Helisa
Kiedyś przeczytałam "Blackout" Elsberga i uznałam, że co prawda to była kiepska książka, ale w sumie sprawiła mi pewną frajdę, więc zaryzykuję "Helisę"; no i akurat czytam dwie duże księgi o genetyce ("Gen" i "Krótka historia wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek żyli"), to się jakoś wpasuje. Guilty pleasure.
Nie powiem, zaważył też fakt, że mogłam ją mieć za 10 zł.. I to, że w czasie ostatnich upałów zwyczajnie nie mogłam się skupić na czytaniu niczego trudnego.
I tak o.
Jeśli myślałam, że "Blackout" miał przynajmniej bazę w postaci niezłego researchu, więc można było się przy nim umiarkowanie rozerwać, to tutaj brak umiejętności pisarskich autora nie miał już żadnego oparcia w ciekawostkach i wiedzy. Tutaj całkiem nie taki zły pomysł został rozwleczony jak trup po asfalcie i zmiażdżony brakiem pomysłu na postacie oraz chęcią napisania Bardzo Grubej Książki.
UWAGA SPOILERY!
Książka ma 669 stron, ale dokonam cudu i opowiem Wam, co się tam wydarzyło, w jednym akapicie. Otóż ktoś produkuje super inteligentne, zmodyfikowane genetycznie dzieci, a te dzieci wymykają się spod kontroli - jedno z nich chce ratować ludzkość, produkując po kryjomu rośliny i zwierzęta GMO odporne na choroby, suszę i wszystko, żeby wyżywić np. Afrykę, a drugie chce zawładnąć światem, morduje ważnego polityka i chce, żeby świat zapełniły kopie jego samego. BUAHAHA, evil plan, źli ludzie, złe koncerny, biedne bezdzietne małżeństwa, itd.... Over.
A to wszystko upchnięte w jakąś dziwną intrygę bez rozumu, z koszmarnymi dialogami, z postaciami bez wyrazu. Akcja ciągnie się jak mordoklejka, większość czasu autor opisuje jak ludzie się przemieszczają z kontynentu na kontynent oraz knują półsłówkami, które mają zaciekawić, ale sprowadzają się do tego, że głównie nużą, bo ileż można czekać, aż stanie się coś konkretnego?
Rozstrzygnięcie to kilkadziesiąt stron, na których nie dowiadujemy się niczego konkretnego. Mimo że ja nie mam nic do otwartych zakończeń, to tym razem sprowadza się to do tego, że po przebrnięciu przez prawie 700 stron pierdololo bez ładu i składu, nadal nie wiemy, jaki jest finał eksperymentu i co będzie dalej. NO TO PO CO W OGÓLE ZACZYNAĆ TEMAT???
Nie czytajcie, to już "Blackout" lepszy. W sumie teraz to mi się nawet całkiem dobry wydaje. W porównaniu z.
A teraz chłodniej, to wracam do lektury "Genu".
Nie powiem, zaważył też fakt, że mogłam ją mieć za 10 zł.. I to, że w czasie ostatnich upałów zwyczajnie nie mogłam się skupić na czytaniu niczego trudnego.
I tak o.
Jeśli myślałam, że "Blackout" miał przynajmniej bazę w postaci niezłego researchu, więc można było się przy nim umiarkowanie rozerwać, to tutaj brak umiejętności pisarskich autora nie miał już żadnego oparcia w ciekawostkach i wiedzy. Tutaj całkiem nie taki zły pomysł został rozwleczony jak trup po asfalcie i zmiażdżony brakiem pomysłu na postacie oraz chęcią napisania Bardzo Grubej Książki.
UWAGA SPOILERY!
Książka ma 669 stron, ale dokonam cudu i opowiem Wam, co się tam wydarzyło, w jednym akapicie. Otóż ktoś produkuje super inteligentne, zmodyfikowane genetycznie dzieci, a te dzieci wymykają się spod kontroli - jedno z nich chce ratować ludzkość, produkując po kryjomu rośliny i zwierzęta GMO odporne na choroby, suszę i wszystko, żeby wyżywić np. Afrykę, a drugie chce zawładnąć światem, morduje ważnego polityka i chce, żeby świat zapełniły kopie jego samego. BUAHAHA, evil plan, źli ludzie, złe koncerny, biedne bezdzietne małżeństwa, itd.... Over.
A to wszystko upchnięte w jakąś dziwną intrygę bez rozumu, z koszmarnymi dialogami, z postaciami bez wyrazu. Akcja ciągnie się jak mordoklejka, większość czasu autor opisuje jak ludzie się przemieszczają z kontynentu na kontynent oraz knują półsłówkami, które mają zaciekawić, ale sprowadzają się do tego, że głównie nużą, bo ileż można czekać, aż stanie się coś konkretnego?
Rozstrzygnięcie to kilkadziesiąt stron, na których nie dowiadujemy się niczego konkretnego. Mimo że ja nie mam nic do otwartych zakończeń, to tym razem sprowadza się to do tego, że po przebrnięciu przez prawie 700 stron pierdololo bez ładu i składu, nadal nie wiemy, jaki jest finał eksperymentu i co będzie dalej. NO TO PO CO W OGÓLE ZACZYNAĆ TEMAT???
Nie czytajcie, to już "Blackout" lepszy. W sumie teraz to mi się nawet całkiem dobry wydaje. W porównaniu z.
A teraz chłodniej, to wracam do lektury "Genu".
mnie akurat "Blackout" się podobał. Może nie tak całkiem bezkrytycznie, ale trochę mi ta książka dała do myślenia, a sama fabuła wciągnęła.
OdpowiedzUsuńFabularnie był o wiele ciekawszy od "Helisy" na pewno. :) I research lepszy. :)
Usuń