. (Pikinini)


2. Portfele z Pippi. (Pikinini)


3. Figurki Funko Pop. Np. z uniwersum Harrego Pottera, albo Gry o tron. Można je kupić w wielu miejscach, wystarczy pogooglać "funko pop sklep".




4. Puzzle dla maluchów Djeco. Djeco w ogóle robi znakomite zabawki dla przedszkolaków. Tutaj z motywami literackimi - Brzydkie kaczątko, Don Kichot. Można je dostać w różnych sklepach, ale Dadum ma ogromną ofertę Djeco, więc ich polecam. (Dadum)


5. Gadżety z Jane Austen. Na Amazonie można kupić np. koszulki, piżamy, czy figurki (mam taką, kupiłam w NYC, przyznam się...).





6. Zestaw magnetycznych słów inspirowanych poezją Szekspira - do układania własnej na lodówce. :) (Amazon)


7. Puzzle 3D dla nieco starszych Wrebbit. Motyw dla potteromaniaków. W Polsce do kupienia np. w Empiku.




8. A może zestaw filiżanek do espresso?


A Wy? Kupiliście już prezenty?
Nowa lista szkolnych lektur.

Nowa lista szkolnych lektur.

Żeby się nie denerwować, nie będę pisać o reformie edukacji jako całości, bo jak zaczynam o tym myśleć, to mnie boli głowa.
Nie będę też pisać o całej nowej podstawie programowej, bo wtedy mrowi mnie w kręgosłupie i zaczynam mieć tiki nerwowe, ale poznęcam się nad nową, prawilną listą lektur szkolnych, która - zwłaszcza w starszych klasach, cofa czas i zniechęca do czytania jak mało co.

Z nowej listy lektur wyłania się nie tylko martyrologiczny obraz Polski, ale przede wszystkim widzimy, że osoby, które układały tę listę, W ŻYCIU NIE WIDZIAŁY NA OCZY WSPÓŁCZESNYCH DZIECI Z PODSTAWÓWKI.
Nie znają ich możliwości poznawczych, umiejętności, języka i - przede wszystkim - upodobań. Bo - wierzcie lub nie - czytanie powinno być przyjemnością, jeśli chcemy dzieci nauczyć, że książki są fajne.
Nie musimy o tym przekonywać dzieci z zadbanych domów, w których się czyta dzieciom od urodzenia, ale cała reszta - śmiem twierdzić, że jednak większość - musi się tego nauczyć w szkole. Z nowym programem i tymi koszmarnymi lekturami, nie osiągniemy niczego dobrego.

No to do rzeczy.

KLASA IV

Na liście obowiązkowej poza hymnem, wierszami i legendami mamy:

Jan Brzechwa, Akademia pana Kleksa
Janusz Christa, Kajko i Kokosz. Szkoła latania (komiks)
René Goscinny, Jean-Jacques Sempé, Mikołajek (wybór opowiadań)
Adam Mickiewicz, Powrót taty, Pani Twardowska, Pan Tadeusz (opisy)
Joanna Olech, Dynastia Miziołków

Najnowsza na tej liście jest "Dynastia Miziołków", poza tym pochwalić należy obecność komiksu ("Kajko i Kokosz" jest ok, ale śmiem twierdzić, że dużo lepszy byłby któryś z komiksów Samojlika lub np. "Łauma" - można by wtedy połączyć to z nauką polskich legend). "Mikołajek" jest ze "starej" listy i cieszę się, że został. 
Zamiast "Akademii pana Kleksa" lepszy byłby pierwszy tom "Harrego Pottera" (przynajmniej bardziej współczesne i język bardziej strawny), ale nie jest to najgorszy z możliwych wyborów, za to Mickiewicz dla czwartoklasisty to sen wariata.

Fragmenty "Pana Tadeusza"? Czwartoklasiści mają problem ze zrozumieniem tekstu naszego hymnu, a co dopiero przyniesie katowanie ich świerzopem i dzięcieliną? Miłość do trzynastozgłoskowca? To są dzieci, które czytają "Zwiadowców" i "Magiczne drzewo" - sądzicie, że docenią kunszt wieszcza? Do tego trzeba dorosnąć, siłą się zachwytu nie wywoła. 

"Powrót taty"? Serio? 

„Pójdźcie, o dziatki, pójdźcie wszystkie razem
Za miasto, pod słup, na wzgórek;
Tam przed cudownym klęknijcie obrazem,
Pobożnie zmówcie paciórek.

Tato nie wraca: ranki i wieczory
We łzach go czekam i trwodze;
Rozlały rzeki, pełne zwierza bory,
I pełno zbójców na drodze”.
Jezu. Nie wiem, czy wiecie, ale u nas w domu ten poemat funkcjonuje jako dowcip. Fragmenty cytujemy czasami w sytuacjach zdecydowanie nietragicznych. Może jesteśmy dewiantami.

A tu "Powrót taty" wg. Bartka Podlewskiego:


Na liście lektur uzupełniających nie ma NIC współczesnego. Najmłodsza z zalecanych książek jest z lat 60. XX wieku. Najwyraźniej musimy się zatrzymać na lekturach, które pamięta ze szkoły sam nadprezes. Szkoda, bo tyle mamy fantastycznej współczesnej literatury.

Adam Bahdaj, Kapelusz za 100 tysięcy
Frances Hodgson Burnett, Tajemniczy ogród lub inna powieść
Janusz Korczak, Król Maciuś Pierwszy
Maria Kownacka, Zofia Malicka, Dzieci z Leszczynowej Górki
Selma Lagerlöf, Cudowna podróż
Sat-Okh, Biały mustang

Czwarta klasa jednak nie jest taka najgorsza, dalej zaczyna się prawdziwa jazda.

KLASA V

Znowu mamy listę pozbawioną literatury współczesnej. Poza wybranymi mitami greckimi i poezją, mamy w większości same koszmarki i ZNOWU "Pana Tadeusza". 

Clive Staples Lewis, Opowieści z Narni. Lew, czarownica i stara szafa
Adam Mickiewicz, Pan Tadeusz (zwyczaje i obyczaje)
Ferenc Molnar, Chłopcy z Placu Broni
Bolesław Prus, Katarynka
Juliusz Słowacki, W pamiętniku Zofii Bobrówny
Seweryna Szmaglewska, Czarne Stopy
Biblia, powstanie świata i człowieka oraz wybrane przypowieści ewangeliczne

Obecnie "Opowieści z Narnii" są w klasie czwartej. Zostały przeniesione do piątej, co dużej różnicy nie robi, no i jest to jedyna strawna pozycja w klasie piątej. 
Są za to książki pełne stereotypów na temat tego, co chłopięce i co dziewczęce, bo były pisane tak dawno temu, że nikomu nie przychodziło wtedy do głowy, że może być inaczej. I na takiej literaturze będą znowu chowane kolejne pokolenia. 

Nie skomentuję nawet koszmarnych "Chłopców z Placu Broni", a "Katarynka" nie wnosi absolutnie niczego, poza znużeniem literaturą polską. Słowacki, matko kochana. To nie czas na Słowackiego. Zwłaszcza na te straszliwe nudy. 
Gwiazdy błękitne, kwiateczki czerwone
Będą ci całe poemata składać.
Jabym to samo powiedział, co one,
Bo ja się od nich nauczyłem gadać;
Bo tam, gdzie Ikwy srebrne fale płyną,
Byłem ja niegdyś, jak Zośka, dzieciną.
"Czarne stopy" to książka nudna, słaba i nieaktualna. Jeśli miała na liście być literatura przygodowa, to można było wybrać spośród setek innych, współczesnych pozycji, zamiast katować dzieci tym koszmarkiem. Na dodatek to kolejna pozycja z tej listy, w której przygody przeżywają WYŁĄCZNIE chłopcy. Dziewczynki występują w tych książkach jako biedne sierotki słuchające muzyki, albo adresatki poematów. Jestem na to wściekła, jak na mało co.

Co do "Biblii" jako tekstu kultury - jasne, trzeba go poznać, ale cóż - oby nauczyciele zachowali przy tym neutralność światopoglądową. W obecnych czasach jest to obawa dość uzasadniona. 

Na liście lektur nadobowiązkowych (i dopiero tutaj) pojawia się coś współczesnego, ale znowu, bez szaleństw, bo z Maleszki w piątej klasie dzieciaki już raczej wyrastają, "Alicja" jest specyficzna i ciężka, chociaż przynajmniej literacko się broni, Tomek też da się przeżyć (przynajmniej bywa zabawny), za to cała reszta - ludzie kochani...
Pieprzony "Janko Muzykant", "Sposób na Alcybiadesa" - znowu przygody chłopców w latach 60.? Prezesie, cholera, świat poszedł do przodu od tamtej pory:

Lewis Carroll, Alicja w Krainie Czarów
Andrzej Maleszka, Magiczne drzewo
Karol May, Winnetou
Małgorzata Musierowicz, wybrana powieść
Edmund Niziurski, Sposób na Alcybiadesa
Bolesław Prus, Kamizelka
Henryk Sienkiewicz, Janko Muzykant
Mark Twain, Przygody Tomka Sawyera

Znowu nic sensownego, poza ultrapoprawną, pobożną Musierowicz (jednak lepsza Musierowicz, niż rasistowski, pełen stereotypów, pełen niemal wyłącznie męskich bohaterów "Winnetou").

KLASA VI

Ooo, tu dopiero się dzieje. Widzimy zupełnie oderwanych od rzeczywistości twórców podstawy programowej. Poza wierszami mamy np. bajki Krasickiego, które są na poziomie dzieci znacznie, znaaacznie młodszych i - WOW - jedyną, całkiem fajną współczesną książkę - "Felix, Net i Nika", która jednakowoż jest pozycją dla góra dziesięciolatków!!!  Serio. Ktoś tam nawet nie przeczytał tych książek:

Antoni Czechow, Kameleon, Śmierć urzędnika
Rafał Kosik, Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi
Ignacy Krasicki, wybrane bajki
Adam Mickiewicz, Pan Tadeusz (polowanie oraz koncert Wojskiego)
John Ronald Reuel Tolkien, Hobbit, czyli tam i z powrotem
Henryk Sienkiewicz, W pustyni i w puszczy

Obok bajeczek dla maluchów mamy - NIESPODZIANKA - znowu "Pana Tadeusza" i całą plejadę literatury zdecydowanie niewspółczesnej. Widzimy znowu nieznośnego Sienkiewicza, Czechow to lektura na jeden kęs, więc nie będę się czepiać, Hobbit - jako popkulturowo znany - może faktycznie być w sam raz.

Lektura uzupełniająca nie przynosi wielkiej ulgi (pomijam cały czas milczeniem fakt, że sama obecność jakiejkolwiek listy w dziale "lektury uzupełniające", odbiera nauczycielom swobodę, jaką mieli do niedawna w doborze dodatkowych lektur).

Na plus obecność współczesnej książki przygodowej (Kozioł), ale przyznaję, że pierwszy raz o niej słyszę, nigdy jej nie miałam w rękach, więc nie wiem, co sobą reprezentuje. Druga współczesna pozycja, książka Katarzyny Zychli, to koszmarek. Zadałam sobie trud, żeby ją przejrzeć. Wydawnictwo Credo wydaje pozycje w rodzaju chrześcijańskich przypowiastek w stylu Paulo Coelho. Literacko to się nie broni, można było wybrać coś znacznie lepszego.

Dumas i Montgomery czytają się lekko, a z Lemem należy się zapoznać, jasne, ale znowu - za mało książek pokazujących, że istnieje na świecie świat inny, niż świat męskich przygód i grzecznych pensjonarek.

Aleksander Dumas, Trzej muszkieterowie
Joseph Rudyard Kipling, Księga dżungli
Marcin Kozioł, Skrzynia Władcy Piorunów
Stanisław Lem, Cyberiada (fragmenty)
Kornel Makuszyński – wybrana powieść
Lucy Maud Montgomery, Ania z Zielonego Wzgórza
Alfred Szklarski, wybrana powieść
Katarzyna Zychla, Dziewczynka tańcząca z wiatrem

KLASA VII

Nie zdziwi Was, że znowu mamy "Pana Tadeusza", prawda?

Charles Dickens, Opowieść wigilijna
Aleksander Fredro, Zemsta
Jan Kochanowski, wybór fraszek, pieśni i trenów, w tym tren I, V, VII, VIII
Ignacy Krasicki, Żona modna
Adam Mickiewicz, Reduta Ordona, Śmierć Pułkownika, Świtezianka, II część Dziadów, Pan
Tadeusz (historia Polski)
Henryk Sienkiewicz, Quo vadis, Latarnik
Stefan Żeromski, Siłaczka

ANI JEDNEJ KSIĄŻKI WSPÓŁCZESNEJ W KLASIE SIÓDMEJ. ANI JEDNEJ!!!

To na pewno rozbudzi w młodzieży miłość do literatury. 

O ile "Opowieść wigilijna" to ważny tekst kultury, a "Zemsta" jest wystarczająco lekka, żeby przy jej pomocy zapoznać dzieciaki z gatunkiem dramatu, to mamy znowu koszmarną ilość Mickiewicza (po co aż tyle? nie mówię, że w siódmej klasie nie przyszedł czas na wieszcza, ale - co cholery - ileż można?).

"Żona modna" to pozycja chybiona na wielu poziomach. Paskudna, przestarzała, niepotrzebna. Kolejny rok z rzędu dzieci katują KOLEJNEGO Sienkiewicza
"Siłaczka" jest przynajmniej krótka... 

Lektury uzupełniające wyglądają minimalnie lepiej. Daleko im do ideału i współczesności, ale kilka z nich może faktycznie zainteresować wczesnonastoletnie dzieci. Nie wiem tylko, czy znajdzie się na nie czas, przy całym tym Mickiewiczu...

Proszę, jest np. Christie, co ma potencjał przynajmniej wciągnąć i zaciekawić, jest "Stowarzyszenie Umarłych Poetów", które można uzupełnić świetnym filmem w sam raz dla kontestującej młodzieży, ale - cóż - jest też kolejny Sienkiewicz (suprise, suprise...):

Agatha Christie, wybrana powieść kryminalna
Ernest Hemingway, Stary człowiek i morze
Helena Keller, Widzieć przez trzy dni
Nancy H. Kleinbaum, Stowarzyszenie Umarłych Poetów
Beata Obertyńska, Z domu niewoli (fragmenty)
Henryk Sienkiewicz, Krzyżacy
Melchior Wańkowicz, Ziele na kraterze (fragmenty)

Omówmy jednak kurioza. Słyszeliście o Helenie Keller? Ja też nie. Nie wiem, skąd to wzięli, ale założę się, że po prostu ktoś z "ekspertów" akurat czytał coś, co wyciągnął z zakurzonej piwnicy i był głęboko wzruszony, więc wrzucił na listę. Poczytałam o autorce, ale Google nie pokazuje mi jej książki NIGDZIE. Nikt o niej nie słyszał, nie ma żadnej recenzji, streszczenia, egzemplarza w księgarni. Nic. Po biografii autorki sądzę, że będzie to pokrzepiająca opowiastka o przezwyciężaniu ograniczeń (była głuchoniema). Nie do dostania nigdzie, więc pewnie nikt jej nie przeczyta i tak.

Obertyńska to pamiętnik tułaczki po sowieckich łagrach, a Wańkowicz - cóż - to Wańkowicz. Kolejna powieść-pamiętnik, tym razem z lat 50. Oh, joy...

KLASA VIII

ZNOWU PAN TADEUSZ!!!!

Aleksander Kamiński, Kamienie na szaniec
Adam Mickiewicz, Pan Tadeusz
Juliusz Słowacki, Balladyna
Antoine de Saint-Exupery, Mały Książę
Stefan Żeromski, Syzyfowe prace

Nic współczesnego, co Was pewnie nie dziwi. 
Mamy tu obrzydliwe "Kamienie na szaniec" (hej, wojenka, dzielni chłopcy, znowu, znowu, znowu); jest też "Mały książę", który jest książką dla młodszych dzieci, wbrew temu, co chcą myśleć niektórzy dorośli, ale poza tym, że jest pretensjonalny, to przynajmniej nieszkodliwy.

Gorzej, że znowu Żeromski i znowu nic, co się czyta z przyjemnością. Nic, co ma dziewczęcych bohaterów (no, w "Balladynie" przynajmniej są i pojawiają się trupy, zawsze to jakaś rozrywka).

W lekturach uzupełniających pojawiają się "Igrzyska śmierci" (osobiście nie lubię, ale młodzież uwielbia, więc tutaj wielki plus), ale poza tym - czy ktoś nie mógłby pójść do ministerstwa i im powiedzieć, że upadli na głowę?

Bogdan Bartnikowski, Dzieciństwo w pasiakach
Miron Białoszewski, Pamiętnik z powstania warszawskiego (fragmenty)
Suzanne Collins, Igrzyska śmierci
Arkady Fiedler, Dywizjon 303
Jan Paweł II, Pamięć i tożsamość (fragmenty)
Karolina Lanckorońska, Wspomnienia wojenne 22 IX 1939 – 5 IV 1945 (fragmenty)
Nela Mała Reporterka, Nela na kole podbiegunowym
E.-E. Schmitt, Oskar i pani Róża

Dzieciństwo w pasiakach, Pamiętnik z powstania, Dywizjon, Wspomnienia wojenne??? Hej, nie za radośnie? Wisienką na torcie jest jednak "Nela na kole podbiegunowym" obok całej tej martyrologii. Oto książka dla ośmiolatków obok literatury wojennej. Ja pierdolę. Wybaczcie język, ale JA PIERDOLĘ.

--- --- --- 

Słuchajcie, czas na tajne komplety.
Czas na rozmowy z nauczycielami, żeby się dowiedzieć, jak zamierzają realizować ten szalony program. Czas na rozmowy z naszymi dziećmi na temat tego, co się będzie działo w szkołach. A może nawet czas na wyprowadzkę z tego szalonego kraju...
Chłopiec zwany Gwiazdką

Chłopiec zwany Gwiazdką

Książka Matta Haiga została już okrzyknięta nowym świątecznym klasykiem. Tłumaczona na wiele języków, wychwalana pod niebiosa w recenzjach, na dodatek ślicznie wydana (co mówię z pewnym bólem, bo została wydana przez Zysk, które to wydawnictwo kojarzy mi się ostatnio wyłącznie źle, zwłaszcza od niedawnej niewybaczalnej afery londyńskiej), nie mogła umknąć mojej uwadze.

Jako ktoś, kto kocha przygotowania do świąt bardziej od samych świąt (och, jak dobrze jest ignorować paskudną pogodę, kiedy człowiek skupia się na obwieszeniu domu lampkami i odpalaniu cynamonowych świeczek), usiadłam do czytania z wysokimi oczekiwaniami.


Pierwszy szok przeżyłam na samym początku (uwaga, będą lekkie spoilery - nie dam rady inaczej, chociaż postaram się nie zdradzać żadnych plot twistów) - ach, to nie jest książka dla wrażliwych maluchów. Jedenastoletni Mikołaj, który jest głównym bohaterem, nie ma łatwego życia, a autor nie bawi się w subtelności. Matka dzieciaka zginęła, kiedy zapędził ją do studni niedźwiedź, ojciec ledwo wiąże koniec z końcem, a młody ma do zabawy jedynie cuchnącą lalkę wystruganą z rzepy. Kiedy - w pogoni za zarobkiem - tata wyjeżdża i zostawia syna pod opieką swojej siostry, ta okazuje się okrutnicą i wariatką.

Któregoś dnia Mikołaj, tęskniąc za ojcem i mając dosyć swojego żałosnego życia z okropną ciotką, ucieka i wyrusza śladem ojca, który - w służbie królowi - udał się na daleką północ odnaleźć krainę elfów. Po drodze jedenastolatek zaprzyjaźnia się z reniferem, a elfy stają przyczynkiem do opowieści nie tylko o tym co dobre, a co złe, ale też o tym, co się dzieje ze społeczeństwem, które kieruje się strachem przed obcymi i o pułapkach odpowiedzialności zbiorowej. Bardzo to ważna lekcja, sądzę że nieprzypadkowa w dzisiejszych czasach i wpisująca się cudownie w świąteczną atmosferę, z założenia pełną miłości i miłosierdzia.


Po przeczytaniu nie miałam wrażenia, że to arcydzieło, które przebije Dickensa, ale nadzwyczajnie doceniam tę książkę. Jest okrutna i zabawna jednocześnie, jak najlepsze baśnie. Ilustracje Chrisa Moulda są śliczne i dowcipne, a sama opowieść o pochodzeniu Mikołaja - świątecznego darczyńcy, jest zwyczajnie świeża i ciekawa.


Muszę jednak uprzedzić, że absolutnie nie jest to książka dla przedszkolaków (chyba że są gotowi na obcowanie np. z wróżką, którą bawi wysadzanie w powietrze ludzkich głów), ani dla ludzi przywiązanych do religijnych wyjaśnień oraz biskupiego rodowodu Mikołaja.

Podsumowując - bardzo solidna pozycja, idealna na Mikołajki. Humor w sam raz dla dziesięciolatków, niektóre treści w sam raz dla naszego rządu (ale i tak nie zrozumieją, bo dziesięciolatki kumają więcej). Ja się dobrze bawiłam przy czytaniu, mój syn też. A książka poleży trochę na widoku, stanowiąc świąteczną dekorację. :)


Copyright © 2014 Na regale , Blogger