Nie pojedziemy zobaczyć Auschwitz.
Wszystkie wypowiedzi przytoczone w tej książce są prawdziwe. Rozmowy zostały nagrane, osoby i miejsca sfotografowane.O komiksie Dresa sporo czytałam przed jego ukazaniem się w Polsce i bardzo chciałam go dostać w swoje ręce. Recenzje także były bardzo intrygujące i raczej entuzjastyczne, a temat książki bardzo dla mnie ciekawy.
Jérémie (wraz z bratem) przyjeżdża do Polski odszukać ślady swoich przodków. Odwiedza Warszawę, Żelechów (i tamtejszy zaniedbany, ginący cmentarz żydowski, przy którego opisie zwyczajnie się wstydziłam), Kraków, ale postanawia nie oglądać Oświęcimia - prawdopodobnie dlatego, że byłoby to zbyt silne przeżycie, bardzo wpływające na wrażenia z całej podróży.
Chce zobaczyć nie tylko stary dom dziadków i groby pradziadków, ale też to, jak wygląda współczesna polska społeczność żydowska. Odwiedza rabinów, ośrodki kulturalne i urzędy (i tutaj czasami trafia na mur - nie tylko nieznajomości angielskiego, ale też zwyczajnego niechcenia i dziwnych przepisów - welcome to Poland).
Ponieważ przed wyjazdem wszyscy ostrzegają go, że w Polsce jest pełno antysemitów, często zwyczajnie boi się chodzić po żydowskich cmentarzach (zwłaszcza na prowincji) i unika przyznawania się do tego, że jest Żydem (po trosze mu się nie dziwię).
- Nie podoba mi się, jak na nas patrzą. Raczej nie przyjeżdża tu zbyt wielu turystów, więc jeśli nie jesteśmy turystami, a nie wyglądamy na miejscowych, to...Książka jest miejscami przeładowana informacjami, więc często pojawiała mi się myśl, że nie było sensu robienia z tej historii komiksu. Że zwyczajna relacja, uzupełniona komiksowymi rysunkami co bardziej interesujących anegdot, miałaby może większą rację bytu. Jednak kiedy skończyłam czytać, jakoś już o tym nie myślałam. Cała opowieść nie jest ani dynamiczna, ani porywająca. To taki spacer po śladach, przerywany rozmowami z różnymi ludźmi, związanymi ze środowiskiem polskich Żydów. Nic się tam nie dzieje, a ostateczne wnioski musimy wysnuć sobie sami, bo nawet sam autor nie jest pewien, co powinien myśleć o wszystkim, co zdołał zobaczyć.
- To jesteśmy kolesiami wynajętymi przez żydowskiego miliardera do zrobienia zdjęć jego rodzinnego miasteczka?
(klik, żeby powiększyć)
Na samym końcu książki pojawia się jeszcze jedno, ostatnie świadectwo, relacja kobiety, która wyjechała z Polski z powodu wydarzeń w 1968 roku. Gorzkie słowa. Takie zwieńczenie całej wyprawy. Emocjonalne, subiektywne i stronnicze. Przesadzone. Ale tak właśnie wygląda Polska z zewnątrz. I nie bez powodu. Trochę chce mi się stąd uciec teraz, ale mi przejdzie. Chyba.
właśnie kończę czytać; pewnie od razu zabiorę się za napisanie własnych kilku słów o tej książce.
OdpowiedzUsuńa tak przy okazji polecam, dla przeciwwagi lub dla poszerzenia kontynentu, komiks Rutu Modan "Zaduszki", który również dzieje się w PL
Zanotowałam. Na pewno zerknę. :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń